ďťż
"Opór" przekłamana historia

WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA

http://www.europa21.pl/wi...zi_kontrowersje
http://www.filmweb.pl/f434429/Opór,2008

Ciekawa sprawa z tym filmem bo jak znowu zbojkotujemy tak jak 1612 będzie że ksenofoby itd. A jak udowodnimy kłamstwo to pieniacze i nie doceniają sztuki co wy na takie pejsate dowcipy?


chuja a nie sztuka, ignorancja czystej wody
My to sobie możemy. Machina już ruszyła. Bonda zatrudnili znczy liczą na dobrą oglądalność
i dostaną ją, w Izraelu (nie zdziwię się jak jeszcze w kilku innych państwach) pewnie będą na to całe szkoły chodzić.


jakby ktos się zastanawiał dlaczego w filmie uwzględniono tylko trzech braci

http://www.allheadlinenews.com/articles/7009226867
dwugłos apropo bielskich:

bibuła jedzie dość ostro

Trwają prace nad ukończeniem kolejnej wielkiej hollywoodzkiej superprodukcji, która już jesienią trafi na ekrany kin w USA, a później z pewnością i w innych częściach świata, w tym także w Polsce. Ma to być epicka opowieść o dokonaniach żydowskich “partyzantów”, dowodzonych przez Tewje Bielskiego i jego braci, na polskich Kresach Wschodnich. Warto zatem wiedzieć zawczasu, że historia braci Bielskich ma liczne wątki polskie (i antypolskie), których w filmie oczywiście nie będzie. “Defiance” (”Opór”) pochłonie dziesiątki milionów dolarów. Reżyserem jest Edward Zwick (twórca widowiskowego “Ostatniego samuraja”), a główną rolę - Tewjego Bielskiego - gra Daniel Craig (znany jako James Bond “Agent 007″). Film więc już choćby z tej racji będzie wielkim wydarzeniem, a koniunkturę niewątpliwie dodatkowo nakręcą światowe media.
Film oparty jest na książce Nechamy Tec “Defiance. The Bielski Partisans” (”Opór. Partyzanci Bielskiego”). Ma to być historia czarno-biała, pokazująca “dobrych partyzantów” w morzu zła. Aby to osiągnąć, należy ją oczyścić ze wszystkich śladów, które mogłyby rzucić cień na ich działalność.
W filmie nie zobaczymy rzeczy najważniejszej. “Partyzanci” Tewje Bielskiego i Simchy Zorina są bowiem oskarżani o współudział w pacyfikacji Naliboków, dokonanej 8 maja 1943 r. przez zgrupowania sowieckie. Na ten temat dysponujemy już dość sporą literaturą (dokumentami, wspomnieniami, relacjami). Od lat toczy się też śledztwo w Instytucie Pamięci Narodowej. Twórcy filmu nie są tym jednak zainteresowani, więc największej “operacji wojskowej” nie zobaczymy, a szkoda, ponieważ przestaje to być historią, a jest tworzeniem szkodliwych mitów.
Od 2001 r. Instytut Pamięci Narodowej - Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi prowadzi (na wniosek Kongresu Polonii Kanadyjskiej) śledztwo w sprawie zbrodni popełnionej przez partyzantkę sowiecką w Nalibokach. Pomimo że KPK załączył obszerną, bogatą dokumentację źródłową, śledztwo toczy się bardzo niemrawo. Według komunikatu IPN z 15 maja 2003 r., zbrodnię tę, jak też inne, popełnione na tym terenie “zakwalifikowano jako zbrodnie komunistyczne, będące jednocześnie zbrodniami przeciwko ludzkości, których karalność nie ulega przedawnieniu. Wskazać przy tym należy, iż są to jedynie najbardziej tragicznie przykłady. Wiele bowiem innych wsi i osad na terenie woj. nowogródzkiego było atakowanych przez partyzantów radzieckich”.
Warto zwrócić uwagę, że w corocznym sprawozdaniu prezesa IPN dla Sejmu (był nim wówczas prof. Leon Kieres) usunięto wszelkie informacje o udziale w tej zbrodni osób pochodzenia żydowskiego (zob. “Informacja o działalności Instytutu Pamięci Narodowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w okresie 1 lipca 2001 r. - 30 czerwca 2002 r. Warszawa, wrzesień 2002″ - www.ipn.gov.pl).
Wobec szybkiego wymierania bezpośrednich świadków (a także uczestników pacyfikacji) można założyć, że sprawa nigdy nie zakończy się wyjaśnieniem najważniejszych okoliczności, ustaleniem sprawców, a już z pewnością ich ukaraniem, choćby symbolicznym. Zostanie nam tylko film, którego bohater - jak James Bond - będzie dokonywać cudów w ekranowej walce z Niemcami.

Nieustanne pasmo zbrodni
Kresy Północno-Wschodnie, a szczególnie tereny, gdzie podczas okupacji niemieckiej operowała grupa braci Bielskich, czyli Puszcza Nalibocka, znajdowały się pod faktyczną okupacją partyzantki sowieckiej. Ludność polska tych ziem przechodziła niewyobrażalną gehennę. We wrześniu 1939 r. tereny te zajęli Sowieci w wyniku porozumienia z hitlerowskimi Niemcami. Pierwsze represje i pacyfikacje ludności miały miejsce już od 17 września 1939 r., gdy komunistyczne bojówki (złożone głównie z mniejszości narodowych) atakowały i mordowały grupki polskich żołnierzy, ziemian, księży i urzędników. Był to proceder, który ogarnął całe Kresy. Zamordowano wówczas około 10 tys. ludzi, często w niezwykle okrutny sposób. Następnie była okupacja sowiecka. Do czerwca 1941 r. sowieccy komuniści (przy pomocy miejscowych kolaborantów, wśród których wymienia się także komunistów żydowskich) w kilku operacjach “deportowali” setki tysięcy ludzi na Sybir. Niezwykle dramatyczny był też początek wojny niemiecko-sowieckiej. NKWD pośpiesznie ewakuowało swe przeludnione więzienia i areszty, zabijając przy tym dziesiątki tysięcy więźniów.
Niemcy, jako nowy okupant, niejednokrotnie witani byli jako wybawcy, albowiem wydawało się, że już gorzej być nie może. A jednak było. Lata 1941-1944 to nie tylko okupacja niemiecka, z krwawymi pacyfikacjami, wywożeniem ludzi “na roboty” i rozstrzeliwaniem za każde nieposłuszeństwo wobec nowej władzy. Na to przecież nakładała się jeszcze “druga okupacja”, czyli działalność partyzantki sowieckiej oraz licznych, szczególnie w pierwszym okresie, pospolitych band rabunkowych.

Między Niemcami a Sowietami
W niezwykle trudnych warunkach rozwijała się na tych terenach polska konspiracja, głównie ZWZ-AK. W Puszczy Nalibockiej stacjonowało do 10 tys. sowieckich “partyzantów” (byli to głównie żołnierze sowieccy, którzy zostali za frontem w rozbitych jednostkach i nie poszli do niewoli). Sowieci szybko opanowali te masy, tworząc odgórnie struktury dowódcze i partyjne, zasilane politrukami zrzucanymi z samolotów. Ich celem głównym miała być partyzancka walka z Niemcami na zapleczu frontu. Jednostki te pozbawione były jednak większej wartości bojowej i w bezpośrednich starciach z doborowymi oddziałami niemieckimi nie miały szans. Stanowiły jednak śmiertelne zagrożenie dla partyzantki polskiej, którą zwalczały wszelkimi środkami (również drogą denuncjacji do Niemców). Tereny te bowiem traktowano już jako terytorium Związku Sowieckiego, na których “bandy białopolskie” były wrogiem numer jeden.
Na to wszystko nakładały się jeszcze grupy i grupki ludności żydowskiej, zbiegłej do lasów i puszcz, ukrywające się przed Niemcami. Nastawione były przede wszystkim na przetrwanie, tworząc tzw. obozy siemiejnyje, czyli rodzinne. I właśnie jedną z takich grup (zwaną “Jerozolimą”) zorganizowali w Puszczy Nalibockiej i dowodzili nią bracia Bielscy. Jej fenomen - liczebność i przetrwanie całej okupacji niemieckiej - opisała Nechama Tec i stało się to kanwą wspomnianego filmu.
Naliboki były w II RP uroczym kresowym miasteczkiem o wielowiekowej historii. Położone w powiecie stołpeckim, na skraju wielkiej i dzikiej Puszczy Nalibockiej, w pobliżu granicy II RP z Sowietami, żyło z dala od głównych wydarzeń. W 1939 r. liczyło ok. 3 tys. mieszkańców, wśród których ponad 90 procent było katolikami. W miasteczku żyło też 25 rodzin żydowskich. Okupacja sowiecka w latach 1939-1941 była wielkim dramatem. W ramach rugowania polskości Sowieci wywieźli z terenu powiatu stołpeckiego ponad 2 tys. ludzi, w tym część mieszkańców Naliboków.
Na terenie pobliskiej puszczy gromadzili się rozbitkowie z Czerwonej Armii, tam też chroniła się ludność żydowska. Żydzi utworzyli dwa duże “obozy rodzinne”. Pierwszym zawiadywali bracia Bielscy (Tewje, Asael, Zus i Aron). Schronili się w nim uciekinierzy z Naliboków i pobliskich miejscowości. W 1944 r. liczył on 941 osób, w tym sporo kobiet i dzieci. Tylko 162 osoby były uzbrojone. Obóz drugi, pod dowództwem Simchy Zorina, gromadził uciekinierów z gett. Liczył 562 osoby (w tym 73 uzbrojone).

“Życie ludzkie straciło wszelką cenę”
Ich celu nie stanowiła bezpośrednia walka z Niemcami, najważniejsze było bowiem przeżycie wojny. Obozy były jednak podporządkowane sowieckiemu dowództwu i na jego żądanie musiały każdorazowo wydzielać kontyngent uzbrojonych mężczyzn “na akcje”. Sowieci nie tolerowali na tym terytorium żadnych “obcych” sił, o czym świadczy bezwzględne zwalczanie polskiej partyzantki. Żydom pozostawili jednak ogromną autonomię, pozwalając im utrzymywać w obozie nawet synagogę.
Dla polskiego podziemia sprawą najważniejszą było zapewnienie względnego bezpieczeństwa w terenie i ochrona ludności stale gnębionej przez pacyfikacje niemieckie, sowieckie oraz najazdy żydowskich i sowieckich “grup zaopatrzeniowych”. Raporty Delegatury Rządu z tego okresu są wstrząsające:
“Zagadnienie bezpieczeństwa w ogóle nie istnieje a teren objęty partyzantką robi wrażenie “dzikich pól”. Życie ludzkie straciło wszelką cenę a doraźne egzekucje są powszechne na całym terenie. (…)
Teren, gdzie Niemcy nie docierają, a zwłaszcza Puszcza Nalibocka, jest siedliskiem przeważnie sowieckich oddziałów dywersyjnych. Są one dobrze uzbrojone w broń ręczną i maszynową, dowodzone przez oficerów sowieckich specjalnie wyszkolonych do walki partyzanckiej i podobno liczą ok. 10.000 ludzi. (…) Ludność miejscowa jest zmęczona i znękana ciągłymi rekwizycjami a często i rabunkiem odzieży, żywności i inwentarza.
Najbardziej dają się we znaki, zwłaszcza w odniesieniu do ludności polskiej tzw. oddziały rodzinne (siemiejnyje), składające się wyłącznie z Żydów i Żydówek w sile 2-ch batalionów” (Raport Delegatury Rządu, AAN, 202/III-193, k. 131, 160).
Konflikty rodziły się przede wszystkim na tle osławionych “akcji zaopatrzeniowych”. Strona polska uznawała istniejące status quo, usiłując doprowadzić do jakichś porozumień z Sowietami, aby uniknąć gehenny ludności cywilnej. Stawiała jednak zdecydowane warunki, wśród nich podkreślała zaś wybitnie negatywną rolę grup żydowskich, działających z niezwykłym okrucieństwem. Odbyło się więc kilka spotkań oficerów Okręgu Nowogródzkiego AK z dowódcami sowieckimi. Już podczas pierwszego z nich, 8 czerwca 1943 r., strona polska zażądała, aby na akcje rekwizycyjne Sowieci nie wysyłali grup żydowskich: “(…) nie wysyłanie Żydów na rekwizycje (ludność się skarży) samorzutnie chwyta za broń w swej obronie, bo ci się znęcają, gwałcą kobiety i małe dzieci (…), obrażają ludność, straszą późniejszą zemstą sowietów, nie mają miary w swej nieuzasadnionej złości i w rabunku” (”Protokół spisany dn. 8 czerwca 43 r. przez Delegata Sztabu Głównego partyzantów polskich - Wschód - oraz Komendy Lenińskiej partyzanckiej brygady sowieckiej”. Archiwum WIH, III/32/10, k. 1).

