ďťż
o FOZZ w XV rocznicę śmierci W. Pańki

WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA


zdumiewająca sesja naukowa

Zdumiewająca sesja rocznicowa na Uniwersytecie Śląskim

Rektor, Dziekan Wydziału Prawa i Komisja Zakładowa NSZZ Solidarność Uniwersytetu Śląskiego zorganizowali w dniu 11 grudnia 2006 uroczystą Sesję Panelową „Profesor Walerian Pańko w XV Rocznicę Śmierci”. Zaproszenie na tę Sesję przewidywało podjęcie i podpisanie apelu o wznowienie śledztwa w sprawie okoliczności tego tragicznego wydarzenia. Do wystąpienia w programie Sesji zaproszono także mnie i dra Wojciecha Błasiaka, posła II Kadencji.

Dostarczony nam wraz z zaproszeniem program przewidywał, kolejno, wystąpienia: Rektora UŚ Profesora Janusza Janeczka, Dziekana Wydziału Prawa prof. Z. Tobora, ,, b. Marszałka Senatu prof. Andrzeja Stelmachowskiego JE Ambasador Prof. Ireny Lipowicz, Kanclerza UŚ dra Jana Jelonka, szefa Katowickiego Oddziału IPN dra Andrzeja Sikory, Prezesa Trybunału Konstytucyjnego sędziego Jerzego Stępnia, wiceprezesa NIK Piotra Kownackiego. Po tych wystąpieniach, o godzinie 12.30 miałem zabrać głos ja z referatem „FOZZ a złamanie parytetu stóp procentowych”, a po mnie Wojciech Błasiak na temat „Tajemnice FOZZ i Banku Handlowego z perspektywy 15 lat”. Nasze dwudziestominutowe wystąpienia były przewidziane jako ostatnie, po nich miało nastąpić uchwalenie Apelu i uroczysty obiad, wydany przez Rektora dla uczestników panelu.

Kiedy przybyliśmy – dr Błasiak i ja – na miejsce obrad ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że na rozwieszonych wszędzie plakatach z programem sesji nie ma naszych nazwisk i naszych wystąpień. Organizatorzy uspokoili nas, że jest to efekt technicznego przeoczenia i że nasze referaty są przewidziane do wygłoszenia jak najbardziej. Pomimo tego, otwierający sesję Dziekan Wydziału Prawa powitał, oddzielnie uczestników indywidualnie wszystkich uczestników panelu, pomijając jedynie nasze nazwiska i tytuły naszych wystąpień.

Po kolei przemawiały wymienione w programie osoby. Interesującą cechą wszystkich tych wystąpień było to, że nikt z mówców nie nawiązał ani jednym słowem do przyczyn śmierci Prezesa NIK, tak jakby była to śmierć najzupełniej naturalna i nie wiążąca się z czymkolwiek, poza Złym Losem, który nieoczekiwanie zabrał spośród nas tego wspaniałego, niezwykłego, mądrego i prawego człowieka. Wszyscy mówcy w podniosłych słowach kreślili sylwetkę i drogę życiową Profesora, jego dokonania naukowe, pracę w Solidarności, działalność podziemną, internowanie, a potem jego działalność w Sejmie i Senacie. Co więcej, wystąpienia znacznie przekraczały zaplanowany czas, w dodatku do głosu dopuszczane były inne osoby, nie przewidziane w programie, które dodatkowo ubarwiały i wzbogacały ten monumentalny portret.

Kiedy ok. godziny 13.15 przyszła kolej na nasze prezentacje okazało się, że głosu należy udzielić najpierw doradcy Prezesa NIK, panu dr Józefowi Nadlewowi, który przyjechał w jego zastępstwie.

