|
HUZARZY ŚMIERCI |
WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA
Partyzanci i policjanci spod znaku trupiej czaszki. Polscy Huzarzy Śmierci w roku 1920
W lipcu 1920 roku wydarzenia wojenne na froncie bolszewickim przybrały niepokojący obrót. Silne zgrupowanie wojsk sowieckich, dowodzone przez zdolnego taktyka Michaiła Tuchaczewskiego, zaatakowało oddziały polskie rozciągnięte na szerokim obszarze dorzecza Dźwiny, Berezyny i Auty, grupujące w sumie 12,5 dywizji piechoty i zaledwie jedną brygadę kawalerii.
Przewaga liczebna nacierających skłoniła dowództwo polskie do odwrotu. Rosjanie przy tym umiejętnie wykorzystali swój największy atut: III Korpus Kawalerii, który ustawicznie obchodził wycofujące się dywizje polskie, i przez sam fakt przeskrzydlenia frontu zmuszał przeciwnika do kolejnego odskoku, nie pozwalając Polakom na zmontowanie solidnej obrony i okopanie się. Przemęczeni ciągłymi marszami żołnierze, stopniowo tracili wiarę w możliwość zatrzymania nieprzyjacielskiego natarcia. Co najgorsze, zdarzały się przypadki wybuchu paniki na sam widok nadciągających „czerwonych kozaków Gaj-Chana”, otoczonych ponurą sławą zbrodniarzy wojennych. Rzeczywiście, ekscesy takie jak mordowanie ujętych oficerów polskich, dobijanie rannych, czy profanacje kościołów, choć typowe dla weteranów rewolucji i wojny domowej w Rosji, kłóciły się z przyjętym w Polsce rozumieniem żołnierskiego etosu. Generał Szeptycki, który dowodził polskim Frontem Północno-Wschodnim, nie dysponował tymczasem odpowiednim środkiem, który zneutralizowałby największe zagrożenie dla podległych mu wojsk. W praktyce jedynym remedium na bolszewicką kawalerię była własna konnica. Tej właśnie brakowało.
Front polski zaczął niebezpiecznie zbliżać się ku Warszawie. W połowie lipca padło Wilno, a próba ustabilizowania obrony na rzece Niemen w oparciu o fortyfikacje Grodna nie powiodła się, gdyż sowiecki III Korpus Kawalerii opanował ogarnięte paniką miasto. Próba obicia Grodna nie powiodła się, a więc odwrót wojsk polskich trwał nadal. Na zapleczu trwało gorączkowe organizowanie nowych jednostek kawalerii, aby dzięki nim, wytrącić Tuchaczewskiemu z ręki najsilniejszy atut. Wśród tych pośpiesznie gromadzonych oddziałów był także Ochotniczy Dywizjon Jazdy 1. Armii, który zasłynął jako Dywizjon Huzarów Śmierci.
Huzarskie początki
Dowódcą nowo formowanej jednostki został porucznik Józef Siła-Nowicki, który wcześniej służył w legendarnym wołyńskim Dywizjonie Jazdy Kresowej pod komendą majora Feliksa Jaworskiego. „Jaworczycy” wsławili się jako oddział bliższy stylem walki partyzantce konnej, niż regularnej kawalerii. Brawura w boju i bezwzględność wobec wroga, stały się „znakiem szczególnym” tego dywizjonu, który nie bez podstaw przyjął złowieszczy emblemat: granatowy proporczyk z trupią czaszką i piszczelami. Insygnia tego rodzaju nie miały oczywiście żadnych politycznych podtekstów – był to znany od wieków, międzynarodowy symbol oddziałów wyborowych, które gardzą śmiercią i nie oszczędzają wroga. Swoich „huzarów śmierci” miała podczas I wojny światowej armia niemiecka i rosyjska. Tu należałoby chyba upatrywać pierwowzoru dla makabrycznej symboliki, tak chętnie przyjętej przez zagończyków z Wołynia i ochotników por. Siły-Nowickiego. Oficer ten rozpoczął tworzenie powierzonego mu dywizjonu 23 lipca 1920 roku w Białymstoku, a więc na bezpośrednim zapleczu frontu. W ciągu kilku dni, do służby zgłosiło się około 50 ochotników, głównie młodzieńców, którzy poza gorliwym patriotyzmem i ciekawością wojennej przygody posiedli podstawowe elementy wyszkolenia jeździeckiego. Zapewne właśnie ze względu na chęć przyciągnięcia takich ludzi Siła-Nowicki samowolnie zmienił nazwę swojego oddziału na Dywizjon Huzarów Śmierci, słusznie uważając, że tak bojowa i groźna nazwa pozytywnie wpłynie na morale „świeżo upieczonych” kawalerzystów. Innym źródłem powiększania „stanu osobowego”, było wypatrywanie na drogach odwrotu maruderów i niedobitków z rozproszonych pułków. Odpowiedni żołnierze byli zatrzymywani i wcielani do dywizjonu, aby „krwią odkupić hańbę dezercji”. Najliczniejszą jednak część huzarów stanowili twardzi weterani z frontowej kawalerii, a wśród nich „Jaworczycy”, ułani z pułku jazdy tatarskiej, a nawet pluton 18. Pułku Ułanów i grupa artylerzystów konnych.