Jedli, pili, gwałcili
Grupy żydowskie przeprowadzały bowiem te rekwizycje (zwane operacjami gospodarczymi) najbardziej bezwzględnie. Według jednego z raportów, obóz Bielskiego “zgromadził” “200 t ziemniaków, 3 t kapusty, 5 t buraków, 5 t zboża, 3 t mięsa i 1 t kiełbasy”. Z raportów sowieckiej partyzantki wynika, że nie było problemu z wyżywieniem, co więcej, rabunki prowadzono na tak wielką skalę, że istniał wprost nadmiar żywności, a “partyzanci” mogli dowolnie wybierać rodzaj jadła: “Wyżywienie partyzantów jest bardzo dobre (…). Zawsze mają tłuszcze, mięso, mleko, jajka, kury itd. Odżywiają się jak żadne wojsko w czasie pokoju. Zapasów nie robią, ale jedzą cały czas bez końca”. Z kroniki jednej z brygad wynika, że “we wszelkich warunkach partyzant jadł bez ograniczeń. Duże spożycie mięsa źle odbijało się na zdrowiu niektórych partyzantów”. Jeszcze długo po wojnie sowieccy partyzanci wspominali te czasy jak raj na ziemi: “Po partyzancku mówiliśmy, jedz, ile się zmieści. To samo dotyczy mięsa. Do 1944 roku mięsem pogardzaliśmy. U nas była wyłącznie wieprzowina, cielęcina, baranina. (…) Wiele osób wzdycha teraz do tamtej kuchni”.
W powojennych wspomnieniach żydowscy “partyzanci” z tych obozów podkreślali męstwo i niezwykłe zasługi obozu Bielskiego. Na przykład Anatol Wertheim pisał: “Na jego czele stało czterech braci Bielskich, synów młynarza spod Nowogródka. (…) Z czasem znalazło się w ich szeregach trzystu bojowników, których brawura stała się legendarna w całej Puszczy. Partyzanci z podziwem powtarzali opowieści o ich pomysłowych zasadzkach na Niemców, odważnych akcjach i o karach, jakie bracia Bielscy wymierzali kolaborantom”.
Niestety, żaden z nich nie podaje konkretów, nie można więc zweryfikować owej potężnej akcji antyniemieckiej…
O codziennym życiu i obyczajach panujących w tym obozie wiemy nie tylko z opowieści Nechamy Tec. Opisał je również czasowy zastępca Tewje Bielskiego, polski przedwojenny komunista Józef Marchwiński (który był żonaty z Żydówką o imieniu Ester i z tej racji został dołączony do obozu przez dowództwo sowieckie). “Bielskich było czterech braci, chłopów rosłych i dorodnych i nic też dziwnego, że mieli powodzenie u niewiast w obozie. Byli to mołojcy do wypitki i miłości, nie mieli jednak ciągotek do wojaczki. Najstarszy z nich (dowódca obozu) Tewie Bielski zarządzał nie tylko wszystkimi Żydami w obozie, lecz dowodził również dość licznym i ślicznym “haremem” - niby król Saud w Arabii Saudyjskiej. W obozie, gdzie rodziny żydowskie kładły się często na spoczynek z pustymi żołądkami, gdzie matki przytulały do wyschniętych piersi głodne swoje dzieci, gdzie błagały o dodatkową łyżkę ciepłej strawy dla swoich maleństw - w tymże obozie kwitło inne życie, był też inny, bogaty świat!
Bielski i jego świta nie narzekali na złe warunki, na okupację. Posiadając złoto i kosztowności swoich ziomków, mogli prowadzić wystawny tryb życia. W ziemiankach braci Bielskich i najbliższego ich otoczenia, stoły uginały się od wytrawnych potraw i napojów, a liczne grono pięknych kobiet stale otaczało Tewie Bielskiego i jego trzech budrysów. Piękności te nie znały głodu i niedostatku. Były zawsze ślicznie ubrane a na ich rękach i szyjach lśniły blaskiem drogie klejnoty i kamienie, nie zbrukały też zbożną pracą swych białych rączek”.
Z racji zgromadzonych na prywatny użytek bogactw Tewje był surowo oceniany w raportach sowieckich: “Bielski nie zajmował się pracą bojową, a spekulował w oddziałach. Brał od swoich partyzantów złoto na zakup broni i przywłaszczał je, a broni nie dawał”. On sam w swych powojennych wspomnieniach (wydanych w Palestynie w 1947 r.) podkreślał, że jego “Jerozolima” - “nigdy nie weszła do akcji z okupantem”.

U Simchy Zorina było bardzo… wesoło
Podobnie było w sąsiednim obozie Simchy Zorina. Wspomniany Wertheim opisywał to z wyraźną nostalgią: “jedzenia było pod dostatkiem, a nawet gromadziły się zapasy. Jeszcze w dniu połączenia się z Armią Czerwoną wyciągnęliśmy z jeziora kilkaset zatopionych worków z mąką (…). Nadwyżki jedzenia posyłaliśmy nawet do Moskwy. Raz w tygodniu lądował na polowym lotnisku w puszczy samolot: przywoził gazety i materiały propagandowe, a zabierał z powrotem samogon, słoninę i kiełbasy naszego własnego wyrobu”.
Wystawne uczty i alkoholowe libacje zajmowały czas “partyzantom”. W ocenie Wertheima - “Z powodu pijaństwa wydarzały się w oddziałach nieodwracalne tragedie - zbrojne konflikty, strzelaniny…”. Jednak to było dla nich nieistotne: “Najweselsze wizyty spędzałem z Zorinem. Nasz komendant był bardzo kochliwy, za moich czasów miał już drugą czy trzecią żonę w oddziale, ale uważał, że to wcale nie dosyć. Codziennie rano zasiadał do stołu w towarzystwie aktualnej żony Geni. Pod stołem stała przygotowana zawczasu kadź z samogonem, który Zorin czerpał filiżanką: wtedy pojawiała się kucharka sztabu Ethel i, głęboko patrząc szefowi w oczy, pytała go z przejęciem, czego sobie życzy na śniadanie. Zorin przesuwał czapkę w tył, drapał się przez chwilę w głowę i zamawiał zawsze takie samo “menu”: twarożek ze śmietanką na zakąskę, kawałeczek śledzia i kiełbasę naszego własnego wyrobu”.
Broń służyła tym “partyzantom” nie tylko do przeprowadzania “operacji gospodarczych”. Gdy już dobrze pojedli i popili, korzystali jeszcze z innych uciech. Broń potrzebna im była przede wszystkim do terroryzowania okolicy, w poszukiwaniu nowych kobiet. To też bezwiednie ujawnił wspomniany Wertheim: “[Zorin] po śniadaniu, jeżeli był w dobrym humorze i nie miał akurat nic lepszego do roboty, wzywał mnie do siebie i proponował: “Nu dawaj, naczalnik sztaba, pajedziom żenitsia!”.
Na “ożenek” jechaliśmy zazwyczaj do jakiejś odległej wsi, gdzie Zorin miał z góry upatrzoną dziewuchę. Zajeżdżaliśmy z fasonem - pod eskortą przynajmniej trzydziestu konnych. Nasz watażka zwracał się wprost do ojca wybranki, oznajmiając mu, że właśnie ma zamiar ożenić się z jego córką. Partyzantom w ogóle trudno było odmówić, a co dopiero takiemu komendantowi jak Zorin! Dla większego efektu wyciągał z kieszeni skórzany woreczek, wysypywał z niego na stół “świnki”, czyli złote carskie ruble, i bawił się nimi niby od niechcenia, dając do zrozumienia, że nie tylko z niego potężny komendant, ale też nie byle jaki bogacz! Ślub ciągnął się przez dwa, trzy dni, aż Zorin decydował, że pora wracać do oddziału i Geni - przynajmniej do czasu następnego ożenku”.
Podobne “normy moralne” obowiązywały też w “Jerozolimie” Bielskiego, który przecież też miał swój harem.
Trudno więc wymagać, aby taka “partyzantka” cieszyła się jakimkolwiek szacunkiem okolicznej ludności. Czy to zobaczymy w hollywoodzkim filmie? Ależ skąd, zarówno Bielscy, jak i Zorin są wielkimi bohaterami, którzy w ten sposób - dodatkowo uwiecznieni przez X muzę - wejdą do komiksowego panteonu II wojny światowej.

Pacyfikacja Naliboków 8 maja 1943 r.
Jak doszło do ludobójczej pacyfikacji? Kto brał w tym udział? Niemcy nakazywali tworzenie w miasteczkach i wsiach, nękanych przez grupy sowiecko-żydowskie, tzw. samoochowy (samoobrony). To ona miała odpowiadać za bezpieczeństwo mieszkańców i bezproblemowe oddawanie kontyngentów żywności. W Nalibokach samoobrona powstała w połowie 1942 r. i była faktycznie przykrywką dla miejscowej placówki Armii Krajowej. Dla Sowietów “samoochowa” była solą w oku, traktowano ją jak jednostkę kolaboracyjną i starano się ją podporządkować swoim interesom. W końcu doszło do bezpośredniego spotkania dowódców polskiej samoobrony z przedstawicielami sowieckich partyzantów. W kwietniu 1943 r. Sowieci postawili ostre warunki: wyrażenie zgody na “rozbicie” samoobrony (która miała na stanie zaledwie 2 rkm i 26 starych kb), wcielenie jej do szeregów partyzantki sowieckiej i złożenie przysięgi na wierność Stalinowi. Polacy, ze zrozumiałych względów, przyjęli jednak tylko pierwszy warunek, uzgadniając datę przeprowadzenia pozorowanej akcji na 3 maja 1943 roku. Tego terminu Sowieci jednak nie dotrzymali. Ale rankiem 8 maja Naliboki zostały otoczone przez kolumny sowieckich i żydowskich “partyzantów” z Puszczy Nalibockiej.
Pech chciał, że w miasteczku (w którym nigdy nie było żadnej placówki niemieckiej) akurat tego dnia nocował u swej ciotki policjant białoruski z Iwieńca, który na widok Sowietów wystrzelił i zabił jednego z ich dowódców. Dalej wypadki potoczyły się bardzo szybko i drastycznie. Wacław Nowicki, który był naocznym świadkiem, tak to opisał: “Godzina 5 rano, 8 maja 1943 roku. Długa seria z kaemu rozpruła poniżej okien frontową ścianę naszego domu, stojącą pod nią kanapę, przeleciała przez pokój i ugrzęzła w przeciwległej ścianie zaledwie kilka centymetrów nad naszymi głowami. (…) Mama dopadła okna.
- Wieś płonie! - krzyczy. (…)
O godzinie 7.00 strzały i jęki ucichły. Zewsząd wiało grozą śmierci i zniszczenia. Ocaleni od pogromu mogli teraz zobaczyć tragedię swego miasteczka i dokonanego w nim ludobójstwa. W niespełna 2 godziny zginęło 128 niewinnych ludzi. Większość z nich, jak stwierdzili potem naoczni świadkowie, z rąk siepaczy Bielskiego i “Pobiedy”. Mordercy obojga płci wpadali do mieszkań i seriami z automatów unicestwiali we śnie całe rodziny, a obrabowane w pośpiechu (nawet z zegarków) domostwa palili i pijani od krwi, z okrzykiem “hura!” szli dalej mordować. Wielu zbudzonych nagłą strzelaniną i jękiem sąsiadów wylatywało na podwórko. Tych rozstrzeliwano z dziećmi pod ścianami chat. Jedni i drudzy wraz z domostwem obracali się w popiół. Daleko słychać było ryk bydła i rżenie zagrabianych koni. Podczas dantejskiego pogrzebu trudno było zidentyfikować pozostałe czasem tylko kończyny dzieci, rodziców, dziadków z rodów Karniewiczów, Łojków, Chmarów i wielu innych” (W. Nowicki, Żywe echa, Warszawa 1993, s. 99-100).
Według współczesnych ustaleń, ofiar było 128-132, w tym kobiety i dzieci. Z niektórych rodzin zginęło nawet po 7-8 osób. Wśród napastników mieszkańcy rozpoznali niektórych (znanych im już wcześniej) “partyzantów” sowieckich oraz tych Żydów, którzy byli mieszkańcami Naliboków.

Grupa Keslera
Sąsiadów z Naliboków w obozie Bielskiego nie było wielu, ale ta grupa była akurat bardzo charakterystyczna. Przewodził jej Izrael Kesler, przedwojenny zawodowy złodziej (za ten proceder miał być nawet karany więzieniem). Do grupy należeli również bracia Borys i Icek Rubieżewscy. Po wejściu Niemców Kesler dowodził kilkunastoosobową bandą rabunkową, która szybko powiększała swe szeregi, przyjmując grupy Żydów ukrywających się w okolicznych lasach. Według różnych danych, powiększyła się do kilkudziesięciu (a nawet do ponad stu) osób i z czasem weszła w skład obozu Bielskiego. Keslerowcy uzyskali w zamian pewną autonomię w ramach “Jerozolimy”, ale nawet tam uchodzili za grupę bezwzględnych rabusiów.
W 1980 r. ukazała się w Izraelu książka Sulii Wolozhinski Rubin - żony Borysa Rubieżewskiego (”Against the Tide. The Story of an Unknown Partisan”, Jerusalem 1980). Opisała ona napad na Naliboki (w ramach grupy Izraela Keslera), choć nie wymieniła tej nazwy: “Nieopodal [dworzeckiego] getta znajdowała się wioska. Żydzi musieli przez nią przechodzić po drodze do lasu, a partyzanci [sowieccy] w drodze z lasu. Ci wieśniacy ostrzegali biciem w dzwony i waleniem w miedziane garnki o przemarszu takich osób, aby ostrzec pobliskie wioski. Chłopi wybiegali z siekierami, sierpami - czymkolwiek, co może służyć do zabijania - i rżnęli każdego, a potem rozdzielali między siebie cokolwiek ci nieszczęśliwi mieli. Grupa Borysa [Rubieżewskiego] zdecydowała, aby położyć raz na zawsze kres takiej działalności. Wysłali kilku ludzi do tej wioski, a sami zaczaili się w zasadzce. Wkrótce rozległy się sygnały alarmowe i uzbrojeni chłopi wybiegli, aby zabić “przeklętych Żydów”. No, ale rozległy się salwy i skoszono ich ze wszystkich stron. Trzy dni zajęło, aby zbić trumny [dla poległych chłopów] i ponad 130 osób pochowano. Nigdy już więcej żaden Żyd czy partyzant nie zginął na tych drogach” (S. Wolozhinski Rubin, Against the Tide. The Story of an Unknown Partisan, Jerusalem 1980, s. 126-127).
Jest to oczywiście opis skrajnie fałszywy, dokonany został niewątpliwie na użytek czytelnika anglojęzycznego, nieznającego w ogóle wojennych i okupacyjnych realiów w Polsce.