Przemówienie delegata Prezesa NIK całkowicie zmieniło obraz Sesji. Przede wszystkim zaatakował on pomysł uchwalania jakiegoś apelu w sprawie wznowienia śledztwa i wyjaśnienia okoliczności śmierci Waleriana Pańki – jego osobistego najbliższego przyjaciela. Była to najbardziej „naturalna” śmierć, banalny wypadek drogowy, i nie ma czego dociekać. Profesor Pańko nie był w posiadaniu jakichkolwiek tajemnic, wszystko co wiedział na temat FOZZ przedstawił Sejmowi w pisemnym Raporcie NIK, nie było żadnego powodu, aby ktokolwiek chciał go zabić. W istocie – wyjaśniał Przyjaciel Profesora – wszelkie takie sugestie rzucają cień na osobę tego wielkiego człowieka i on, jako przyjaciel, chce bronić świętej pamięci Walerian Pańki. Co więcej – grzmiał mówca – podobne osoby wysuwają także niegodne podejrzenia, że i śmierć Michała Falzmanna budzić może podejrzenia, podczas gdy był to najbardziej normalny zawał, jaki jest typowy u czterdziestolatków. Na dodatek Michał Falzmann był właściwie psychicznie chorym, opanowanym manią prześladowczą. Powołał się przy tym na słowa Wdowy, pani Izabeli Falzmannowej, która jakoby miała mu wyznać, że „w ostatnim okresie jej mąż był po prostu wrakiem psychicznym”.

Kiedy p. Nadler zakończył swoje przemówienie, Pani Profesor Lipowicz, z gronem innych wybitnych osobistości opuściła salę obrad.

Przewodniczący udzielił głosu mnie i drowi Błasiakowi, ale od razu zaznaczając, ze jesteśmy już po czasie i musimy nasze wystąpienia skrócić. Wojciechowi Błasiakowi zaproponował 5 minut! Było więc widoczne, ze cały ten przebieg sesji, rozciąganie obrad, dopuszczanie do głosu osób niezapowiedzianych,. miało na celu „wypchnięcie nas” z programu. Nasze wystąpienia były brutalnie przerywane, a Wojciechowi Błasiakowi po prostu prowadzący odebrał głos i uniemożliwił zakończenie referatu.

Rzecz jasna, będąc przy głosie, zaprotestowaliśmy przeciwko skandalicznej wypowiedzi delegata NIK. Oświadczyłem, że dr Nadler kłamie wkładając w usta Izabeli Falzmannowej podobne głupstwa. Szczycę się przyjaźnią całej Rodziny Michała Falzmanna i nigdy podobnych opinii z ust Jego Żony ani ja, ani o ile wiem nikt inny nie słyszał . Izabela Falzmannowa jest dobrze znana uczestnikom Ruchu JOW ponieważ towarzyszy nam aktywnie od samego początku, przyjeżdża, często z Córkami, na nasze konferencje w najodleglejszych nawet rejonach Polski i wszyscy znamy jej opanowanie i mądre, wyważone i precyzyjne sądy i wypowiedzi.

Po odebraniu głosu drowi Błasiakowi przewodniczący zamknął sesję, o uchwalaniu apelu już nie wspominając. Do głosu dopuścił tylko p. Urszulę Pańko, która podziękowała za zorganizowanie sesji i powiedziała nam, że Walerian Pańko był jej wielką miłością i jego pamięci do dzisiaj jest wierna.

Apel został wyłożony do podpisu w korytarzu budynku. Nie wiem jakie są jego dalsze losy. Ze swojej strony napisałem list do Prezesa NIK w sprawie oburzającego wystąpienia jego doradcy. Napisaliśmy także do Rektora wyjaśniając dlaczego nie przyjęliśmy zaproszenia na obiad.

Teksty przygotowanych przez nas wystąpień i wysłane listy załączamy, aby każdy
mógł sam sobie wyrobić opinię o tej dziwnej akademickiej sesji, która miała uczcić pamięć Profesora Waleriana Pańki, Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, który zginął w dniu, w którym kończył 50 rok życia.