26 lipca huzarzy musieli opuścić Białystok, który wpadł w ręce bolszewików dwa dni później. Kawalerzystów skierowano do rejonu Małkini, gdzie pośpieszne przygotowania do walki zostały zakończone. Dywizjon składał się dwóch szwadronów (jeden konny, drugi – z braku wierzchowców – pieszy) oraz plutonu ciężkich karabinów maszynowych i liczył niewiele ponad 500 szabel i 20 kaemów. Umundurowanie i uzbrojenie dywizjonu było dalekie od ujednolicenia, a wobec niesamowitej „pstrokacizny” szybko przyjął się wspólny dla wszystkich huzarski emblemat, wzorowany na oznace „Jaworczyków” – czaszka wycięta z blachy konserwowej lub nawet wymalowana białą farbą na okrągłych, „angielskich” czapkach, noszonych wówczas powszechnie w polskiej kawalerii.
Pierwsza potyczka huzarów miała miejsce już 30 lipca, a więc zaledwie po tygodniu od rozpoczęcia tworzenia oddziału. Zwycięska szarża pod wsią Dzierzby przyniosła trofeum w postaci dwóch karabinów maszynowych. Dywizjon skierowany został nad Bug, gdzie wszedł w skład 15. DP jako konny zwiad i zabezpieczenie pozycji piechoty z 29. Brygady. Kolejne dni przyniosły dalszy odwrót ku Warszawie. Mimo zatrważającej sytuacji strategicznej, huzarzy z odwagą i poświęceniem osłaniali swoich „podopieczych” z 15. DP, wycofujących się pod ciągłym naporem Rosjan. Dywizjon zyskał sobie pochlebną opinię dowództwa armii, a przy okazji, dzięki zdobyczom na przeciwniku, stał się wreszcie jednostką w pełni konną. W ogniu ciągłych walk huzarzy dotarli aż do podwarszawskiej Jabłonny, gdzie czekał ich krótki odpoczynek i nieoczekiwane uzupełnienie.
Granatowe uzupełnienie
Groźba bezpośredniego ataku bolszewików na Warszawę spowodowała, że wielu funkcjonariuszy Policji Państwowej zadeklarowało zamiar wstąpienia do powstających wówczas spontanicznie oddziałów ochotniczych. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, obawiając się niekontrolowanego odpływu kadr, postanowiło uregulować ten patriotyczny poryw policjantów poprzez powołanie odrębnych formacji bojowych. Mocą rozkazu Komendanta Głównego PP, powołano do życia Samodzielny Szwadron Policji Konnej, który zbierał się w Łodzi. Policjanci byli wartościowym „materiałem ludzkim”, gdyż w ogromnej większości mieli już za sobą frontową służbę w szeregach armii państw zaborczych lub w Legionach Polskich. Po zaledwie dwudniowym przygotowaniu szwadron policyjny dotarł do Warszawy już 10 sierpnia. Dowódca oddziału, komisarz Andrzej Jezierski i jego zastępca, podkomisarz Stefan Rozumski mieli pod komendą 88 policjantów, podzielonych na cztery plutony konne i pluton karabinów maszynowych. Wkrótce dołączyli do nich ochotnicy z policji stołecznej oraz funkcjonariusze ewakuowani z Kresów Wschodnich, razem 30 policjantów. Do sztabu szwadronu dołączył także podkomisarz Sarnecki. Policjanci byli jednolicie umundurowani, gdyż zachowali swoje granatowe uniformy służbowe, czarne buty i charakterystyczne okrągłe czapki ze skórzanym daszkiem. Już nazajutrz szwadron z rozkazu gen. Franciszka Latinika, nowego dowódcy 1. Armii, włączony został w skład Dywizjonu Huzarów Śmierci, stając się jego 3. szwadronem w sile 3 oficerów, 118 podoficerów i szeregowych, uzbrojonych w angielskie karabiny typu Enfield, szable i 8 karabinów maszynowych różnych systemów. Policjanci otrzymali przy tym stopnie wojskowe, równorzędne posiadanym rangom policyjnym.