Jest już jeden film
Na podstawie książki Sulii Wolozhinski Rubin powstał w 1993 r. film dokumentalny “The Bielsky Brothers: The Unkown Partisans” (Soma Productions, 1993) wykorzystywany jako materiał pomocniczy w nauczaniu o holokauście. W filmie Sulia dodała nowe, drastyczne szczegóły o ojcu swego męża, którego Polacy mieli jakoby zamęczyć w okrutny sposób, co miało jeszcze mocniej uzasadniać pacyfikację Naliboków: “Jego ojca Szlomka (…) ukrzyżowano na drzewie. (…) Borys się o tym dowiedział. Wioska już nie istnieje. (…) Tego dnia pochowano 130 osób”. Zapomniała już natomiast o tym, co napisała we wcześniejszych wspomnieniach, opublikowanych w 1980 r., że rok przed tymi wydarzeniami Szlomo Rubieżewski zginął w getcie zabity przez Niemców.
W tym samym filmie przyznano jednak, że grupy żydowskie dokonywały rabunków okolicznej ludności: “Największym kłopotem było (…) wyżywienie tylu ludzi. Grupy 10 do 12 partyzantów wymaszerowywały na odległość 80 do 90 kilometrów, aby rabować wioski i przynieść żywność dla partyzantów”. Sulia chwaliła też spryt przyszłego męża, który po tej pacyfikacji obdarował ją futrem, ubraniami i butami. Brat Borysa - Icek, wymieniany był nawet w raportach sowieckich jako notoryczny rabuś, za co groziło mu rozstrzelanie.
Dalsze losy Keslera potoczyły się zgodnie z ówczesnymi regułami. Usiłował on jakoby przejąć kontrolę nad całą “Jerozolimą” Tewje Bielskiego, więc został przez niego zamordowany.
Naliboki nie były jedyną polską miejscowością, okrutnie spacyfikowaną przez sowieckich “partyzantów”. Kilka miesięcy później, 26 sierpnia 1943 r., inna grupa Sowietów podstępnie wymordowała ok. 50 partyzantów AK wraz z ich dowódcą por. Antonim Burzyńskim “Kmicicem”. Według ustaleń Nechamy Tec, w tym również brała udział wydzielona grupa pomocników z obozu Bielskiego.
Kolejne rocznice haniebnej pacyfikacji Naliboków są całkowicie przemilczane i ignorowane przez polskie władze. Czy można jeszcze ustalić choćby niektórych sprawców? Niewątpliwie tak. Praktycznie wszyscy “partyzanci” Bielskiego, którzy przeżyli wojnę, pozostawili swe relacje w Związku Sowieckim. Pokaźne zbiory takiej dokumentacji zgromadził również Izrael. Czy ktoś pokusił się o takie badania?
Pięć lat temu powstała w USA książka Petera Duffy’ego pt. “The Bielski Brothers. The True Story of Three Men Who Defied the Nazis, Saved 1,200 Jews, and Built a Village in the Forest” (New York 2003). O Nalibokach nie ma w niej w ogóle mowy.
Bielscy są jednak nagłaśniani i w Polsce. W 2003 r. napisał o nich w “Polityce” Marian Turski, podkreślając, że było to zgrupowanie o… wysokiej etyce, w którym wszelkie konfiskaty (poza żywnością), były jakoby surowo karane śmiercią: “Nieformalny kodeks etyczny, narzucony przez Bielskiego i jego braci, najsurowiej tego zakazywał… A konfiskata żywności i bydła? Trzeba powiedzieć otwarcie, że ludzie ze zgrupowania Bielskiego - podobnie jak wszystkie inne oddziały partyzanckie! - czynili to bez zahamowań” (M. Turski, Republika braci Bielskich, “Polityka” nr 30, 26 VII 2003).
Turski sprawę Naliboków całkowicie zbagatelizował: “Przed dwoma laty IPN zwrócił się do organów ścigania Białorusi o wszczęcie własnego śledztwa w sprawie zbrodni w Nalibokach, dokonanej przez partyzantów radzieckich w 1943 r. Śledztwo w tej sprawie prowadzi oddział IPN w Łodzi. Jak można było przeczytać w komunikacie PAP, “Informacji o udziale Żydów w zbrodni w Nalibokach polskie organa ścigania na razie nie zweryfikowały”. (…) Za życia Tewje Bielski nie zaznał zbyt wiele glorii. Ale po śmierci jego ciało zostało sprowadzone do Izraela i pochowane na Cmentarzu Bohaterów”.
Po upływie trzech miesięcy od pacyfikacji sowiecko-żydowskiej, Naliboki przeżyły kolejną tragedię. Tym razem Niemcy, w ramach operacji “Hermann”, 6 sierpnia 1943 r. zrównali miasteczko z ziemią, a ludność częściowo wymordowali, częściowo wywieźli na roboty. Odbudowano je już po wojnie, ale pozostało w nim niewielu dawnych mieszkańców. Dziś nieliczni już nalibocczanie i ich potomkowie mieszkają w USA, Kanadzie, Australii, są również rozproszeni po Polsce.

Jest jeszcze jeden polski wątek, który wiąże się z historią braci Bielskich, całkiem współczesny. Oto kilka miesięcy temu media doniosły, że amerykańskie małżeństwo - Aron i Henryka Bell - porwało 93-letnią Janinę Zaniewską z Florydy i umieściło ją w domu opieki Hospes Hospiti w Pobiedziskach pod Poznaniem. Miały to być jej “wakacje” w dawno niewidzianej Polsce. Przy okazji małżonkowie wyłudzili od niej pełnomocnictwo i ogołocili jej konto z sumy 250 tys. dolarów życiowych oszczędności. Sprawa wyszła na jaw i Aron oraz Henryka Bell zostali w USA aresztowani pod zarzutem porwania i oszustwa.
Aron Bell do 1951 r. nazywał się… Bielski. Jest najmłodszym bratem Tewjego. Wyłudzenie 250 tys. dolarów od Janiny Zaniewskiej było zapewne jego ostatnią już “operacją gospodarczą”, których tyle przeprowadził w latach okupacji wraz ze swymi braćmi.

Leszek Żebrowski

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 31 maja - 1 czerwca 2008, Nr 126 (3143)

ZOB. RÓWNIEŻ:

Najmłodszy z czworga braci Bielskich, wysławianych jako bohaterowie II Wojny Światowej i ukazywanych jako organizatorzy “największego zbrojnego wysiłku dokonanego przez Żydów celem ocalenia Żydów z Holokaustu”, został aresztowany i oskarżony o oszukanie i zagrabienie majątku 93-letniej Polki.

80-letni Aron Bielski (obecnie nazywający się “Aron Bell”), wraz z 58-letnią żoną Henryką, oskarżeni zostali przez policję w Palm Beach (Floryda) o oszukanie staruszki, której obiecali zorganizowanie wakacji w Polsce oraz o dokonanie kradzieży 250 tysięcy dolarów z jej kont bankowych. Aron Bielski vel Bell wraz ze swoją żoną przewieźli panią Zaniewską do Polski, gdzie jednak zamiast obiecanych i zaplanowanych wakacji, porzucili ją zostawiając ją w domu starców, a sami powrócili do Palm Beach. “Dziękuję Bogu, że znaleźliście mnie” - powiedziała pani Zaniewska, gdy w końcu udało się ją zlokalizować w jednym z domu starców.

Według obowiązującego prawa, za uknucie spisku i kradzież pieniędzy, Aronowi Bielskiemu vel Bell i jej żonie grozi kara do 90 lat więzienia. Adwokat Steven Gomberg broniący państwa Bell zniżył się jednak do najniższego poziomu oczerniając panią Zaniewską o “zniedołężniałość”, a co za tym idzie o konfabulacje i demencję starczą. “Ta cała historia o tym, że państwo Bielscy wysłali tę biedną panią do Polski celem wykradzenie jej pieniędzy, jest niedorzecznością. [...] Nic nie zostało ukradzione. Nie utraciła ona oni centa.” - powiedział adwokat Gomberg i dodał, że to właśnie państwo Bielscy, będący przecież w komfortowej sytuacji finansowej, pragnęli jedynie pomóc pani Zaniewskiej w ogarnięciu jej finansów.

Pani Ewa Chyra, dyrektorka domu starców w Polsce powiedziała, że pani Zaniewska cały czas doskonale zdawała sobie sprawę gdzie jest, co się wokół niej dzieje, kto ją tu przywiózł. Robert Montgomery, adwokat pani Zaniewskiej stwierdził jasno, że “Bez dwóch zdań, ukradli jej pieniądze”.

Aron Bielski jest najmłodszym z braci Bielskich - Asael (1908 - zm. w 1944 r. w szeregach Armii Czerwonej), Tewje (1912 - zm. w 1987 r. w USA) i Zus (1906 -zm. w 1995 w USA) - których działalność militarna na terenach północno-wschodniej części Polski okupowanej przez Armię Czerwoną miała “uratować 1200 Żydów”. Liczne książki i akademie ku czci braci Bielskich nie wspominają jednak ciemnych stron ich działalności. Dopiero kilka lat temu Instytut Pamięci Narodowej rozpoczął wyjaśnianie, znanego z wielu źródeł i dobrze udokumentowanego zarzutu o udział w likwidacji wioski Naliboki 8 maja 1943 roku przez bandy (”oddziały wojskowe”) Tewje (Tuwii) Bielskiego. Wyjaśnienia wymaga też udział band braci Bielskich, którzy wraz z Armią
Czerwoną dokonali likwidacji 600-osobowego ugrupowania partyzantów Armii Krajowej w Puszczy Nalibockiej.

Zamiast poznania prawdy, świat będzie niedługo świadkiem festiwalu medialnego kłamstwa, gdyż właśnie za około 6-8 miesięcy Hollywood ma wypuścić swoją kolejną superprodukcję - film pt Defiance (”Opór”) o braciach Bielskich w reżyserii Edwarda Zwick. Film już reklamuje środowisko żydowskie i prosyjonistyczne w Polsce poprzez swoją tubę propagandową – polskojęzyczne pismo Gazeta Wyborcza, gdzie pisze się o jakże wspaniałej działalności braci Bielskich, którzy podczas wojny “pilnują przestrzegania prawa i porządku, przyjmują wszystkich, którym uda się do nich dotrzeć.” Tak w scenariuszu powstającego filmu jak i w artykułach Gazety Wyborczej nie znajdziemy jednak całości bogatej działalności braci Bielskich i ich interpretacji “przestrzegania prawa”, gdy ich bandy atakowały miasteczka, wsie i osady polskie, dokonując masakry Polaków.



http://www.bibula.com/?p=2061

a tu bardziej wyważone zdanie:


Członkowie oddziału Tuwii Bielskiego, o którym opowiada film "Opór", rabowali ludność cywilną, aby przeżyć. To jednak nie oni zabili Polaków w Nalibokach – twierdzi historyk Bogdan Musiał.

23 stycznia na ekrany polskich kin wejdzie film Edwarda Zwicka pt. "Opór" ("Defiance"). Z pewnością stanie się hitem kasowym, gdyż prócz nazwiska znanego reżysera (mającego na koncie takie filmy jak "Ostatni samuraj" czy "Krwawy diament") do obejrzenia go zachęcać będzie odtwórca głównej roli - Daniel Craig, znany choćby jako aktualny James Bond. "Opór" opowiada historię żydowskiego oddziału partyzanckiego pod dowódctwem Tuwiego Bielskiego, mającej walczyć z hitlerowcami.

Film wzbudził wiele kontrowersji Polsce jeszcze przed premierą w naszym kraju. Blogerzy związani z portalami blogmedia24.pl, niepoprawni.pl, oraz IVRP.pl napisali list protestacyjny przeciwko emisji filmu. Krytycy zarzucają obrazowi ahistoryczność i przekłamania. - Oddział Bielskiego w ogóle nie walczył z Niemcami, a z polskimi i białoruskimi cywilami - twierdzą.

Poprosiliśmy o komentarz dr Bogdana Musiała, historyka, pracownika IPN, specjalizującego się w historii II wojny światowej na Kresach.

Naliboki najechali sowieci i Niemcy

Tuwia Bielski - bohater czy zbrodniarz? A może jedno i drugie?

Film „Opór”, oparty na historii żydowskiego oddziału partyzanckiego pod dowództwem Tuwii Bielskiego wzbudzi w Polsce na pewno wielkie kontrowersje. Choć samego obrazu nie widziałem, czytałem książkę z której korzystał scenarzysta, o tym samym tytule. Jest w niej wiele przekłamań oraz akcentów antypolskich. Polacy pojawiają się w niej bardzo rzadko, a jeśli już, to przedstawiani są w negatywnym świetle. Sytuacja ludności cywilnej na Kresach w czasie II wojny światowej była bardzo ciężka i bardzo skomplikowana. Zaklęty krąg, w jaki wtrącili mieszkających tam Polaków, Żydów czy Białorusinów Niemcy powodował, że znaleźli się w notorycznym konflikcie ze sobą.

Rabowali by przeżyć

Słynny oddział Tuwii Bielskiego działający na Nowogródczyźnie był na tym tle przypadkiem dość specyficznym. W przeciwieństwie do oddziałów AK czy partyzantki sowieckiej nie był nastawiony na walkę z okupantem. W jego skład wchodzili polscy Żydzi, którzy uciekli z okolicznych miejscowości oraz likwidowanych gett. W kwietniu 1944 oddział liczył 955 osób, spośród których większość to kobiety (371), dzieci (99) oraz osoby starsze (167). Resztę stanowili mężczyźni, przeważnie uzbrojeni. Ich działalność nie polegała jednak na na potyczkach z Niemcami, ale na obronie życia i zapewnieniu żywności pozostałym członkom oddziału. W dokumentach którymi dysponuję (m.in. dziennik działań i dziennik rozkazów Bielskiego) nie znalazłem ani jednego wiarygodnego sprawozdania dotyczącego ataku na oddział niemiecki. Jeśli dochodziło do walki, to w obronie własnej, ale i to rzadko – najczęściej oddział ratował się ucieczką, co w obliczu słabości uzbrojenia i braku amunicji było zrozumiałe.