Jerzy Przystawa



Wydawać by się mogło, że 15 lat od tajemniczych śmierci Michała Tadeusza Falzmanna i Jego szefa, Prezesa Najwyższej Izby Kontroli prof. Waleriana Pańki, to wystarczająco długi okres czasu, aby wszystko, co się wiąże z tzw. aferą FOZZ zostało ostatecznie wyjaśnione, nawet gdyby ujęcie i ukaranie winnych nie było możliwe. Nie tylko przecież przez prawie 9 lat prowadzone było drobiazgowe śledztwo prokuratorskie, nie tylko zakończył się prawie 7 lat trwający proces karny, ale w tzw. międzyczasie powstał Instytut Pamięci Narodowej, a w nim setki wysokiej klasy specjalistów z dostępem do najtajniejszych akt.

Tymczasem, 15 lat od tamtych wydarzeń, sprawa FOZZ bez przerwy pojawia się w obiegu publicznym i wydarzenia, pozornie bez najmniejszego z nią związku, stają się nagle przedmiotem zainteresowania dociekliwych komentatorów, a także podstawą tajemniczych i mglistych oskarżeń pod adresem różnych bohaterów naszego życia publicznego. Utarło się już określanie afery FOZZ jako „matki wszystkich afer”, co jest o tyle niezrozumiałe, że kwoty, jakich zagarnięcie zarzucono oskarżonym – niecałe 400 milionów złotych – wydają się dość skromne w porównaniu z innymi aferami, o których mówi się znacznie głośniej, jak chociażby przy przesłuchaniach kolejnych sejmowych komisji śledczych. Z jakiegoś jednak powodu, od dawna zapowiadane powołanie komisji śledczej w sprawie FOZZ nie może się doczekać realizacji. XV rocznica śmierci Waleriana Pańki i Michała Falzmanna minęły praktycznie niezauważone, a ludzie, którzy stracili życie z powodu ich zaangażowania w obronę majątku narodowego, nie doczekali się nawet pośmiertnego uhonorowania.

Co ujawnił Falzmann?

Michał Falzmann w swoim memoriale dla Prezesa NIK przedstawił i opisał „źródła utraty pieniędzy” przez państwo polskie, wskazał zasadnicze kanały rabunku – gdzie FOZZ był tylko najnowszym i wyrafinowanym elementem - i przedstawił program postawienia mu tamy (zob.ref.1)W tych „źródłach” narastania długu polskiego najważniejszą rolę odgrywały umowy kredytowe i sposób ich wykorzystywania. Przez prawie pół wieku te „umowy kredytowe” wykorzystywane były – przy pomocy przemyślnych technik - do bogacenia się klasy beneficjentów komunizmu i ograbiania bezbronnego społeczeństwa. Wraz z „nową polityką ekonomiczną” od roku 1989 te techniki rabunkowe zostały niesłychanie wzbogacone przez nowe instrumenty, z których najbardziej skutecznym i wydajnym okazał się mechanizm naruszenia parytetu stóp procentowych.

Prawo Parytetu Stóp Procentowych.

Od roku 1989 wysokość stóp procentowych i kursy wymiany walut dyskutowane są zupełnie niezależnie od siebie, zupełnie tak, jakby nie było między nimi żadnego związku. Zarówno uczeni profesorowie i eksperci, jak zaangażowani politycy, jak i czujni i błyskotliwi publicyści mówią i piszą o tych sprawach całkiem oddzielnie, tak jakby tymi dwoma podstawowymi parametrami polityki finansowej państwa można było manipulować bez związku jednego z drugim. Tymczasem taki związek istnieje, a nawet, co więcej, posiada on matematycznie ścisłą postać i w świecie finansów jest znany pod angielską nazwą Interest Rate Parity Relationship (IRP), co na język polski możemy przetłumaczyć jako Prawo Parytetu Stóp Procentowych. Nie uciekając się do wzorów matematycznych, prawo to sformułować możemy tak (zob. Ref. 2 i 3)

Jeżeli w dwóch krajach, np. w Polsce i USA, przez jakiś czas obowiązuje różnica stóp procentowych, to kurs wzajemnej wymiany walut tych krajów nie może być stały, lecz musi się zmieniać w odpowiedniej relacji do tej różnicy. Jeśli przy różnicy stóp procentowych kurs wymiany pozostaje stały, to otwiera to drogę do tzw. arbitrażu, czyli do pozbawionego ryzyka bogacenia się na czystej spekulacji finansowej.