Od Narwi do Niemna
Dywizjon huzarów, liczący już około 500 szabel i niespełna 30 km, przydzielony został 12 sierpnia do improwizowanej doraźnie z wszelkich dostępnych sił Grupy „Zegrze”, którą tworzyły ponadto 7. Brygada Rezerwowa, 6. Pułk Strzelców Granicznych, batalion ze 157. Rezerwowego Pułku Piechoty i kombinowany dywizjon artylerii polowej. Zadaniem grupy było uniemożliwienie wojskom sowieckim przekroczenia Narwi, ostatniej większej przeszkody wodnej przed Warszawą. Rano 13 sierpnia huzarzy rozpoczęli intensywne patrolowanie przedpola, aby ustalić położenie nieprzyjaciela. Szwadron policyjny zajął najtrudniejszy odcinek – przyczółek mostowy na Narwi, który mimo wielokrotnych ataków bolszewickich skutecznie utrzymał aż do nadejścia własnych piechurów. Huzarzy walczyli także pod Serockiem, skutecznie wspomagając piechotę 155. pułku w uporczywych bojach o miasto. 14 sierpnia huzarzy rozpoznawali okolice Nieporętu, gdzie oddziały przeciwnika przełamały po raz kolejny obronę polską. Przez cały dzień wiązali walką nadciągające siły nieprzyjacielskie, aby zyskać na czasie i umożliwić piechocie skonsolidowanie obrony na nowej linii. Także i w tych drobnych, ale gwałtownych utarczkach swoją wartość bojową potwierdzili policjanci, zyskując uznanie nie tylko dowództwa, ale i towarzyszy broni, spoglądających początkowo z pewną nieufnością na tak nietypowe uzupełnienie. Zresztą już sam fakt obecności ruchliwej i energicznej, „wszędobylskiej” kawalerii własnej, znakomicie poprawił nastroje polskiej piechoty i artylerii, która po raz pierwszy od ponad miesiąca skutecznie zatrzymała natarcie wroga, zadając atakującym bardzo ciężkie straty. Bój na przedpolach Warszawy związał poważną część armii Tuchaczewskiego i ułatwił wojskom polskim zwycięski manewr oskrzydlający, nazwany później „cudem nad Wisłą”. Dywizjon huzarski w tych gorących dniach przesilenia wojennego (13-16 sierpnia 1920 r.) stracił 9 poległych, 11 rannych i kilku zaginionych żołnierzy, co jak na tak zażarte starcia z przeważającą liczebnie piechotą i kawalerią sowiecką nie wydaje się liczbą wielką.
Po jednodniowym wypoczynku dywizjon wyruszył do pościgu za nieprzyjacielem, tym razem w składzie 10. DP. 17 sierpnia huzarzy zlokalizowali znaczne siły bolszewickie, przekraczające pośpiesznie Bug koło Kuligowa. Usiłowali związać przeciwnika walką, aż do nadejścia rozpaczliwie wzywanej piechoty. Nie zdołali jednak zapobiec przeprawie. Pluton policjantów z 3. szwadronu poszedł tropem bolszewików, w nocnym boju rozproszył zaskoczonych na biwaku „bojców” i nad ranem dołączył do sił głównych dywizjonu. W tym czasie por. Siła-Nowicki osobiście poprowadził szarżę huzarów na kolumnę rosyjską i odbił cztery działa polskie, zagarnięte przez nieprzyjaciela w niedawnych walkach. Rosjanie stawiali coraz słabszy opór, porzucali sprzęt i tabory, by jak najszybciej oderwać się od pościgu. Warszawa była uratowana, łatwo więc zrozumieć świetne nastroje, panujące mimo strat i wyczerpania walką w szeregach wojska polskiego. Poczucie zwycięstwa uskrzydlało także huzarów, którzy nieprzerwanie parli w awangardzie kontrataku 1. Armii. Pościg zaprowadził ich aż do Puszczy Kurpiowskiej, gdzie ukrywały się znaczne grupy sowieckich niedobitków. Kilkudniowa akcja oczyszczająca lasy doprowadziła 22 sierpnia do decydującego starcia, w którym huzarzy zdobyli kolejne 6 dział, wielu jeńców i liczne konie, natychmiast „powołane do służby” w dywizjonie. Najtrudniejszy jednak bój huzarzy mieli dopiero przed sobą. Rosyjski III Korpus Kawalerii zagrożony otoczeniem, skutecznie przebił się przez linie polskiej Brygady Syberyjskiej i ruszył na Kolno, aby przekroczyć granicę Niemiec i w ten sposób uniknąć niewoli. Kozacy „Gaj-Chana” wiedzieli, że nie mogą liczyć na miłosierdzie Polaków, gdyż ich zbrodnicze wyczyny, takie jak wymordowanie pacjentów i personelu szpitala w Płocku, nie uszłyby bezkarnie. Dlatego desperacko przebijali się ku granicy, słusznie licząc na sympatię władz niemieckich. Za nimi maszerowali piechurzy z 4 Armii. Drogę zastąpili im Huzarzy Śmierci. 24 sierpnia pod Myszyńcem doszło do wielogodzinnej walki, w wyniku której dywizjon huzarów zmierzył się z liczniejszym i uzbrojonym w silną artylerię wrogiem. O wyniku boju zadecydowała szarża, przeprowadzona przez główne siły dywizjonu pod osobistym dowództwem por. Siły-Nowickiego. Gwałtowny atak huzarów, którzy szablami rąbali ogarniętą paniką piechotę nieprzyjacielską, zdezorganizował obronę i zmusił sowietów do bezładnej ucieczki. Na placu boju pozostało 9 armat, tabory z różnorodnym zaopatrzeniem i wielu jeńców. W tym czasie podjazd huzarski, wydzielony z „policyjnego” 3 szwadronu, zniósł brawurową szarżą inną kolumnę nieprzyjacielską, biorąc dwa działa i 10 karabinów maszynowych. Pozostałe patrole huzarskie zagarnęły kolejne 4 armaty i 5 kaemów. Oprócz tego dywizjon zdobył około 200 koni (tych w kawalerii nigdy nie było zbyt wiele!) i „kilka kilometrów taborów”.