Akcje ofensywne, jakich dokonywali Żydzi, miały charakter gospodarczy. Sam Tuwia Bielski przyznawał po wojnie, że był to zwykły rabunek. Gwoli ścisłości należy dodać, iż dokonywały ich wszystkie funkcjonujące wtedy oddziały partyzanckie. Przykładowo rekwirowanie przemocą pożywienia, zwierząt pociągowych czy sprzętów to większość akcji partyzantki sowieckiej. Chlubny wyjątek na tym tle stanowili partyzanci polscy, którzy z założenia starali się płacić za rekwirowane dobra, a tych partyzantów, którzy zajmowali się rabunkiem, surowo karali. Na tym tle dochodziło też do konfliktów z partyzantami sowieckimi, jak i żydowskimi.

Nic więc dziwnego, że oddział Bielskiego był negatywnie postrzegany przez ludność wiejską. O ile bowiem partyzanci sowieccy rabowali na własny użytek, o tyle żydowscy mieli do wyżywienia także liczne grono kobiet i dzieci. Tak więc skala rekwizycji czy też rabunku była i musiała być znacznie większa niż w przypadku innych oddziałów. Dodatkowo mieli oni za sobą traumatyczne przeżycia – i wielu z nich do końca życia nie wróciło do równowagi psychicznej. W wyniku niemieckich prześladowań stracili całe rodziny i dobytek, przeżyli gehennę w gettach. Cały czas byli narażeni na odkrycie swoich obozów przez Niemców, a także na ataki ze strony partyzantów sowieckich (szczególnie w roku 1942) czy też zwykłych bandytów. Ci pierwsi - zgodnie z totalitarnych charakterem władzy sowieckiej - traktowali wszystkich, którzy się im nie podporządkowali, jako wrogów. Ale za swoje krzywdy partyzanci żydowscy mścili się często na miejscowej ludności (tak polskiej jak i białoruskiej), oskarżając ją przy tym o współudział w zagładzie Żydów (a przecież nie wszystkie zarzuty były bezpodstawne). Często partyzantom Bielskiego zarzucano nawet, że byli bardziej brutalni od partyzantów sowieckich.

Sowiecko-niemiecka zbrodnia w Nalibokach

Daniel Craig - odtwórca głównej roli w filmie "Opór".

Symptomatyczny jest przypadek miasteczka Naliboki, w którym dwukrotnie doszło do wymordowania prawie 130 mieszkańców. Za pierwszym razem, 8 maja 1943 roku miejscowość została zatakowana przez partyzantów sowieckich (Brygada „Stalina” oraz odziały „Dzierżyńskigo”, „Bolszewik” i „Suworowa”). Napastnicy rostrzelali 128 osób, przede wszystkim mężczyzn, z których część wchodziła w skład lokalnej „samoobrony”. Jednakże wśród tych sowieckich sprawców byli i partyzanci pochodzienia żydowskiego. Mieszkańcy Nalibok rozpoznawali wśród napastników miejscowych, znanych im wcześniej Żydów, którzy uciekli do lasów przed zagładą i zaciągali się do partyzantki sowieckiej. Dlatego też powstało przekonanie o powiązaniu zbrodni z grupą Bielskiego. Jednakże akurat ona nie mogła być sprawcą ani też współsprawcą tej tragedii, gdyż w tym czasie działała w zupełnie innym rejonie, położonym na północny zachód od Nalibok. Dopiero w drugiej połowie czerwca 1943 roku przeniosła się w okolice miasteczka.

Majowy atak to jednak nie koniec tragedii mieszkańców Nalibok. W lipcu 1943 roku miejscowość została najechana ponownie – tym razem przez oddziały niemieckie. W ramach „Akcji Hermann” hitlerowcy spalili miasteczko i pozostałe miejscowości w puszczy Nalibockiej oraz na jej obrzeżach, natomiast mieszkańców wywieźli na roboty przymusowe do Niemiec. Niedobitki mieszkańców schroniły się w lasach, by po pewnym czasie wrócić do pozostałości swych domostw i z wielkim trudem próbować je odbudować. W tym czasie nawet partyzanci sowieccy otrzymali zakaz nękania rabunkami pogorzelców. Jednakże partyzanci z grupy Bielskiego oraz innej, Zorina, dopuszczali się nadal rabunków na pogorzelcach mieszkających w ziemiankach.

Dylematy ocalonych

Wspomniany oddział Zorina powstał w czerwcu 1943 roku i składał się z ludności żydowskiej pochodzącej z sowieckiej Białorusi. Jeszcze wcześniej, w 1942 roku oddział Bielskiego podporządkował się sowieckim partyzantom. Nie był to jednak wybór ideowy, ale wymuszony, podyktowany instynktem samozachowawczym. Jako oddział słabszy, podporządkowując się komunistom, mógł mieć szansę na przeżycie. Na walkę z sowiecką partyzantką nie mogli sobie przecież pozwolić. Kto bowiem nie uznawał zwierzchnictwa partyzantów sowieckich, był traktowany przez nich jako śmiertelny wróg i bezwzględnie niszczony.

Ktoś, kto nie żył w tamtych czasach, nie jest w stanie zrozumieć grozy całej sytuacji. To niemieccy okupanci – o których w tym kontekście paradoksalnie często w ogóle się nie wspomina – spowodowali sytuację, w której narody podbite znajdowały się w ciągłym konflikcie między sobą. Jeśli Żydzi za sam fakt istnienia byli skazani na zagładę, a Polakom i Białorusinom pod groźbą rozstrzelania nie wolno im było podarować nawet kromki chleba, to nie mogło być inaczej.

Czy Tuwiego Bielskiego i jego podwładnych można uznawać za bohaterów? Nie byli kryształowo czyści. Na pewno nie byli też tchórzami, a w sytuacji, kiedy mieli pod opieką setki kobiet, dzieci i starszych osób trudno byłoby od nich wymagać czynnego udziału w walkach z okupantem. Faktem też jest, że uratowali setki kobiet i dzieci, i to był czyn niewątpliwie bohaterski. Nie mamy jednak prawa do jednoznacznej moralnej oceny tamtej złożonej sytuacji.


http://fronda.pl/news/czy...est_przeklamany

głos polskich żydów


Najprawdopodobniej czeka nas kolejna trudna debata o relacjach polsko-żydowskich. Chodzi o historię Tewje Bielskiego, żydowskiego partyzanta, który został bohaterem powstającego właśnie hollywoodzkiego filmu "Opór". W roli głównej wystąpi James Graig, aktualny odtwórca roli Jamesa Bonda. Tymczasem Instytut Pamięci Narodowej ustalił, że żołnierze dowodzeni przez Bielskiego w maju 1943 r. uczestniczyli w pacyfikacji polskiej wsi Naliboki, podczas której zginęło 128 osób. Śledztwo IPN trwa od kilku lat, badane są ostatnie dowody. Choć amerykański film ma się ukazać jesienią, na internetowych forach dyskusyjnych już wrze.

Tewje Bielskim był synem żydowskiego młynarza spod Nowogródka. Do 17 września 1939 Nowogródczyzna należy do Polski, po ataku Armii Czerwonej jest już częścią Związku Radzieckiego. A od niemieckiego najazdu w czerwcu 1941 - okręgiem Komisariatu Rzeszy Białoruś. Żydzi z większych miast trafiali go gett i obozów zagłady. Inni byli mordowani na miejscu. Czterej bracia Bielscy - Tewje, Zus, Asael i Aaron uciekli do lasu, zabierają ze sobą rodziny i bliskich. Mieli trochę jedzenia, kilka starych pistoletów, zdezelowane karabiny. 16-letni Aaron, świetnie znający puszczę, jest przewodnikiem i tropicielem. 34-letni Tewje, najstarszy brat, były kierownik sklepu tekstylnego, były kapral Wojska Polskiego, zostaje szybko obwołany przywódcą grupy. Jego leśny obóz, początkowo gromadzący krewnych i sąsiadów, zamienia się w ukryte miasto. Jeruzalem - jak nazywają obóz - daje schronienie najpierw setce, a pod koniec wojny przeszło tysiącowi mężczyzn, kobiet i dzieci. W miejscu wydrążonych naprędce jam stają 40-osobowe ziemianki, a wokół kuźnie, piekarnie, garbarnie i zakłady szewskie. Jest tu zegarmistrz, fryzjer i czapnik, a do tego szpital, synagoga i własny areszt, do którego trafiają niesubordynowani uciekinierzy i napotkani w lesie obcy - by nie mogli zdradzić. Po roku w sercu lasu powstaje też duży warsztat rusznikarski, gdzie naprawiają broń dla działającej wokół proradzieckiej partyzantki.

Wydarzenia, które opisuje IPN, a których nie pokaże amerykański film, miały miejsce w miasteczku Naliboki. Przed 1941 rokiem mieszkało tu około dwustu Żydów i trzy tysiące chrześcijan. W latach 1942-43 Naliboki, tak jak i wieś Koniuchy, odmawiały leśnym odziałom kontrybucji. Wg. IPN 8 maja 1943 o świcie radzieccy partyzanci, ale także partyzanci z oddziału braci Bielskich, zaatakowali miasto. Mieszkańców broniła polska samoobrona - wyposażona w broń maszynową i kontrolowana przez władze okupacyjne.

Komunikat IPN z maja 2003: "W napadzie brali udział partyzanci radzieccy z oddziałów im. Dzierżyńskiego, Suworowa, Bolszewika (...) wśród atakujących byli partyzanci żydowscy z oddziału dowodzonego przez Tewje Bielskiego. Świadkowie wymieniają znane sobie nazwiska partyzantów biorących udział w ataku, zaznaczając, iż wśród nich były osoby narodowości żydowskiej".

Wg. IPN, partyzanci wyciągali z domów mężczyzn, rzeczywistych członków samoobrony lub podejrzanych o przynależność do tej formacji, rozstrzeliwali ich nieopodal domów pojedynczo lub w kilku-kilkunastoosobowych grupach. Część zabudowań podpalono, z domów zabierano wszystko - odzież, buty, żywność, z zagród konie i bydło. Spalono również kościół wraz z dokumentacją parafialną, szkołę, budynek gminy, pocztę i remizę. Atak trwał dwie, trzy godziny. Łącznie zabito ok. 128 osób, głównie mężczyzn, ale wśród ofiar były również trzy kobiety, kilkunastoletni chłopcy i dziesięcioletnie dziecko.

W meldunkach do radzieckiego dowództwa partyzanci przedstawiali atak jako swój sukces, informując o 250 zabitych, zarekwirowanej dużej ilości broni i amunicji, uprowadzeniu 100 krów i 78 koni oraz określając napad jako skuteczne rozbicie niemieckiego garnizonu "samochowy", czyli samoobrony. W rzeczywistości podczas ataku w Nalibokach nie było Niemców, jedynie przez przypadek nocował tam jeden policjant białoruski.

- Taka zbrodnia miała miejsce i trzeba o tym mówić - twierdzi prokurator Anna Gałkiewicz z łódzkiego oddziału IPN.

- Prawicowcy będą mówić, że antysemityzm jest uzasadniony, bo Żydzi mordowali Polaków - mówi Piotr Kadlcik, przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP. - Oczywiście potępiam to, co zrobił oddział braci Bielskich. Zbrodnię trzeba nazywać zbrodnią niezależnie od tego, kto jej dokonuje dodaje. Zaznacza, że już teraz widać, że tamto wydarzenie zostanie wyolbrzymione i stanie się sztandarowym argumentem przeciwników odkrywania prawdy o trudnych losach Polaków i Żydów. - Niestety, mord w Nalibokach urośnie do rozmiaru ludobójstwa, którego żydowscy oprawcy dopuścili się na Polakach - prognozuje ze smutkiem Kadlcik.

- Niestety obawiam się, że to dopiero początek wielkiej awantury - mówi o. Tomasz Dostatni, dominikanin zajmujący się od lat relacjami polsko-żydowskimi. Jego zdaniem gdy film wejdzie na ekrany polskich kin, zacznie się ogólnonarodowa debata porównywalna do tej, która miała miejsce po ukazaniu się książek „Sąsiedzi" i „Strach" Jana Tomasza Grossa. - Tyle że teraz odzywać się będą głównie ekstremiści, którzy ze zbrodni oddziału braci Bielskich będą chcieli zrobić ogólną prawdę o bolesnych relacjach Polaków i Żydów w czasie wojny - przepowiada Dostatni. Równocześnie zaznacza, że w historii nie może być tabu i niechlubna dla Bielskich zbrodnia musi być przypomniana.

Emocje w sprawie filmu i wydarzeń w Nalibokach kipią. Choć filmu nikt widzieć nie mógł, bo w jeszcze w ubiegłym tygodniu trwał montaż.