Polski NEP

W Polsce, od czasów „Pierwszego Balcerowicza”, a więc od 1989 roku, to prawo parytetu stóp procentowych jest w sposób ciągły i systematyczny gwałcone, w wyniku czego główne „prawdziwe interesy” jakie się w Polsce i na Polsce robi, to są interesy spekulacyjne. To właśnie złamanie tego prawa stanowi podstawę prawie wszystkich do dzisiaj niewyjaśnionych, afer gospodarczych, przede wszystkim tej, którą się określa jako „afera FOZZ”, ale także Art.B i wielu innych. Skuteczność i „wydajność” tych spekulacji jest tym większa im większa jest różnica stóp procentowych i im dłużej utrzymywany jest niezmieniony kurs wymiany.

Na początku roku 1990, Zarządzeniem Prezesa NBP (zob. Ref. 4) oprocentowanie lokat bankowych zostało wyznaczone jako 36% na miesiąc. To oprocentowanie potem ulegało zmianom, ale średnio nie było wówczas mniejsze niż 80% w stosunku rocznym, podczas gdy w bankach zachodnich nigdzie nie przekraczały 10 %. Możemy więc przyjąć, że różnica oprocentowań wynosiła średnio 70% w stosunku rocznym.

W tym samym czasie kurs wymiany złotego do dolara został ustalony jako 1 USD do ok.10.000 złotych i taki stosunek był utrzymywany przez ponad 2 lata. Opinia publiczna była utrzymywana w przeświadczeniu, że był to niesłychany sukces polityki Balcerowicza, który w ten sposób pokonał szalejącą inflację i stworzył „twardą, wymienialną złotówkę”. Ta złotówka nie była jednak ani „twarda” ani „wymienialna”, gdyż swobodnie wymieniać można było złotówki na dolary jedynie w kantorach, co więcej, rozkwit i powstanie tych kantorów nie był pomyślany dla ułatwienia życia obywatelom, lecz że były to swoistego rodzaju „transformatory pieniędzy”, odgrywające istotną rolę w spekulacjach finansowych. Nic też dziwnego, że przejęli od razu „w opiekę” różni funkcjonariusze służb specjalnych, jak np.osławiony senator Gawronik.

Jak to działało (i nadal działa!)?

Aby zrozumieć co się naprawdę działo, spróbujmy prześledzić następujący przykład.

.Wyobraźmy sobie, że mamy w USA Ciocię, która gotowa byłaby pożyczyć nam na rok jeden milion dolarów. Ciocia w Ameryce trzyma swoje pieniądze w banku, więc żeby Ciocia nie poniosła straty, umawiamy się, że po roku oddamy jej tę sumę z odpowiednim procentem, powiedzmy 10%, a więc oddamy jej 1.100.000 USD.

Pożyczone dolary szybko wymieniamy, w kantorze oczywiście, na złotówki, i dostajemy za nie 10 miliardów starych polskich złotych.

Te 10 miliardów złotych zanosimy do jednego z polskich banków , które gwarantują nam lokatę na 80% na rok. Po roku czasu bank nam wypłaca 10 miliardów plus 80%, czyli 18 miliardów złotych.

Ponieważ kurs wymiany w tym czasie się nie zmienił, więc udajemy się do kantorów, tam kupujemy dolary, których kupimy 1.800.000.

Oddamy Cioci 1.100.000 i w ten sposób zarobiliśmy „na czysto” i bez wysiłku 700.000 dolarów..