Uskrzydleni kolejnymi sukcesami huzarzy bez kompleksów skrzyżowali szable z bolszewicka kawalerią. Do walki doszło wieczorem 25 sierpnia w pobliżu miejscowości Leman. Dywizjon, wspomagany przez piechotę z 77. pułku, starł się wówczas całością swoich trzech szwadronów z równym liczebnie, trójszwadronowym zgrupowaniem „czerwonych kozaków”, którzy przez wiele tygodni bez trudu rozpraszali oddziały polskie na szlaku lipcowo-sierpniowego odwrotu. Bój przeżyło około 100 przeciwników, którzy na czas rzucili broń. Pozostali zalegli na pobojowisku, wybierając śmierć w walce. Zdobycz objęła 10 karabinów maszynowych i znaczną liczbę koni. W działaniach oczyszczających okolice Myszyńca z niedobitków, maruderów i dezerterów, huzarzy pozostali aż do 29 sierpnia, kiedy rozkazem dowództwa przeniesieni zostali do rejonu Ostrołęki. Tam w miejscowościach Rydzewo, Kołbiel i Stara Wieś huzarzy mogli wreszcie odpocząć. Nastąpiła także reorganizacja dywizjonu. 13 września 1920 roku szwadron policyjny został „zwrócony” MSW i tym samym zakończył swój huzarski epizod wojenny. Huzarzy Śmierci z żalem żegnali 3. szwadron, gdyż więzi braterstwa broni, choć niedawne, okazały się bardzo silne. Porucznik Siła-Nowicki specjalnym rozkazem podziękował odchodzącym za wspólną służbę, a ponadto przedstawił do oznaczenia za waleczność dowódcę konnych policjantów i jego czterech podwładnych. Szwadron policyjny powrócił 16 września do Łodzi, swojego miejsca powstania, gdzie powitany został z wielkim entuzjazmem, a następnie uległ rozformowaniu. Policjanci powrócili do swojej codziennej służby.
Uszczupleni odejściem jednego szwadronu, huzarzy uzupełniali w tym czasie wyposażenie i szkolili nowych ochotników. Zbliżała się decydująca o losach wojny polsko-bolszewickiej bitwa nad Niemnem. Dwuszwadronowy Dywizjon Huzarów Śmierci, liczący ponownie blisko 500 szabel i 20 karabinów maszynowych, zaliczony został do armijnych odwodów wraz z 3. Brygadą Jazdy, a zatem we własnym przekonaniu „awansował” z roli kawalerii dywizyjnej, czyli skazanej na „usługiwanie piechocie” do szeregów „jazdy samodzielnej”. Do walki wszedł 28 września, ale ku rozczarowaniu huzarów znów w charakterze kawalerii dywizyjnej, gdyż rozkazy operacyjne nakładały na dywizjon obowiązki zabezpieczenia skrzydeł na styku Dywizji Ochotniczej i 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Rozejm zastał huzarów w rejonie Lidy. Stamtąd huzarzy przeniesieni zostali do podwarszawskiego Teresina na dwumiesięczny odpoczynek.