Edrawd Zwick, który reżyseruje "Opór" jest autorem takich superprodukcji jak "Chwała" z Morganem Freemanem i Denzelem Washingtonem, "Ostatni samuraj" z Tomem Cruise'em, czy "Krwawy diament" z Leonardem Di- Caprio. Promocja "Oporu" wystartowała przed miesiącem, od konferencji prasowej w Cannes


http://www.jewish.org.pl/...=1548&Itemid=57

a tu IPN


Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi prowadzi śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych przez partyzantów radzieckich na żołnierzach Armii Krajowej i ludności cywilnej na terenie pow. Stołpce i Wołożyn, woj. nowogródzkie.
Śledztwo w tej sprawie podjęto w dniu 20 marca 2001 roku. Postępowaniem objętych jest szereg zbrodni popełnionych przez partyzantów radzieckich w latach 1942-1944. Jeden z głównych wątków śledztwa dotyczy napadu na miasteczko Naliboki pow. Stołpce.
Naliboki do września 1939 r. zamieszkane były głównie przez ludność polską i żydowską. Począwszy od 1942 r. na Naliboki zaczęły napadać bandy, ukrywające się w okolicznych lasach. Działalność tych band miała charakter wyłącznie rabunkowy. W celu obrony miejscowej ludności w Nalibokach powstał, składający się z Polaków, oddział "samoobrony". Wiosną 1943 r. dowódcy partyzantów radzieckich, stacjonujących w Puszczy Nalibockiej, zapragnęli podporządkować sobie "samoobronę" z Naliboków. Polacy nie wyrazili na to zgody. Doszło jednak do spotkania w trakcie którego zawarto porozumienie na mocy, którego partyzanci sowieccy i członkowie polskiej "samoobrony" nie mieli napadać wzajemnie na siebie. Miasteczko Naliboki i pobliskie osady miały stanowić domenę Polaków z "samoobrony". Pomimo tego w nocy z 8 na 9 maja 1943 r. partyzanci z kilku Oddziałów Brygady Stalina zaatakowali Naliboki. Zatrzymywali głównie mężczyzn i po wyprowadzeniu ich z domów rozstrzeliwali. Łącznie zginęło 120-129 osób. Plądrowano wszystkie domy zabierając z nich żywność i wartościowe przedmioty. Spalono część domów oraz m. in. miejscowy kościół i tartak.
Do chwili obecnej, w toku śledztwa, przesłuchano 24 świadków, w większości osób, w chwili zbrodni, zamieszkałych w Nalibokach lub pobliskich wioskach. Złożyli oni obszerne zeznania co do przebiegu wydarzeń będących przedmiotem postępowania. Część świadków wskazuje na konkretne nazwiska atakujących, zeznając, iż wśród nich znajdowali się również byli mieszkańcy Naliboków narodowości żydowskiej. Świadkowie podają również nazwiska rosyjskich partyzantów. Przeprowadzono oględziny akt sprawy przeciwko dowódcy samoobrony w Nalibokach, przeprowadzonej w 1951 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. W toku postępowania uzyskano kserokopię szyfrogramu Brygady Stalina z dnia 11 maja 1943 roku do Ponamarienki i Kalinina. Szyfrogram ten zawiera meldunek o przeprowadzeniu ataku na Naliboki.
Aktualnie ustalane są nazwiska i adresy kolejnych osób posiadających wiedzę na temat zbrodni. Weryfikowane są również listy ofiar przedstawione przez trzech świadków.

http://www.ipn.gov.pl/wai/pl/198/3395/

Z
meldunku Sidoruka - sekretarza Lidzkiego Podziemnego Rejonowego Komitetu Komunistycznej Partii Białorusi do Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego w Moskwie wynika, iż atak na Naliboki przeprowadziła Brygada +Stalina+. Znajduje to potwierdzenie w rozkazie +Płatona+ - dowódcy Baranowickiego Zgrupowania Partyzanckiego z 10 maja 1943 r., który potwierdza udział w ataku na Naliboki partyzantów z Brygady +Stalina+ i nadto z oddziałów +Dzierżyńskiego+, +Bolszewik+, +Suworowa+" - poinformował Arseniuk.

"Przesłuchani naoczni świadkowie zbrodni w swych zeznaniach relacjonują przebieg ataku, podają dane dotyczące ofiar. Odnośnie sprawców zbrodni ich zeznania są lakoniczne - stwierdzają, iż ataku dokonali +bandyci+, +partyzanci sowieccy+, osoby narodowości żydowskiej, w tym byli mieszkańcy Naliboków" - dodał Arseniuk.

Jak poinformował rzecznik IPN, "kilku świadków lakonicznie zeznaje, że wśród atakujących byli partyzanci od Bielskiego; świadkowie nie wskazują jednak, na jakich przesłankach opierają to twierdzenie; ponadto zeznania te nie są poparte żadnymi innymi dowodami np. dokumentami archiwalnymi".

Arseniuk zaznaczył jednocześnie, że część historyków również wskazuje na udział partyzantów z Oddziału Bielskiego w ataku na Naliboki, jednak autorzy nie przywołują w swych opracowaniach źródeł tych informacji.

Z kolei "jeden z byłych partyzantów sowieckich w swym pamiętniku wydanym w latach 60. wskazuje, iż obozy żydowskie założono w Puszczy Nalibockiej w drugiej połowie 1943 r., a więc już po ataku na Naliboki" - zwrócił uwagę rzecznik IPN.

"Fakt udziału partyzantów z Oddziału Bielskiego w ataku na Naliboki jest tylko jedną z wersji przyjętych w toku śledztwa" - podsumował Arseniuk.

Oglądałem. Pomijając tematykę i wartość historyczną, to jest to drugoligowy film wojenny, na który do kina bym się nie wybrał. Nie wciągnął mnie ani trochę, ale pewnie ocena była dość subiektywna
Jest to opis dla debili. Nie od dziś wiadomo, że grupa chłopów uzbrojona w siekiery i sierpy rozbijała oddziały partyzanckie uzbrojone w broń automatyczną.

[ Dodano: |20 Sty 2009|, 2009 21:00 ]
nie od dzis wiadomo że chłopi trzymali po stodołach porzucaną prz\ez żołnierzy broń, na terenach przygranicznych często brali udział w przemycie, jeszcze za czasów II RP często dochodziło do potyczek pograniczników z obu stron z przemyrtnikami, jestem w staNIE wto uwierzyć
Przekłamywanie historii to kurestwo, ale wszelkie nawoływanie do bojkotów i cenzorskie ciągotki kojarzą mi się z lewizną.

Jest jeszcze jeden polski wątek, który wiąże się z historią braci Bielskich, całkiem współczesny. Oto kilka miesięcy temu media doniosły, że amerykańskie małżeństwo - Aron i Henryka Bell - porwało 93-letnią Janinę Zaniewską z Florydy i umieściło ją w domu opieki Hospes Hospiti w Pobiedziskach pod Poznaniem. Miały to być jej “wakacje” w dawno niewidzianej Polsce. Przy okazji małżonkowie wyłudzili od niej pełnomocnictwo i ogołocili jej konto z sumy 250 tys. dolarów życiowych oszczędności. Sprawa wyszła na jaw i Aron oraz Henryka Bell zostali w USA aresztowani pod zarzutem porwania i oszustwa.
Aron Bell do 1951 r. nazywał się… Bielski. Jest najmłodszym bratem Tewjego. Wyłudzenie 250 tys. dolarów od Janiny Zaniewskiej było zapewne jego ostatnią już “operacją gospodarczą”, których tyle przeprowadził w latach okupacji wraz ze swymi braćmi.


A co do pisania jakichkolwiek listów to wiadomo, że huja to da, a już pisanie listów przeciwko emisji
to jebie komuną na kilometr.
Chyba nikt z tu obecnych nie spodziewa się filmu zgodnego z faktami skoro sami historycy nie mogą do tego dojść, a sam film to wg mnie będzie typowa holyłódzka produkcja wojenna + pean na cześć żydowskiego bohaterstwa. O
Tzn ktoś widział ten film, czy:


Przekłamywanie historii to kurestwo, ale wszelkie nawoływanie do bojkotów i cenzorskie ciągotki kojarzą mi się z lewizną.
No bez kitu, najlepiej nie iść a jak się już chce obejrzeć to ukraść z internetu

Przekłamywanie historii to kurestwo, ale wszelkie nawoływanie do bojkotów i cenzorskie ciągotki kojarzą mi się z lewizną.

Lewizna moralna to promuje ten film jako oparty na "faktach". Ciekawe ile szkół na to pójdzie by obejrzeć "bohaterów" walczących z "faszystami"- kogo to obchodzi że byli nimi głównie polscy chłopi i AK.


Walka o przeżycie

Sprawa trudnego sąsiedztwa partyzantów Bielskiego i ludności Naliboków
wpisuje się w szerszy problem - na Zachodzie do dziś otoczony zmową
milczenia - jakim były różne aspekty aktywności żydowskich partyzantów
działających na terenie okupowanej Polski.

- Proszę sobie wyobrazić taką sytuację. Człowiek ucieka z transportu czy
getta. Znajduje się w całkowicie obcym środowisku. Często, pomimo że całe
życie mieszkał w Polsce, nie zna języka. Jest poza nawiasem prawa, jest
ścigany. Do tego dochodzi demoralizacja wojną, okrucieństwami, których był
świadkiem. Dla niego najważniejsze jest, żeby przeżyć. Tylko to się liczy -
tłumaczy historyk z IPN Piotr Gontarczyk.

Żydowskie grupy nie przebierały więc w środkach, kiedy trzeba było pozyskać
jedzenie. Dochodziło do rabunków, morderstw, gwałtów. Oddziały te w
naturalny sposób ciążyły ku Sowietom, co jeszcze pogłębiało łatwość
patologicznych zachowań.

- Większość bitew, w których brały udział żydowskie oddziały, była
całkowicie wyssana z palca. 90 proc. akcji, które potem w literaturze
przedmiotu zostały opisane jako boje z Niemcami, było w rzeczywistości
napaściami na ludność cywilną - podkreśla Gontarczyk. Nie inaczej było z
Nalibokami. W sowieckim meldunku z 10 maja 1943 r. masakrę w tej
miejscowości przedstawiono jako rozbicie silnego niemieckiego garnizonu.

Dla Żydów legenda żydowskiej partyzantki stawiającej z bronią w ręku czoła
nazistom jest jednak wyjątkowo ważna_. Jest elementem ich historycznej
tożsamości i powodem do dumy.

- Panuje powszechne przekonanie, że Żydzi zachowywali się biernie, jak owce
prowadzone na rzeź. Że nie stawiali oporu. Tymczasem partyzanci, na czele z
oddziałem Tewjego Bielskiego, są wspaniałym przykładem, że tak nie było. Że
byli Żydzi, którzy działali, którzy walczyli i ratowali swoich współbraci -
mówi Nechama Tec. - Pamiętam, jak rozmawiałam z Tewjem dwa tygodnie przed
jego śmiercią. Zapytałam: dlaczego zdecydowałeś się na ten heroiczny czyn? -
Widziałem, co robią Niemcy - odparł. Chciałem być inny. Zamiast zabijać,
chciałem ratować. Nie walczyłem z Niemcami, to prawda. Bo uważałem, że jeden
uratowany Żyd jest ważniejszy niż 10 zabitych Niemców.

Podobnego zdania o Bielskim jest Israel Gutman, profesor z jerozolimskiego
instytutu Yad Vashem. - Bielski to żydowski bohater. Takich jak on było
naprawdę niewielu. Ludzi, którzy z bronią w ręku wystąpili przeciwko
nazistom. Proszę zrozumieć, jak wielkie znaczenie ma dla nas ta postać.
Musimy rozliczać go z efektów działań. Najważniejsze jest to, że uratował
1200 ludzi.


http://torrentflux.wordpr...ego-partyzanci/

Jakos bardziej wierze pracownikom naukowym IPN niz propagandzistom z Holywood.
no ale ten typ z Jad Waszym powiedział szczerze że potrzebują takich bohaterów.....a że było ich mało to trzeba z takich Bielskich zrobić herosów po to by jakiś tam zołnierz IDF miał sie z kim IDentyFikować

Sienkiewicz w "ogniem i mieczem" też jakoś nie widział nic haniebnego kiedy jego bohaterowie bili "czerń" ...choć owa "czerń" a dokładnie jej przodkowie w jego czasach juz byli traktowani jako ci co "żywią y bronią"

z w/w artyykułów wynika ze "ten film ma charakter "wychowawczy" a nie "faktograficzny"...ku pokrzepieniu żydowskich serc..coś jak "1612", "4 pancerni" czy "zielone berety"..innymi słowy "bajka dla dorosłych"

nas to tylko irytuje bo wiemy jak sie te sowieckie oddziały zachowywały...ale czy po tym jak nasze elity o zbrodnaich na irakijczykach, afgańcach czy palestyńczykach mówią że to 'walka z terroryzmem" mamy moralne prawo potępiać innych bajkopisarzy?
http://wiadomosci.wp.pl/k...ml?ticaid=175e4

nie jest tak zle jak tutaj mowiliscie. chociaz w komentarzach jak zwykle pojawia sie kilka perelek.

Przekłamywanie historii to kurestwo, ale wszelkie nawoływanie do bojkotów i cenzorskie ciągotki kojarzą mi się z lewizną.

racja!

a mi się wydaje że ten film zrobi krecią robotę, tzn dzięki niemu więcej ludzi dowie się jak to bohaterscy żydzi walczyli naprawdę czyli:


W rzeczywistości ani oddział Bielskiego, ani inna działająca w tym rejonie grupa partyzantów pod dowództwem Simchy Zorina, licząca 562 osoby, nie prowadziły działalności bojowej. Bezpośrednia walka z Wehrmachtem nie była ich celem. Partyzanci byli tropieni przez Niemców, za przywódców była wyznaczona wysoka nagroda, ale członkowie formacji nie podejmowali walki z okupantami, a jedynie uciekali przed nimi, kryjąc się po lasach. Chcieli przetrwać. Ich główną aktywnością było pozyskiwanie prowiantu od głodujących chłopów. Napadali na polskie wsie, rabując resztki żywności. Żydowskie grupy odznaczały się wyjątkową brutalnością, dochodziło do morderstw, gwałtów.



ps: good work! mr Gibson
Chyba zacznę wierzyć w żydowski spisek, który stoi za wszystkim bo to ma sens : Żydzi robią filmy o oporze wobec brutalnego wroga, państwo Izrael więc ma prawo bronić się przed 'faszystami' z Hamasu.
z drugiej strony obrona Częstochowy przedstawiona w "Potopie" ma tyle wspólnego z prawdą historyczną co "Opór".

z w/w artyykułów wynika ze "ten film ma charakter "wychowawczy" a nie "faktograficzny"...ku pokrzepieniu żydowskich serc..coś jak "1612", "4 pancerni" czy "zielone berety"..innymi słowy "bajka dla dorosłych"

z drugiej strony obrona Częstochowy przedstawiona w "Potopie" ma tyle wspólnego z prawdą historyczną co "Opór".

tylko nikt nie twierdzi że było inaczej Peter.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,48996,title,Film-o-Zydach-powstancach-to-piramidalna-bzdura,wid,10773660,wiadomosc.html?ticaid=175e4

nie jest tak zle jak tutaj mowiliscie. chociaz w komentarzach jak zwykle pojawia sie kilka perelek.