Zwróćmy uwagę, że gdyby było przestrzegane w tym czasie Prawo Parytetu Stóp Procentowych, to taki interes byłby w ogóle niemożliwy! Albowiem Prawo Parytetu wymaga, żeby przy takiej różnicy stóp procentowych, kurs wymiany dolara na złote rósł w ciągu roku i na koniec roku 1 USD kosztować powinien nie 10.000 złotych ale około 20 tysięcy i to chodzenie do kantorów i banków żadnego zysku by nie przyniosło. Stało się jednak inaczej i zysk był gwarantowany.

Spekulacje bardziej wyrafinowe: „oscylator”!

Ale w ten sposób opisaliśmy jedynie „zysk prosty” i „spekulację prostą”. Tymczasem pogwałcenie prawa parytetu otwierało drogę do zysków bardziej wyrafinowanych i dużo większych.

Przypuśćmy, że lokując 10 miliardów złotych w NBP (PKO BP, czy gdzie indziej), zawarliśmy z bankiem umowę i otrzymaliśmy „kwit gwarancyjny”, że bank ten wypłaci nam, na koniec roku, 18 miliardów złotych, czyli równowartość 1.800.000 dolarów USA.

Z kwitem na taką kwotę moglibyśmy pojechać np. do Luksemburga czy Wiednia i tam, w normalnym banku, pod zastaw tego kwitu, zawrzeć umowę kredytową. Powiedzmy, że negocjacje przebiegły pomyślnie i jakiś bank zachodni (albo jakaś inna Ciocia) pożyczył nam 1.800.000 USD! Jeśli to jest znowu pożyczka na 10%, to po roku trzeba będzie oddać 1.980.000 USD.

Teraz możemy operację powtórzyć: pojechać do Polski, wymienić szybko na złotówki, uzyskując z wymiany 18 miliardów złotych. Lokując te 18 miliardów na 80% na rok, powinniśmy z banku otrzymać 18 mld plus 80% czyli 32 miliardy 400 milionów złotych.

Teraz to wszystko policzmy:

Oddać Pierwszej Cioci: 1.100.000 USD

Oddać Drugiej Cioci: 1.980.000. USD

Razem do oddania : 3.080.000 USD

Wypłata Pierwszej Lokaty: 18.000.000.000 zł

Wypłata Drugiej Lokaty: 32.400.000.000 zł

Razem z polskich banków: 50.400.000.000 złotych

Wymieniamy to w kantorach na 5.040.000 USD

Oddając „ciociom” 3.080.000 USD zostaje nam na czysto: 1.960.000 USD.

Każdy może teraz sobie policzyć, jaki zysk osiągnęlibyśmy, gdybyśmy, zamiast czekać i kasować te pieniądze na koniec roku, poszukali Trzeciej Cioci i wzięli z Drugiej Lokaty kwit na równowartość trzech milionów dolarów! Itd. Itd. Gdyby tak udało nam się „oscylować” pomiędzy kolejnymi „ciociami” i kolejnymi bankami powiedzmy raz na miesiąc, to w ciągu 12 miesięcy z jednego miliona dolarów moglibyśmy „wyciągnąć” nawet i 100 milionów dolarów (zob. Ref.2)! Takie oto możliwości stworzyło pomysłowym i sprytnym (i ustosunkowanym!) ludziom pogwałcenie Prawa Parytetu Stóp Procentowych przez zamrożenie kursu dolara i „utwardzenie złotówki”.

Te możliwości zostały wykorzystane, ponieważ w Polsce (i za granicą!) nie brakuje ludzi sprytnych i pomysłowych. Najlepiej opisane są osiągnięcia Art.B w książce „Bagsik & Gąsiorowski: jak kradliśmy księżyc” (ref.5) W książce „Kto się boi Art.B ?” (ref.6) Bagsik i Gąsiorowski chwalą się, że ten „oscylator” przyniósł im, w ciągu jednego roku, zysk 18.000 procent! Swego wynalazku nie nazwali jednak „oscylatorem”, ta nazwa przyjęła się później, ale „B.G. Moneytron”, a więc, tłumacząc na polski : „Bagsika i Gąsiorowskiego Akcelerator Pieniędzy”.