Litwa Środkowa. Długie pożegnanie
Dywizjon huzarski, pod koniec listopada 1920 roku, skierowany został do formalnie „zbuntowanych wobec Warszawy” oddziałów tzw. Armii Litwy Środkowej, czyli formacji złożonych w większości z Polaków z Litwy i Białorusi, przeciwnych zamierzonemu przez mocarstwa zachodnie przekazaniu tych ziem Republice Litewskiej. Znaczny procent huzarów także pochodził z tych terenów, a jako jednostka ochotnicza, dywizjon z łatwością mógł oficjalnie „zbuntować się” i przyłączyć do wojsk gen. Żeligowskiego. W grudniu huzarzy zaliczeni zostali do I. Korpusu Wojsk Litwy Środkowej i objęli straż na odcinku Rudniki-Olkieniki. Ku rozgoryczeniu por. Siły-Nowickiego, dywizjon utracił samodzielność i oddany został pod dowództwo nowo formowanego 210. Ochotniczego Pułku Ułanów, jednak aż do końca stycznia 1921 roku zdołał zachować formalną odrębność wyrażaną nazwą: I. Dywizjon Huzarów Śmierci Litwy Środkowej. Nowe zadania i podległość służbowa osłabiły morale huzarów. Wkrótce zasłynęli oni jako „wojacy swawolni”, wszczynali bijatyki z żołnierzami z innych oddziałów, a nawet (wobec niedostatecznego zaopatrzenia) dopuszczali się grabieży mienia ludności cywilnej. Wielu huzarów samowolnie porzuciło służbę. Mimo sprzeciwu swojego komendanta, z dniem 1 lutego 1921 roku huzarzy przeniesieni zostali do 23. Pułku Ułanów Grodzieńskich jako jego szwadrony nr 5. i 6. Porucznik Siła-Nowicki udał się więc do Warszawy, aby uzyskać u władz wojskowych zgodę na wymarzoną reorganizację dywizjonu w pełnoetatowy pułk kawalerii. Pod jego nieobecność byłych huzarów dotknęła kolejna reorganizacja. Szwadrony zostały rozdzielone i skierowane do służby w 1. i 2. Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Na wieść o tym, do sztabu Wojsk Litwy Środkowej przybył porucznik Józef Siła – Nowicki, aby upomnieć się o swój oddział. Jak się wydaje, podczas burzliwej dysputy ze swoim przełożonym porucznikowi „puściły nerwy”, i zapominając o starszeństwie stopnia i służby dopuścił się aktu niesubordynacji. Od tej chwili ślad po nim zaginął. Według jednej z teorii został aresztowany przez żandarmerię i osadzony w wileńskim więzieniu na Antokolu, gdzie zmarł. Możliwe też, że jego zachowanie zostało uznane za bunt i ukarane odpowiednio do zasad prawa wojennego. Ta zagadka wciąż czeka na swoje wyjaśnienie.
„Osieroceni” huzarzy pozostali rozdzieleni jako szwadrony dywizyjne piechoty litewsko-białoruskiej aż do 27 kwietnia 1922 roku. Nastąpiło wtedy ostateczne pożegnanie z huzarską nazwą i groźnym emblematem. Szwadrony ponownie połączono, ale już jako II. Dywizjon 3. Pułku Strzelców Konnych, o którym złośliwa żurawiejka głosiła: „kawał d… zamiast pyska, to są strzelcy z Wołkowyska”. Tak zakończył swoje istnienie jedyny oddział huzarski w kawalerii polskiej 1920 roku.
Ripo ja cie błagam, pisz na końcu jakie są źródła artykułów, które wklejasz.
Ripo ja cie błagam, pisz na końcu jakie są źródła artykułów, które wklejasz. Źródło to ja !
źródło to: http://rozrywka.onet.pl/p...544,1,druk.html Human Animal
Dla chcących wiedzieć coś więcej polecam książkę Huzarzy śmierci wojny 1920 r. - Gajewski Marek. Można ją jeszcze kopić na allegro.
http://sklepy.allegro.pl/...417850865.html.
A tu koszulki z logo huzarów śmierci - TRUPIA CZACHA I KOŚCI, często błędnie mylone z niemieckim Totenkopfem.
Koszulki właśnie z turupią czachą naszych polskich huzarów śmierci.
Oprocz ksiazki Gajewskiego nie ma innych pelnych opracowan na temat Huzarow Smierci. Mozna za to napatoczyc sie na wzmianki o w/w formacji w opracowaniach nt innych jednostek lub wojny z Rosja, opublikowano takze kilka artykulow na ten temat.
Jeśli chodzi o obronę Ojczyzny liczy każda para rak, która jest w stanie utrzymać broń, nie wpadłeś na to Rude ??
Ale o czym Ty piszesz?
Ja ustosunkowalem sie do literatury nt. Huzarow Smierci i kitu ze czaszka zwrocona na bok jest emblematem z ich odznaki. Gdzie tu zwiazek?
A o Łodzi i policjantach to niby sobie wymyśliłem, tak ??
Jeśli chodzi o obronę Ojczyzny liczy każda para rak, która jest w stanie utrzymać broń, nie wpadłeś na to Rude ?? Sorry Pirania, ale nie rozumiem za bardzo, o co Tobie chodzi...
Rude akurat słusznie zauważył błąd Ripa, akurat odznaki Huzarów bardziej wyglądały jak Jolly Roger, niż Totenkopf...
Kurwa, cybuch, ja nie o tym...
Rude kręci i potem spierdala, myślałby kto, ze taki inteligenciak, psia jucha...