Niektóre komentarze doprawdy świadczą dobitnie o konieczności ograniczenia powrzechnego dostępu do internetu.
"ZALUJE JAK CZYTAM WYPOWIEDZI TAKICH HISTORYKóW JAK TEN TO ZALUJE ZE URODZILEM SIE POLAKIEM ZALUJE ZE MóJ NARóD JEST AZ TAK BARDZO ANTYSEMICKI"...
Swoją drogą obejżałem Ten film mając świadomość, że oglądam wyczyny gumisi dla dorosłych pod względem czysto estetycznym to typowa holywoodzka produkcja ogląda się całkiem przyzwoicie, ale bez większych rewelacji.. cos ala Szeregowiec Rayan. Na widzu zachodnim z całą pewnościa sztucznie wykreowany "heroizm Bielskich" zrobi wrażenie, a Żydzi po tej ekranizacji na świecie będa nazywali Synagogi pod wezwaniem Tiewje Bielskiego. Nie ma co się tak podniecać maja kasę robią filmy znośne dla oka a, że z prawda historyczną się mijają cóż jak to mawiał Kenedy "jesli ktoś uważa, że świat jest sprawiedliwy jest źle poinformowany"...
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią,. Mężom przystoi w milczeniu się zbroić. ...
Problemem nie jest zakłamywanie historii w jakimś filmidle, ale to, że na podstawie takich filmów większość oglądaczy wyrabia sobie zdanie o przeszłości. Nikt normalny nie uwierzy chyba, że ten typowy amerykański piętnastoletni Murzyn analfabeta skoryguje swoją holiłudzką wiedzę o to co się dowie w publicznej szkole. Dzisiaj pewnie cała Ameryka wie, że były polskie(!) obozy zagłady, Żydów ratowali Niemcy z Schindlerem na czele, a tajemnicę Enigmy rozszywrowali amerykańscy chłopcy... Mało tego, odpowiedni ,,historycy'' zadbają o to by swą ,,wiedzę '' tenże analfabeta pogłębił rozmaitymi Sąsiadami, Malowanymi Ptakami i innym żydowskim gównem...

Reasumując, uważam, że to świadoma i planowana robota czosnkowych propagandzistów!
Na pohybel Żydom!
ciekawy art z koszernej
http://wyborcza.pl/1,7548...niemieckim.html


Dlaczego Niemcy pozwolili przejść przez pół Polski 860 akowcom w pełnym uzbrojeniu?

Koniec lipca 1944, okolice Warszawy. Przez mosty na Wiśle cofają się hitlerowskie wojska. Razem z nimi nadciąga od strony Buga 860-osobowy polski oddział: konno, w przedwojennych mundurach, w peł-nym uzbrojeniu - jakby prosto z kampanii wrześniowej. Ciągną ciężkie karabiny maszynowe i tabory: przeszło setkę furmanek, na nich walizy i pierzyny, na pierzynach baby z dzieciakami. Mają nawet własnego kapelana.

To przybyły spod Nowogródka Polski Oddział Partyzancki porucznika Adolfa Pilcha ps. "Góra". Jak przeszli 400 kilometrów przez tereny wojującej III Rzeszy, pozostanie na zawsze ich tajemnicą. Wiadomo, że przez poprzednie pół roku wojowali z sowiecką partyzantką, w tym z żydowskim oddziałem Tewjego Bielskiego.

O poruczniku Pilchu i jego oddziale nie powstał jeszcze film. Film o Tewjem Bielskim (pt. "Opór") wchodzi 16 stycznia do amerykańskich kin, a rolę głównego bohatera zagra Daniel Craig, czyli aktualny James Bond.

Tewje (używał też imienia Anatol) Bielski urodził się w 1906 roku pod Nowogródkiem. Jako Polak wyznania mojżeszowego służył w przedwojennym wojsku, był nawet podoficerem. Odesłany do rezerwy zajmował się handlem i przemytem. Znał polski, niemiecki i rosyjski, miał wielkie powodzenie wśród kobiet. Po sowieckiej napaści w 1939 roku poparł okupacyjne władze, został komisarzem. Gdy w 1941 roku Rosjan zastąpili na Kresach hitlerowcy, nie dał się zapędzić do getta. Poszedł z trzema braćmi do lasu. Założyli w czwórkę najsłynniejszy żydowski oddział.

Hollywoodzki fresk o jego heroicznych zmaganiach z Niemcami pokażą jeszcze w styczniu kina europejskie (polska premiera 23 stycznia).

Tewje - dla kogo bandyta, dla kogo bohater?

Po wpisaniu hasła "Tewje Bielski" (albo z angielska: Tuvia) w wyszukiwarce Google pojawia się 1560 stron. Anglojęzyczne opisują go głównie jako superbohatera, co najwyżej bohatera kontrowersyjnego (np. anglojęzyczna Wikipedia). Polskie - często jako zbrodniarza, bandytę, mordercę (np. www.polonica.net/zydokomunisci_1941-44).

Portal Społeczności Żydowskiej w Polsce <a href="http://jewish.org.pl">Jewish.org.pl</a> donosi: „...czeka nas kolejna trudna debata o relacjach polsko-żydowskich. Chodzi o historię Tewje Bielskiego. Tomasz Dostatni, dominikanin zajmujący się od lat relacjami polsko-żydowskimi, [mówi, że] gdy film wejdzie na ekrany polskich kin, zacznie się ogólnonarodowa debata porównywalna do tej, która miała miejsce po ukazaniu się książek » Sąsiedzi «i » Strach «Jana Tomasza Grossa”.

Dlaczego debata miałaby być aż tak gorąca, wyjaśnia inna strona WWW - witryna Wojciecha Cejrowskiego. Użytkownik zalogowany jako kon-tiki pisze na forum:

Dla Żydów wszystko jest jasne: Tewje Bielski jest bohaterem (...), ponieważ był jedną z niewielu osób, które wystąpiły zbrojnie przeciwko Niemcom. Zupełnie inaczej postać Bielskiego widzą polscy historycy (...) w obozie partyzanckim, którzy stworzył, działy się rzeczy drastyczne, dochodziło tam nawet do zabójstw, a z młodych kobiet utworzono swego rodzaju harem (...) zajmowano się też grabieniem okolicznych wsi. Najbardziej niechlubną kartą w historii żydowskich partyzantów Bielskiego był udział w okrutnej pacyfikacji miasteczka Naliboki i wymordowanie blisko 130 Polaków.

Witryna internetowa "Naszego Dziennika" opowieść o Bielskim i jego oddziale opatruje tytułem "Jedli, pili, gwałcili". Treść: Bielski i jego bracia to nie bohaterowie, ale złodzieje, zboczeńcy, zwykli bandyci strzelający w czasie wojny do siebie nawzajem i co gorsza: zabójcy Polaków z Naliboków. Hollywoodzki film jest wielkim - antypolskim - kłamstwem.

Jest czy nie jest?

Historię zbrodni w Nalibokach odkrywaliśmy przez pół roku. Jeździliśmy na Białoruś i do Anglii. Rozmawialiśmy z żyjącymi partyzantami Bielskiego i z mieszkańcami Naliboków, którzy przeżyli masakrę. Ustaliliśmy, że Tewje Bielski i jego bracia nie brali udziału w wymordowaniu wioski w maju 1943. Ich oddział walczył tu rok wcześniej: w połowie sierpnia 1942 Żydzi (wespół z akowcami) bili się z niemiecko-łotewską załogą stacjonującą w miejscowym folwarku. Bitwę - i walczących w niej partyzantów - opisuje książka urodzonego w Nalibokach Wacława Nowickiego pt. "Żywe echa".

Pamięta ją także Leonarda Juncewicz, jedna z dwóch najstarszych mieszkanek wioski: - Straszna była strzelanina, granaty wybuchały, kościół wtedy spłonął. Wojowali wtenczas z Niemcami partyzanci sowieccy, bili się i Żydzi od Bielskiego.

- A rok później? Jak się zaczęła ta masakra?

- Wtedy pobili naszych Rosjanie, Białorusy i Żydzi też, ale już inni, nie Bielscy.

Tamara Wiarszycka, dyrektor białoruskiego muzeum w Nowogródku, gdzie partyzantom poświęcony jest osobny budynek, wyjaśnia, co to za "inni": - To był tzw. samodzielny oddział partyzancki pod dowództwem Simchy Zorina, przedwojennego komunisty z Mińska.

- A Bielscy? Czy walczyli z Polakami?

- Jak najbardziej. Tylko że w innym czasie i w innych miejscach.

O tym chcemy teraz opowiedzieć.

Wojenka w środku wojny

Jesienią 1943 roku, w środku II wojny światowej, na terenie byłych województw nowogródzkiego i wileńskiego wybuchła wojna polsko-sowiecka. Niewygodna dla rządu londyńskiego i dla polskich komunistów, w PRL okryta ścisłym zapisem cenzury. Na emigracji także pozostała sekretem.

Objęła kilka powiatów. Partyzanci Bielskich walczyli w niej po stronie sowieckiej. Po stronie polskiej stali m.in. dowódca Zgrupowania Nadniemeńskiego AK rotmistrz Józef Świda "Lech" oraz cichociemny, porucznik Adolf Pilch ps. "Góra", który dowodził odciętym w Puszczy Nalibockiej oddziałem "Kościuszko". Polacy mieli pod swą komendą niecałe 2 tysiące ludzi. Wokół siebie - 20 tysięcy wrogich partyzantów sowieckich, do tego Niemców, Ukraińców i Łotyszy w mundurach SS. Walczyli z nimi wszystkimi przeszło pół roku. Przegrali.

Dwa dni polskie w Iwieńcu

Zacznijmy od wczesnej wiosny 1943. Trwa już wojna Hitlera ze Stalinem. Po podpisaniu układu Sikorski - Majski konspirujący Polacy z Kresów - przede wszystkim akowcy, ale są i niezależne grupki - mogą walczyć z Niemcami u boku działających na tym samym terenie partyzantów sowieckich. Rząd w Londynie wprost do tego zachęca, bo o Katyniu jeszcze nikt tam nie wie.

Jedną z pierwszych wspólnych akcji jest wykolejenie pod Mińskiem pociągu wiozącego cukier na front wschodni. Kolejną - napad na łotewskich esesmanów i dowodzącego nimi Obersturmbannführera Wilhelma Trauba - pana życia i śmierci na Nowogródczyźnie. Najgłośniejszy wyczyn - dzieło Polaków, do których Sowieci przyłączyli się w ostatniej chwili - to atak na miasto Iwieniec i stacjonujący tam garnizon niemiecki.

Polscy partyzanci - zwani przez ludność legionistami, a przez sowieckich sojuszników otriadem "Kościuszko" - wchodzą do Iwieńca w nocy z 18 na 19 czerwca 1943. Budzą zakonspirowanych akowców - na co dzień policjantów i strażaków. Gdy zacznie się atak, mają oni - wmieszani w tłum niemieckich żołnierzy - zacząć akcję rozbrajania garnizonu.

Rankiem na wzgórzu pod miastem zbiera się inna grupa Polaków. Trójka przecina linię telefoniczną, czterech podkrada się i niszczy niemiecką radiostację. Dziesięć minut przed dwunastą na dźwięk dzwonu z kościoła Michał Romanowski "Marchewka" strzela do strażnika stojącego na wieżyczce koszar żandarmerii.

Po chwili terkot karabinów maszynowych niesie się już szeroko: legioniści atakują kwatery lotników Luftwaffe i siedzibę żandarmerii. W trwającej 18 godzin walce ginie 300 hitlerowców i 10 legionistów.

Akowcy trzymają miasto przez dwa dni, po czym wycofują się w las - liczniejsi, bo pod sztandary zaciąga się iwieniecka młodzież - do tego obładowani prowiantem, amunicją i lekami.

Von dem Bach dowodzi obławą

Niemiecka odpowiedź - kryptonim akcji: "Her-mann" - przychodzi szybko. W pierwszych dniach lipca 1943 roku wkraczają do Puszczy Nalibockiej dwie frontowe dywizje Waffen-SS oraz pomocnicze oddziały Kałmuków, Tatarów Krymskich i Ukraińców. Jest z nimi także niesławny pułk grenadierów SS Dirlewanger - kryminaliści, kłusownicy, wszelkie męty. Dowodzi SS Obergruppenführer Eryk von Żelewski, Kaszub z Lęborka, który niedawno zmienił nazwisko na von dem Bach. Za dwa lata będzie pacyfikował Powstanie Warszawskie.

Teraz 60 tysięcy ludzi w ciężarówkach, na motocyklach, w wozach pancernych i w czołgach otacza tysiąc legionistów i pięć razy tyle Sowietów.