W taki oto sposób, przez zamrożenie kursu dolara przy wysokich stopach procentowych, stworzona została okazja do nieograniczonego arbitrażu, a co za tym idzie do nieograniczonego drenażu finansów publicznych.

Kto mógł na tym skorzystać?

Co było potrzebne aby móc wykorzystać tę niebywała okazję? Dwa elementy:

Trzeba było wiedzieć, że kurs dolara zostanie utrzymany przez dłuższy okres czasu przy wysokich stopach procentowych. Innymi słowy, trzeba było mieć dostęp do sekretów polityki finansowej państwa.

Trzeba było mieć dostęp do przyzwoitego kredytu, potrzebna była „ciocia”, która pożyczy ten pierwszy milion dolarów, czy pierwszy miliard złotych (mniejszych sum nie bierzemy pod uwagę).

A zatem odpowiedź na postawione wyżej pytanie jest taka: z możliwości opisanego wyżej arbitrażu (oscylatora, moneytronu itp.) skorzystać mógł każdy, kto posiadał odpowiednią informację i miał dostęp do odpowiedniego kredytu.

Najlepszą, najbardziej hojną i wydajną „ciocią” okazał się być FOZZ – Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. „Operatorzy FOZZ-u”, jego dyrektor generalny przede wszystkim i jego „partnerzy biznesowi”, otrzymali do dyspozycji z Budżetu Państwa kwotę ok. miliarda dolarów, z którą mogli robić praktycznie wszystko co im przyszło do głowy. Na dodatek, przy minimalnych obowiązkach księgowych, a nawet wręcz bez księgowania, gdyż przykrywką tych operacji wykonywanych „szyto-kryto” był pretekst wykupu polskich weksli dłużnych na tzw. wtórnym rynku. Ponieważ operacje takie były, z punktu widzenia prawa międzynarodowego, nielegalne, więc ta „nielegalność” stanowiła uzasadnienie do utajniania operacji i braku zapisów księgowych. Jednakże prawdziwe „interesy” operatorzy FOZZ przeprowadzali w sposób wyżej opisany: wykorzystując różnice stóp procentowych i stały kurs dolara.

Istnieją wszelkie podstawy sądzić, że zarówno drobiazgowe śledztwo w sprawie FOZZ, trwające 9 lat i kosztujące Skarb Państwa miliony dolarów, jak i wieloletni proces karny poszły w całkiem niewłaściwą stronę. Ani liczący ok. 600 stron Akt Oskarżenia, ani Wyrok, który wraz z Uzasadnieniem zajmuje ok. 850 stron tym aspektem sprawy się nie zajmują. Zakładając dobrą wolę sędziów, prokuratorów i śledczych w tej sprawie, przyjąć wypada, że wynika to z braku odpowiedniego wykształcenia i nieznajomości przedstawionego tu Prawa Parytetu Stóp Procentowych. Prokuratorzy zajęli się rachunkami księgowymi, czy udzielone kredyty zostały w odpowiednim czasie spłacone, czy pożyczane pieniądze oddane. Jak wiemy ten trop doprowadził do ujawnienia, że nie rozliczone zostały jakieś kwoty, razem na około 400 milionów złotych czyli nie wiele ponad 100 milionów dolarów. Akurat kilka razy mniej niż Bagsik i Gąsiorowski wywieźli w czasie swojej słynnej ucieczki z Polski. Jednakże istota sprawy nie polegała na tym, czy „ciocia” otrzymała pożyczony milion dolarów w całości i w terminie: tylko głupiec próbowałby oszukiwać taką dobrą „ciocię”, która umożliwia robienie takich fantastycznych interesów. Drenaż finansów publicznych i rabunek Polski polegał na tym co działo się pomiędzy pożyczeniem pieniędzy i ich oddaniem?