Wlasnie dlatego wykasowalem fragment o lodzkich policjantach, Pirania. Mnie to absolutnie nie przeszkadza i uwazam, ze nalezy im sie wielkie uznanie, ale Riposter jest dosc specyficznym typem i zarowno skojarzenia miasta Lodzi jak i policja nie przystaja do jego jakze uproszczonej wizji bohaterstwa. To byl zart, ale wlasnie dlatego, ze czesc osob moglo go nie zrozumiec, to wylecial.
Swoja droga, Huzarzy Smierci maja sporo na sumieniu, bo rabowanie polskiej ludnosci i "uciszanie" protestujacych bohaterstwem nie sa, zreszta byl to przyslowiowy gwozdz do trumny Huzarow.
To nie rób ze mnie debila i nie sugeruj do kurwy nędzy, że mi się coś w oczach popierdoliło, kapiszi ??
Rude kręci i potem spierdala, myślałby kto, ze taki inteligenciak, psia jucha...
Po co sie do mnie dowalasz? Leci wlasnie Legia-Lech wiec chyba nie myslisz ze bede siedzial caly czas przy kompie.
Masz odpowiedz na gorze. I nie inteligencik tylko nie lykam wszystkich kitow jak mlody pelikan.
[ Dodano: |5 Paź 2008|, 2008 17:17 ]
odznaka huzarów śmierci
[
nie da się ukryć ze ma coś w sobie "niemieckiego"
nie mniej jednak ripo chyba trzeba poprawić wzór na koszulkach
[ Dodano: |5 Paź 2008|, 2008 20:04 ]
nie mniej jednak ripo chyba trzeba poprawić wzór na koszulkach
[ Dodano: |5 Paź 2008|, 2008 20:04 ] ripo te logo to jest logo innych huzarów -śmierci
niemeickich Po prostu zostałem wprowadzony w błąd. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, przynajmniej pogrzebaliście za informacjami i doszliśmy wspólnymi siłami do prawdy.
zrobiłem mały porządek w temacie. BTW - o niesławnych wyczynach niemieckich huzarów śmierci w pn.-wsch Polsce AD 1918 można poczytać tu: http://www.echo.siedlce.n...1&arch_iid=2943
human na tej stronce jest jakis trojan
ok - to wklejam ten fragment dla tych co nie dysponują w miarę sensownym firewallem
Huzarzy śmierci w Białej Podlaskiej 13 listopada została zawarta umowa między tzw. Komitetem Obywatelskim i POW a Radą Żołnierską w Białej Podlaskiej. Niemcy zgodzili się, że wyjadą w ciągu dwóch dni i zostanie im zagwarantowane bezpieczeństwo osobiste. Jednakże 14 listopada Niemcy w Białej usztywnili swoją postawę i wydaje się, że zaczęli zabiegać o pomoc w Brześciu.
15 listopada wczesnym rankiem przybyły z Brześcia do Białej elitarne oddziały 2 pułku huzarów gwardii. Ponieważ nosili na czapkach trupie czaszki, nazywano ich huzarami śmierci. Wjechali do miasta siejąc postrach z okrzykiem niech żyje Wilhelm II (mimo że już po rewolucji w Niemczech cesarza nie było) i spacyfikowali zdemoralizowany garnizon bialski. W tej sytuacji niewielki oddział POW pod dowództwem Jeżewskiego i jego zastępcy Chybowskiego szybko wycofał się z Białej w ogólnym kierunku na Radzyń Podlaski. Po zaprowadzeniu „porządku” w Białej przystąpiono do przywracania władzy niemieckiej na terenach już rozbrojonych, szykując się do marszu na Warszawę. W pierwszej kolejności zabezpieczono flankę południową (na Łomazy), później północną (na Janów Podlaski), wreszcie zachodnią (na Międzyrzec Podlaski).
Niemiecka złość 15 listopada uderzenie niemieckie poszło na Łomazy. Uwolniono kilku przetrzymywanych rozbrojonych okupantów, a całą ludność miasteczka spędzono na rynek, który obstawiono karabinami maszynowymi. Z tłumu wybrano 50 zakładników zamykając ich w prywatnym domu żydowskim przy rynku (obecnie plac Jagielloński).
Złość wyładowano na tych, którzy wzięli jakikolwiek udział w akcji rozbrojeniowej lub pełnili wartę. Pobito księdza Antoniego Śliwińskiego, którego brat był aktywnym działaczem POW. Pozostawiając wartę i niewielką obsadę w Łomazach, huzarzy wyprawili się do Rossoszy. Ponieważ tamtejsi peowiacy zdołali zbiec, wychwytywano członków ich rodzin.
Szczególnie poszukiwano księdza Kiełbasińskiego, który należał do miejscowej komendy POW. Gdy go nie znaleziono, podpalono mu zabudowania gospodarcze i plebanię.