Polscy i radzieccy partyzanci ustalili strategię obrony. Polacy wezmą na siebie główny ciężar walk: w centrum puszczy. Sowieci mają pilnować skrzydeł. Pierwsze starcie tak opisze po wojnie legionista:

Na głównej osi niemieckiego marszu zorganizowano zasadzkę z żołnierzy pod dowództwem plutonowego ''Żuczka''. Pozwolono podejść Niemcom bardzo blisko, po czym został otworzony huraganowy ogień z broni maszynowej. Zaskoczenie udało się. Żaden z Niemców nie zdołał wystrzelić. W ciągu niewielu sekund całe czołowe ubezpieczenie zostało wybite. Wśród 30 poległych znalazł się również major, dowódca pułku ubezpieczającego całą kolumnę idącą na akcję. Strat własnych nie było. Zdobyto broń maszynową, karabiny i amunicję. Niemcy szybko się wycofali. Cofnęły się również polskie placówki. Właśnie w tym czasie (...) okazało się, że bolszewicy opuścili skrzydła, nie zawiadamiając nas o tym. Nie oddali ani jednego strzału, [specjalnie] po to, by zdezorientować Polaków, którzy czuli się pewnie sądząc, że ich sąsiedzi nie opuszczą pozycji bez walki. Zaskoczenie było całkowite....

Opuszczeni przez sojuszników, otoczeni przez sto razy liczniejsze siły niemieckie, Polacy lawirują, ostrzeliwują się, przegrupowują siły, mylą pogonie, atakują znienacka. W tym czasie Sowieci - w tym oddział Simchy Zorina - spokojnie wycofują się za Niemen, by przeczekać obławę. Tewje Bielski też nie walczy - jego kilkusetosobowa grupa, obciążona kobietami, starcami i dziećmi, chowa się na wyspie pośród bagien. Wkrótce to samo zrobią zdziesiątkowani legioniści: między 14 a 17 lipca umykają na tzw. Nagie Błota.

Na Nagich Błotach

Oglądaliśmy te okolice. Spacyfikowane w trakcie akcji "Hermann" puszczańskie miejscowości nie podźwignęły się do dziś dnia.

W Nalibokach było kilka sklepów, urząd, poczta, remiza, gdzie wyświetlano filmy. Stała tu karczma, był fryzjer, krawiec, kamieniarz, aptekarz itd. Teraz to ponura, ciemna wieczorami wieś ulicówka. Nie ma nawet jednego spożywczaka - wściekle kolorowe napoje w plastikowych butelkach i wiecznie wczorajszy chleb kupuje się z przyczepy kempingowej otwartej kilka godzin dziennie. Nic nie zostało z folwarku z pałacem ozdobionym historycznymi freskami, z wioskowej elektrowni, czesalni lnu, suszarni runa leśnego.

Podobnie wyglądają sąsiednie wsie: Terebejno i Kleciszcze. Szare szopy nakryte kawałkami papy przywodzą na myśl opuszczone osady poradzieckiej Syberii.

Na przecinających wioski duktach pusto, z rzadka przejedzie furmanka albo chłopczyk na koniu. Niesamowita cisza. W tej ciszy siedzą na chwiejących się przydomowych ławeczkach babuszki, które mogą mieć 50 albo 90 lat. Sortują maleńkie szare gruszki albo obierają marchew. Tylko rozciągające się za Kleciszczem Nagie Błota pozostały takie jak przed wojną: bagno po szyję oddziela od siebie niewielkie kępy roślinności. Roje komarów, smród wiecznie gnijącej topieli. Żadnych ścieżek. Żadnych śladów cywilizacji - nawet wyrzuconej flaszki. Wielka, głucha pustka.

To tutaj - według hollywoodzkiego filmu - mieli walczyć z niemieckimi czołgami partyzanci Bielskiego. W rzeczywistości chowali się tu i głodowali, czekając, aż oddziały von dem Bacha sobie pójdą.

To tutaj - ale tego film już nie pokaże - dowódca legionistów porucznik Kacper Miłaszewski ps. "Lewald" wydał zdziesiątkowanym podwładnym ostatni rozkaz: rozproszyć się.

Zdrada w grudniowy ranek

Mijają dwa miesiące. Komenda Główna AK przysyła do Puszczy Nalibockiej człowieka, który ma zebrać rozproszonych i odbudować morale. To młody porucznik Adolf Pilch, ps. "Góra". Potężny brunet ze starannie przystrzyżonym wąsem, pochodzący z Wisły, wykształcony w Warszawie inżynier budowlaniec, który po niemieckim najeździe w 1939 roku uciekł na Wyspy. Do kraju wrócił, a właściwie spadł nań, jako świetnie wyszkolony cichociemny. Teraz dostał przydział w szeregi - jak sam napisze we wspomnieniach - "najdalej na wschód wysuniętej reduty Armii Krajowej". Dotychczasowy dowódca - "Lewald" - zostanie jego zastępcą.

W tym samym czasie plenum Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Białorusi wypracowuje list okólny "O wojskowo-politycznych zadaniach" dla partyzantki działającej za linią frontu - na dawnych polskich Kresach. Zbrodnia katyńska jest już ujawniona, stosunki między rządem londyńskim i Stalinem - zerwane. Partia nakazuje:

* oddziały AK wypierać przez tworzenie własnych oddziałów;

* kierować tam agentów w celu wykrycia ich dróg łączności, zadań, zasad pracy i organizacji;

* demoralizować Polaków;

* kierowników grup polskich w sposób niedostrzegalny likwidować".

Nigdy niewypowiedziana polsko-ruska wojenka wybucha 1 grudnia 1943.

Puszcza Nalibocka jest już przysypana śniegiem. Żołnierze "Góry" - 400 zebranych, w większości niedawno, ludzi - śpią w rozrzuconych na przestrzeni dwóch kilometrów ziemiankach nad jeziorem Kromań. Część leśnych schronów nie jest jeszcze ukończona; nowe baraki budują właśnie rekruci przybyli niedawno z Mołodeczna - miasteczka leżącego na północ od Iwieńca. Kompania nowicjuszy śpi kilometr od obozowiska.

Sowieci, którzy po akcji "Hermann" spokojnie wrócili z północy i teraz królują w lasach, trzy dni temu zaprosili Polaków na naradę wojenną. Spotkanie ma się odbyć dziś rano. Polacy postanowili jechać. Tyle że nie - jak chcą Sowieci - w komplecie oficerów, ale jedynie w kilkuosobowym składzie. Jeszcze przed piątą - w ciemności - podoficer budzi komendantów. Przed wschodem słońca wyjeżdżają na spotkanie: porucznik "Lewald", major Wacław Pełka ps. "Wacław", Janusz Bobrownicki "Klin" i eskorta.

"Góra" zostaje. Wiele lat później zapisze:

Po odjeździe delegacji siedziałem w ziemiance, gdy zjawił się oficer inspekcyjny obozu i zameldował, że przyjechało kilku sowieciarzy i chcą rozmawiać z kimś z dowództwa. Wyszedłem na zewnątrz. Była jeszcze noc. Rozpoznałem trzy osoby idące w moim kierunku. W środku ''Lewald'' w swoim kożuszku, już bez broni i pasa, po jednej jego stronie [sowiecki] major z pistoletem automatycznym, a po drugiej jakieś inne sowieckie indywiduum, za nimi cała kolumna sowieciarzy.

Major mówi, że delegacja na naradę została aresztowana, i grozi: jeśli pozostali w obozie Polacy nie poddadzą się, Rosjanie rozstrzelają "Lewalda", "Wacława" i pozostałych jeńców.

"Góra" i jego ludzie ustępują: co zrobić, gdy obóz otacza przeszło półtora tysiąca czerwonych - są tutaj i Rosjanie, i Żydzi od Bielskiego.

Ucieczka przez bagna

Po lipcowej akcji "Hermann" Tewje Bielski i jego oddział stanęli już na nogi. Założyli nowe obozy w Puszczy Nalibockiej. Teraz większa część jego oddziału stanowi załogę leśnej fabryki broni, kiełbas i odzieży, która pracuje na rzecz bolszewickiego ruchu oporu. Druga część służy zbrojnie pod sowieckim kierownictwem. To właśnie oni otaczają teraz legionistów.

"Plądrowali baraki szukając dokumentów i różnych skarbów, przede wszystkim zegarków. Wyrywali bierwiona ze ścian, okienka i drzwi. Wszędzie było ich pełno" - będzie wspominał po wojnie "Góra".

Na razie, korzystając z rabunkowego zamieszania i mroku, przekrada się w stronę nieotoczonego jeszcze obozowiska kompanii z Mołodeczna. Na jej czele podejmuje desperacką próbę wyrwania się z okrążenia przez podmarznięte bagna - jedyny nieobstawiony teren.

Droga jest koszmarem. Cały dzień, tonąc, przewracając się i pomagając sobie nawzajem, legioniści idą głodni, zanurzeni po piersi w lodowatej topieli. Z obawy przed sowieckim pościgiem omijają przysiółki. Wreszcie - w przedwieczornych ciemnościach - dostrzegają ognisko. To obóz polskich wieśniaków chowających się wciąż od akcji "Hermann". Są z nimi kobiety i dzieci, do jedzenia maja tylko kartofle w łupinach. Wszystko, co mogą zaoferować, to te ziemniaki, wrzątek i wysuszenie ubrań przy ogniu. O ile to, co mają na sobie partyzanci, można jeszcze nazwać ubraniami. Buty trzeba rozcinać, by oderwać je od zamarzniętych nóg. Nie ma mowy, by się przespać - kto zaśnie w takim stanie, może się już nie obudzić. Jeszcze przed północą "Góra" i jego ludzie ruszają w dalszą drogę - ku bezpiecznej, jak im się wydaje, wiosce Osowo.

Uścisk ręki z Niemcami

"Położenie, w jakim się znaleźliśmy - pisze "Góra" - było krytyczne. Sowiecki sojusznik stał się naszym najgorszym wrogiem. Zostaliśmy pozbawieni wszystkiego. Przede wszystkim nasze partyzanckie schronienie - las, zostało opanowane przez kilkunastotysięczną partyzantkę sowiecką. Cała nasza broń i amunicja wpadła w łapy bolszewickie, a amunicji potrzebowaliśmy gwałtownie, aby się utrzymać w terenie. Nawiązaliśmy kontakt z konspiracją we wsi Raków. Był tam oddział policji białoruskiej (...), opowiedzieliśmy im o wypadkach ostatnich dni. Byli wstrząśnięci i nie mogli uwierzyć, że bolszewicy pozwolili sobie na tak nikczemny krok".

To moment kluczowy dla całej historii.

Komendant policji z Rakowa donosi o polsko-sowieckim konflikcie Niemcom z Iwieńca. Jest drugi tydzień grudnia 1943. Dziesięć miesięcy wcześniej feldmarszałek Paulus skapitulował pod Stalingradem. Pięć miesięcy temu Niemcy przegrali na Łuku Kurskim. W szeregach hitlerowskich armii biją się z bolszewikami coraz bardziej egzotyczni sojusznicy: już nie tylko Łotysze, Litwini, Estończycy, Węgrzy czy Rumuni, ale także Rosjanie, Tadżycy, Kałmucy, Hindusi. Na Wołyniu walczy w niemieckich szeregach sformowany z trudem polski batalion SS, który niedawno stacjonował pod Mińskiem.

Dlaczego do antybolszewickiej koalicji nie mogliby dołączyć legioniści "Góry"?

Komendant z Iwieńca - zapewne po konsultacji z szefem SS i policji - proponuje niedobitkom rozejm i dozbrojenie.

Propozycja zostaje przyjęta.

Napisałem kartkę mniej więcej w tym sensie - wspomni po wojnie "Góra". - ''Ponieważ sytuacja tak się ułożyła, że jesteśmy w stanie wojny z partyzantką sowiecką, przyjmujemy waszą propozycję na dostarczenie amunicji i żebyście się nas nie czepiali''. Kartkę tę posłaliśmy do Iwieńca przez zaprzyjaźnionego sołtysa. Przyniósł nam odpowiedź, że następnego dnia spotkamy się z Niemcami koło wsi Kulczyce.

Podczas spotkania Polacy nie przyznają, że jest ich ledwo kilkudziesięciu. Stają w terenie tak, aby sprawiać wrażenie zgrupowania przynajmniej kilkusetosobowego. Niemieccy wysłannicy zostawiają akowcom skrzynki z amunicją, uściskiem ręki pieczętują antysowiecki pakt.

Ten "zgniły rozejm" nie był wyjątkiem - napisze potem biograf "Góry" Ryszard Bielański, także akowiec i powstaniec warszawski. "Na terenach wschodnich, za Bugiem, przynajmniej jeszcze dwa oddziały polskiej partyzantki zawarły rozejm z Niemcami".

Te oddziały to prawdopodobnie jednostki o numerach 301 i 312 podległe wspomnianemu rotmistrzowi Józefowi Świdzie, ps. "Lech".

200 walk z Sowietami

Efekt rozejmu jest - na krótką metę - korzystny dla akowców. Nie niepokojeni przez okupanta młodzi Polacy z okolic Naliboków, Iwieńca i leżących na południe Stołpc masowo zaciągają się na służbę u legionistów. Przybywają też - na wieść o powstaniu nowego, silnego Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK - uciekinierzy z oddziałów sowieckich, siłą wcieleni wcześniej do leśnych brygad im. Stalina, Kalinina, Żukowa.

Na początku 1944 roku polskie zgrupowanie liczy prawie tysiąc żołnierzy, wśród nich są ułani na koniach, rowerzyści i piechota zbrojna w ciężkie karabiny maszynowe, granatniki, pistolety. Do tego tabory z amunicją, lekarstwami, namiotami, paszą dla koni itd. Przeszło 150 furmanek. Polski Oddział Partyzancki - tak teraz zwie się dawny otriad "Kościuszko" - je dzięki życzliwemu wsparciu polskich właścicieli majątków i chłopów, a za żywność kupuje broń w niemieckich magazynach. Polacy wespół z Niemcami konwojują transporty mąki idące do Mińska. Gdy napadają ich Sowieci - bronią się ramię w ramię.