Jak oszacować straty jakie Polska poniosła w wyniku tych machinacji i jak znaleźć udziałowców tego procederu?

Odpowiedź na te pytania nie wymaga trudu i nie ma konieczności wysyłania ekip prokuratorów w najodleglejsze zakątki Ziemi. Odpowiedź znajduje się w NBP i w innych bankach w Polsce. Można postawić dwie hipotezy, których prawdopodobieństwo słuszności jest bliskie 1:

Wszystkie lokaty bankowe na sumy powyżej 100.000 USD - czytaj: jednego miliarda starych złotych, to były lokaty spekulacyjne, drenujące finanse Polski.

Wszystkie kredyty na kwoty przekraczające jeden miliard starych złotych i nie wykorzystane zgodnie z przeznaczeniem (banki nie mogą udzielać kredytów w celach spekulacyjnych, każdy kredyt musiał mieć jakieś „rzeczowe” uzasadnienie), to kredyty spekulacyjne, a więc przestępcze.

W procederze drenowania finansów Polski uczestniczyli zarówno rabusie „rodzimi”, krajowi, polscy, jak i zagraniczni. Na świecie pełno jest arbitrażystów, których jedynym zadaniem jest wyszukiwanie okazji do arbitrażu i za to otrzymują wysokie uposażenia. Jawne złamanie parytetu stóp procentowych, jakie miało, i nadal ma, miejsce w Polsce, stwarzało okazję, której trudno było się oprzeć. Był to zresztą schemat powielany w wielu miejscach na świecie i w różnych krajach, przede wszystkim tzw. krajach trzeciego świata. Jednym z bardziej głośnych przykładów jest casus Argentyny (zob. Ref. 1). Można się zasadnie obawiać, że w tym rankingu Polska wysuwa się na niechlubne pierwsze miejsce, gdyż nigdzie, o ile mi wiadomo, odstępstwa od Prawa Parytetu Stóp Procentowych nie były bardziej rażące i mechanizm rabunku nie pracował z większą wydajnością.

15 lat od śmierci Falzmanna i Pańki to 5 kadencji Sejmu, rządy 12 premierów ,14 ministrów spraw wewnętrznych i 14 ministrów sprawiedliwości, wielokrotne zmiany i transformacje służb specjalnych, reorganizacje prokuratury i policji. Można by oczekiwać, że czas już najwyższy na wykrycie i ujawnienie wszystkich siostrzeńców, bratanków i kuzynów cioci FOZZ. Tylko w ten sposób możemy spłacić dług, jaki zaciągnęliśmy wobec Profesora Waleriana Pańki , zabitego w dniu 7 października 1991 (w dniu 50 urodzin!) oraz Jego inspektora, Michała Tadeusza Falzmanna.

Literatura:

1.M. Dakowski, J. Przystawa: Via bank i FOZZ, Antyk, Warszawa, 1992

2.M. Baxter, A. Rennie: Financial Calculus, Cambridge University Press, Cambridge, 1996

3.J. Przystawa, M. Wolf: Physica A, 285 (2000), 220-226

4.Zarządzenie Prezesa NBP nr 18/89 z 20 grudnia 1989, Dz. Urz. NBP.89.7.15

5.J. Diatłowicki: Bagsik&Gąsiorowski: Jak kradliśmy księżyc, Wydawnictwo Art. & Scence, Wrocław 1991.

6.A. Kwiatkowska, T. Rudomino: Kto się boi Art.B?, Polska Oficyna Wyudawnicza BGW, Warszawa 1997

* wystąpienie na sesji „Profesor Walerian Pańko w XV Rocznicę Tragicznej Śmierci”, Uniwersytet Śląski , 11 grudnia 2006


http://jerzyprzystawa.salon24.pl/2539,index.html


naprawdę żałuje, że nie mam spluwy czasami.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA]. • Design by Free WordPress Themes.