Następnie zmuszono Rossoszan do dania podwód, dokonano rekwizycji i wrócono do Łomaz. Pod wieczór wzięto w Łomazach dodatkowe podwody, załadowano zdobycz i wycofano się do Białej. Po drodze dokonano pacyfikacji wsi Bielany. 16 listopada ruszyła ekspedycja niemiecka w dwóch kierunkach na Międzyrzec Podlaski i Janów Podlaski.
Do Janowa przybyły 4 ciężarówki załadowane żołnierzami. Kilku uciekających peowiaków padło od razu, inni próbowali stawić opór. 25 członków oddziału Bonieckiego z Konstantynowa i okolic dostało się do niewoli, a 6 poległo m.in.. Sitkiewicz, Szewczuk, Jakoniuk, Hołub, Sawczuk. Niemcy spacyfikowali miejscowość bijąc ujętych bojowców lub ich krewnych. Zatrzymanych tymczasowo umieszczono w budynku obok dzwonnicy zapowiadając ich rozstrzelanie. Dopiero po jakimś czasie wszystkich pognano pieszo do więzienia w Białej Podlaskiej. Wśród aresztowanych znalazł się m.in. nowy burmistrz Aleksander Józefacki. Niemcy nie szczędzili im udręczeń po drodze. Ciągle stwarzano pozory, że zaraz wszyscy będą rozstrzelani.
Krwawe dni Międzyrzeca 16 listopada o godz. 5.30 uderzono na Międzyrzec. Po zniesieniu drobnego posterunku przy cmentarzu huzarzy podjechali pod pałac Potockich, gdzie jeszcze spali młodzi bojowcy z oddziału Zowczaka. Nim Niemcy zdołali szczelnie otoczyć pałac i ostrzelać go z karabinów maszynowych, zdołało z niego wyskoczyć do parku 8 obrońców. Od granatów pałac zaczął płonąć. Kto wyskoczył na dziedziniec, był natychmiast zabijany. Nie honorowano poddających się do niewoli m.in. dowódcy Zowczaka. Zginęło 22 Peowiaków. Trochę dłużej bronił się dworzec kolejowy z obsadą międzyrzecką, ale także i tu walka była nieskoordynowana i brakowało amunicji. Pomoc z Łukowa przybyła za późno i była za słaba. Niemcy spacyfikowali miasto strzelając do każdego napotkanego. W sumie zginęło ponad 44 osób, w tym połowa cywilów.
17 listopada Niemcy próbowali posunąć się na Radzyń Podl., ale w lesie Grabowiec zastąpił im drogę oddział POW z Kąkolewnicy i okolic pod dowództwem Makowskiego w sile ponad 40 osób. Mimo, że Peowiakom zabrakło kul (każdy miał tylko po 25 nabojów) i musieli się wycofać, Niemcy również w panice uciekli pozostawiając dwa samochody na szosie.
Zaalarmowane o wydarzeniach polskie władze naczelne w Warszawie czując zbliżającą się niemiecką ofensywę ze wschodu, nie mając dość sił, wysłały parlamentariuszy. Niemcy zatrzymani pod Kąkolewnicą, stali się skłonni do rozmów. 18 listopada podpisano umowę w Łukowie i wyznaczono linię demarkacyjną, którą obie strony zobowiązały się przestrzegać. Niemcy uważając, że mają wolną rękę wewnątrz linii demarkacyjnej, 20 listopada dokonali napadu na wsie Kozły i Kolembrody. Pół wsi Kozły poszło z dymem, zastrzelono M. Łobacza i Karolinę Czykier.
Wolność Szczególnie pastwili się huzarzy w Klembrodach. Pobitego i wleczonego przez konia (pędzącego kłusem) Chwedaczuka dobili wystrzałem z karabinu. Podpalili jego budynki oraz Dokudowca i Sadowskiego, wrzucili granat do domu Trochonowicza.
21 listopada nastąpił atak na Drelów. Zabito członków POW Wawdysza, Stańczuka i Hukaluka, podpalono pięć stodół oraz spichrz i mieszkanie gospodarza Łaziuka. 22 listopada w Komarówce zabito 4 osoby (w tym zarąbano szablami B. Olszewskiego) i podpalono kilka budynków. W dniach 23 do 28 listopada Niemcy dokonali najazdu na wsie: Kornicę, Wygnanki, Kobylany, Swory, Huszlew i Chotycze. W Kornicy napastnicy aresztowali nauczyciela Stanisława Kryńskiego, ale udało mu się zbiec. W Kobylanach pobili młynarza Wesniuka, który nie chciał wydać ostatniej mąki. Ograbili majątek Huszlew, a jego właścicielka księżna Woroniecka uratowała się tylko dlatego, iż ukryła się w wiejskim przebraniu u gospodarzy na wsi. W Sworach obrabowali plebanię tak, że zostawili proboszcza w samej tylko sutannie. Zabrali duże ilości żywności, zboża i siana.
28 listopada doszło do potyczki pod Horoszkami w której zginęło kilku kawalerzystów polskich. 5 grudnia ekspedycja niemiecka wtargnęła do Łosic, ale po jakimś czasie dzięki odsieczy przybyłej z Siedlec wzięto tam do niewoli 32 huzarów. Ponieważ po rozbrojeniu w Radzyniu Podlaskim usiłowali przejąć władzę ludzie o zabarwieniu komunistycznym, 6 grudnia pluton żołnierzy dowodzonych przez porucznika rozbroił tamtejszy oddział tzw. milicji ludowej aresztując szereg członków PPS lewicy.
Podobnie obalono rządy rewolucyjne we Włodawie, ale tam polała się krew bratnia. W nocy 17 na 18 grudnia opuścili Niemcy Międzyrzec. 21-go odbył się tam pogrzeb poległych, któremu przewodniczył biskup Henryk Przeździecki. 31 grudnia wojsko niemieckie opuściło Białą Podlaską, a dopiero 9 lutego 1919 r. Terespol i 15 lutego tego roku Bielsk Podlaski.
Tak się zastanawiam czy większość z was wie co oznacza trupia czacha i kości na mundurach żołnierzy czy formacji militarnych ? Jest to symbol ludzi bezkompromisowych , którzy nie znają litości dla swoich wrogów ale i sami gardzą własną śmiercią patrząc jej prosto w oczy . Ludziom spod znaku trupiej czachy śmierć to siostra i kochanka.
Taka ciekawostka jeśli już mowa o podobnych formacjach. Iwan Groźny tez miał swoich czarnych pretorianów (bo byli odziani na czarno) może nie spod znaku trupiej czachy ale spod znaku głowy psa i miotły.
Opricznina. Termin ten oznaczał coś osobno wydzielonego. Zasadnicza zmiana polegała na utworzeniu zupełnie oddzielnego dworu i wojska, które nazwano opriczniną. Nowa instytucja składała się z kilku tysięcy osób, wybranych spośród ludzi służebnych. Składali oni carowi przysięgę na bezwzględną wierność. Specjalnie umundurowani-w czarne uniformy-nosili na czapraku symbol miotły i psiej głowy, które wymownie podkreślały działalność opriczniny: żołnierze Iwana oczyszczali kraj od zdrady, gryząc zdrajców jak psy, jak psy służąc wiernie swemu panu. Opriczniną nazwano także rozległe terytoria, które specjalnie wydzielono a więc zagrabiano bojarom w celu utrzymania tej instytucji. Jak pisał papieski poseł do swego protektora Grzegorza XII: „jeśli ktoś posiada więcej, tym bardziej czuje się zależny; bogatszy zaś tym większy odczuwa strach o siebie, ponieważ często wszystko przepada na rzecz księcia”[2] Wysiedleni bojarzy jeżeli nie zostali bestialsko zgładzeni, otrzymywali ziemię w innej części kraju jednak tylko na zasadzie pomniestji czyli bez prawa przekazywania jej potomstwu. Car powołał opricznine, jak głosił ukaz, dla swego bezpieczeństwa i jak formułowało to jedno z carskich pełnomocnictw, w celu ukrócenia nadużyć władzy i innych niesprawiedliwości. Car miał prawo bez konsultowania się z Dumą „zniełaskawiać” nieposłusznych bojarów, ścinać ich i zabierać ich dobytek i statki. Opriczniną zarządzała specjalna duma. Formalnie na czele jej stał brat carowej Michał Czerkasski. Faktycznie decydował Aleksij Basmanow, Zacharij Oczin, Wiazimski i Zajcew. Uważali oni, że dla zdławienia arystokracji należy posłużyć się środkami bezwzględnymi i swoje twórcze idee wcielali w życie.
Za wikipedią
Oprycznicy pochodzili z drobnej szlachty lub byli obcymi najemnikami. Do ich zadań należało między innymi sianie terroru i zarządzanie ziemiami odebranymi bojarom. Po 1572 zlikwidowano nazwę oprycznina, a organizację nazwano dworem. Oprycznicy jeżdzili na wielkich czarnych koniach, nosili czarną odzież i mieli przywiązane do siodła głowy psów i miotły, co miało symbolizować: "wygryzanie i wymiatanie szlachciów z posiadanej ziemi".
każdy tyran musi posiadać własną "gwardię republikańską"
wiernych pretorian, opriczyninów, nkwdzistów czy ss-manów
[ Dodano: |9 Paź 2008|, 2008 22:02 ]
te trupie czachy, symbolika "śmierci" to głównie miał głównie powodować efekt psychologicznego oddziaływania na przeciwnika, a niekoniecznie oznaczał bandę jakiś mega-wirachów. Kobiecy Batalion Śmierci (ten z pałacu zimowego) najlepszym przykładem.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plszamanka888.keep.pl |
|
|
|
|