Gromią Sowietów także na własną rękę. W ciągu pierwszego półrocza 1944 akowcy i partyzanci sowieccy staczają ok. 200 bitew i potyczek. Niektóre trwają wiele godzin, używa się w nich artylerii. Polacy przeprowadzają konne szarże, organizują nocne zasadzki, raz strzelają z moździerzy, innym razem tną szablami. Zdarzają się nawet walki wręcz. Z rąk do rąk przechodzą fury z kartoflami, konie, chłopskie krowy, chutory, wsie, lasy, chwilami całe gminy. Niemcy nie reagują.

"Ponury" robi porządki

Sytuacja na Nowogródczyźnie budzi za to coraz większy niepokój w Komendzie Głównej AK. Rozejm z Niemcami to jedno. Znacznie gorsze jest rozpętanie wojenki z aliantem naszych aliantów - Związkiem Radzieckim.

Warszawa powierza misję zaprowadzenia porządku porucznikowi Janowi Piwnikowi - "Ponuremu". "Ponury" już wtedy otoczony jest legendą. Przedwojenny policjant, uczestnik kampanii wrześniowej, dowódca baterii artylerii we Francji w 1940 roku. Rok później - cichociemny zrzucony w okolicach Skierniewic. Dalej: członek akowskiej sieci konspiracyjnej "Wachlarz" wsławiony ucieczką z niemieckiego więzienia. Kawaler orderu Virtuti Militari.

Od maja 1943 dowodzi partyzantką AK w Górach Świętokrzyskich. W samym centrum niemieckiej Europy wysadza posterunki żandarmerii, likwiduje agentów gestapo, jego oddział uruchomił nawet produkcję karabinów. Ludność Kielecczyzny uznaje go za władzę. Nad Niemnem zachowuje się podobnie - wydaje "dekret" skierowany do legionistów "Góry" i podwładnych "Lecha": "...wasza działalność nie odpowiada interesom Narodu Polskiego i Państwa Polskiego, rozkazuję zaprzestać jej. Daję na to termin do 1 czerwca 1944".

Mimo ultimatum polsko-niemiecki rozejm nie zostaje zerwany. Pilch "Góra" stwierdzi po wojnie, że "po zapoznaniu się z sytuacją na miejscu" sam "Ponury" zmienił opinię o "sojusznikach naszych sojuszników" i zgodził się, iż "kompromis z Niemcami trzeba zachować".

Ale to chyba nieprawda, bo Komenda Główna AK jednak wytoczyła "Lechowi" proces za ten "kompromis". Sądził m.in. "Ponury". Wyrok: śmierć z prawem do rehabilitacji na polu walki. Uwolniony "Lech" zmienia pseudonim na "Kmicic" i rehabilituje się, walcząc na terenie Generalnej Guberni. Po wojnie wyjeżdża do Argentyny. Potem do USA. Umiera w 2004 roku. Do śmierci nie wyjawi ani szczegółów polsko-niemieckiego rozejmu, ani polsko-ruskiej wojny 1943-44.

Wstydliwy epizod wojenny zachowa też dla siebie "Góra", który większość życia spędzi w Wielkiej Brytanii. Choć napisał książkę "Partyzanci trzech puszcz", tylko jej uważny czytelnik dowie się, co naprawdę zaszło wtedy na Nowogródczyźnie. Trzeba też uważnie czytać między wierszami, by wydobyć z jego wspomnień szczegóły ostatniego, chyba najbardziej szalonego wyczynu legionistów - rajdu na Warszawę.

Bielscy uciekają z ZSRR

Gdy Armia Czerwona wkracza wiosną 1944 roku na Kresy, mało kto z mieszkańców się cieszy. Dla Polaków to już trzeci bolszewicki najazd - po 1920 i 1939 roku. Nawet pesymiści nie podejrzewają, że to na zawsze.

Dla Białorusinów narodowców to także klęska, dla setek tysięcy ich rodaków współpracujących dotąd lojalnie z Niemcami - dramat. "Wyzwolenie" okazuje się też problemem dla części leśnych Żydów. Tewje, jego bracia i rodziny wpadają w oko NKWD. Dlaczego się uratowali? Czy to prawda, że gromadzili w leśnym obozie kosztowności? Były takie doniesienia podczas wojny. Podobno w ich otriadzie panowały zupełnie niesocjalistyczne obyczaje... Bezpieka najpierw wzywa Tewjego i jego brata Zusa na przesłuchanie do Mińska. Trzeci brat, Asael, zostaje wzięty w kamasze i ginie w broniących się jeszcze Prusach Wschodnich - pod Malborkiem. U Tewjego czekiści robią tymczasem rewizję.

Bielscy uciekają z ZSRR w ostatniej chwili, razem z rodzinami. Przez tworzącą się na nowo Polskę i Rumunię docierają na wybrzeże Morza Czarnego. Dalej statkiem do Palestyny. Prosto na nową wojnę - teraz z Arabami. Na pustyni ani Tewje, ani Zus nie odznaczą się niczym szczególnym. Wyemigrują za chlebem do USA. W Nowym Jorku Tewje będzie taksówkarzem (umrze w 1987), Zus dożyje swoich dni jako drobny przedsiębiorca. Czwarty z braci - Aron - skończy jako sędziwy starzec w więzieniu oskarżony o oszustwa (jego historię opisaliśmy w "DF" z 16.06.2008 w reportażu "Wymazany Aron Bell").

Tewjego życie po życiu zacznie się, gdy historię jego otriada opisze pod koniec lat 90. badaczka Holocaustu prof. Nechama Tec. Po dziesięciu latach jej książkę wezmą na warsztat specjaliści z Hollywood. Tak powstanie "Opór", który ma - podobno - przynieść Danielowi Craigowi nominację do Oscara.

Spod Nowogródka do Warszawy

Pilch "Góra" nie ma na razie filmu o sobie. Gdyby jakiś reżyser chciał się podjąć tego zadania, proponujemy zacząć sceną podejścia oddziału "Góry" pod szykującą się do powstania Warszawę. Potem film mógłby pokazać, jak wyruszyli z Puszczy Nalibockiej 29 czerwca, gdy huk armat Armii Czerwonej słychać już było całkiem dobrze. Na czele "Góra" w towarzystwie dziesięciu najważniejszych dowódców i kilku umundurowanych Niemców. Za nimi cztery szwadrony ułańskie, oddział ciężkich karabinów maszynowych i trzy kompanie piechoty. Partyzanckich furmanek prawie dwieście, ciągnących się za nimi wozów z cywilami nikt nie zliczy. "Góra" opisał podróż tak: "...były przypadki, że musieliśmy przecinać główne szlaki drogowe i tory kolejowe. Robiliśmy to bezczelnie. Gdy szosa była na kilka minut wolna, przejeżdżało się ją, a samochody jadące w tym czasie musiały się zatrzymać".

To możliwe. Na przełomie czerwca i lipca 1944 ucieka na zachód tyle słowiańskich formacji, że trudno się w tym połapać. Cofają się Chorwaci, kozacy z Russkoj Oswoboditielnoj Armii, Ukraińcy z SS-Galizien i inni. Mają na sobie sowieckie mundury z niemieckimi dystynkcjami, sorty armii czeskich, litewskich, łotewskich, są i tacy, którzy wracają z frontu w podartych kufajkach łagierników albo w damskich paltach.

15 lipca "Góra" przekracza Bug, 25 lipca - wiślany most w Nowym Dworze. Dzień później legioniści docierają na skraj Puszczy Kampinoskiej i zajmują kwatery we wsi Dziekanów Polski.

- To, że tu doszliśmy, to nic innego jak tylko błogosławieństwo Boże - mówi swoim ludziom porucznik.

"Góra" staje się "Doliną"

Natychmiast śle do Warszawy kurierów, by odnowić kontakt z kierownictwem AK. Wkrótce przyjeżdża na rowerze kapitan Józef Krzyczkowski "Szymon".

Stary peowiak, walczył z Rosjanami jeszcze za cara. W konspiracji od początku wojny, niejedno widział. Ale to, co widzi teraz, nie mieści mu się w głowie. 30 kilometrów od rogatek umęczonej, okupowanej stolicy prawie tysiącosobowy uzbrojony oddział polskiego wojska je zupę!

- Skąd wyście tu spadli? - pyta zaskoczony.

Odpowiadają mu tak silnie kresową polszczyzną, że w pierwszej chwili nie rozumie. Tym bardziej że nazwa Puszcza Nalibocka niewiele mu mówi. Szybko dowiaduje się wszystkiego i melduje komendantowi obwodu "Obroża" majorowi Kazimierzowi Krzyżakowi. Major w pierwszej chwili decyduje: oddział rozbroić, oficerów aresztować za zdradę. Ale jak stołeczni konspiratorzy, młodzieńcy z pistoletami schowanymi w kieszeniach marynarek, mieliby rozbroić zahartowanych w boju partyzantów?

Nowa decyzja "Obroży": sąd wojskowy za zdradę czeka legionistów po wojnie, na razie zaś - za milczącym, acz niechętnym przyzwoleniem Komendy Głównej - mogą wziąć udział w powstaniu. Warunek: natychmiast zerwać rozejm z Niemcami. Nie opowiadać nikomu o przebytych bojach z Sowietami. Zmienić pseudonimy.

"Góra" będzie się teraz nazywał "Doliną".

2 sierpnia 1944 razem ze swoimi ludźmi zaatakuje lotnisko na Bielanach.

Ale to już przecież początek nowego filmu.

"Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich" - książka Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego w sprzedaży od 16 stycznia


i komentarz


W swym reportażu autorzy dotykają dość delikatnej kwestii, jaką jest zawarcie
umowy o „nieagresji” przez niektórych dowódców akowskich z okręgu
nowogródzkiego z Niemcami. Sprawa ta mimo, że wielokrotnie omawiana w
literaturze tematu, nadal budzi skrajne odczucia wśród historyków oraz
naocznych świadków tamtych wydarzeń. Nie mam tu zamiaru wdawać się w polemikę
z Panami Głuchowskim i Kowalskim, chciałbym jedynie wskazać rażące błędy
faktograficzne, jakie znalazły się w ich publikacji:

1. Autorzy informują: Na Wołyniu walczy w niemieckich szeregach sformowany z
trudem polski batalion SS, który niedawno stacjonował pod Mińskiem. Na Wołyniu
walczyły m.in.: złożone z Polaków 107 i 202 Schutzmannschafts-Bataillon.
Należy jednak odróżnić Die Schutzstaffel der NSDAP czyli SS – Szwadrony
Ochronne NSDAP od Schutzmannschaften-Bataillon – po polsku: "Batalion
Ochrony", "Formacja Ochrony", lub "Batalion Policyjny". To są dwie różne
formacje. Nawet fakt, że jeden z tych batalionów był przez pewien czas
podporządkowany pułkowi SS, nie czynił z niego oddziału SS.

2. Kiedy 01.12.1943 r. Rosjanie rozbrajali Polski Oddział Partyzancki (POP)
im. T. Kościuszki, dowodził nim mjr Wacław Pełka „Wacław, a nie por. Adolf
Pilch „Góra”. Nie jest również prawdą, że nazwę POP oddział przyjął dopiero
gdy został ponownie zorganizowany przez por. „Górę”.

Część reportażu poświęcona jest również por. (mjr.) Janowi Piwnikowi
„Ponuremu”, „Donatowi”. Mimo, że jest to zaledwie kilka akapitów, zawierają
one dość istotne błędy:

3. Jako oficer „Wachlarza” nie wsławił się ucieczką z więzienia (choć
rzeczywiście uciekł z więzienia w Zwiahlu), tylko rozbiciem 18.01.1943 r.
więzienia w Pińsku, skąd uwolnił kilku członków tejże organizacji – jest to
najsłynniejsza akcja jaką przeprowadził „Wachlarz”.

4. W Górach Świętokrzyskich por. „Ponury” uruchomił produkcję pistoletów
maszynowych wzorowanych na angielskich Stenach, a nie jak jest w tekście
karabinów, co stanowi istotną różnicę.

5. Por. Jan Piwnik „Ponury” nie został skierowany na Nowogródczyznę z misją
zaprowadzenia porządku (chodzi o rozwiązanie sprawy rozejmu akowców z
Niemcami). Takie zadanie otrzymał mjr Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz” jako
specjalny wysłannik Komendy Głównej AK. „Ponury” miał natomiast objąć
dowództwo będącego w fazie budowy Zgrupowania Zachód.

6. Dekret wydany przez „Ponurego” rozpoczynający się od słów: ..wasza
działalność nie odpowiada interesom Narodu Polskiego…, nie był adresowany do
legionistów „Góry”, ani podwładnych „Lecha” – był natomiast skierowany
bezpośrednio do partyzantki sowieckiej.

7. Jeżeli chodzi o rtm. Józefa Świdę „Lecha” to nie jest prawdą, że do swej
śmierci nie wyjawił ani szczegółów polsko-niemieckiego rozejmu, ani
polsko-ruskiej wojny 1943-1944. Odsyłam zainteresowanych do: Józef Świda
„Wyjaśnienie dotyczące okresu 1943/1944 r.”, [w]: „Zeszyty Historyczne”
(Paryż), 1985, z. 73. Tekstem tym Świda przerwał milczenie i wyjawił, że zgodę
na rozejm z Niemcami wydał dowódca okręgu AK Nowogródek ppłk Janusz Szulc
„Borsuk”, „Prawdzic”, po wojnie używający nazwiska Janusz Prawdzic-Szlaski.
Świda był związany słowem honoru, że w przypadku wyjścia na jaw rozejmu
polsko-niemieckiego winę w całości weźmie na siebie.

Mam świadomość, że tekst Panów Głuchowskiego i Kowalskiego promuje ich
książkę, która ma się ukazać 16 stycznia. Miejmy nadzieję, że pisząc ją byli
bardziej skrupulatni w swych dociekaniach historycznych, niż popełniając
omawiany tekst w „Gazecie Wyborczej”.


skopiowałem to z hc.gay.pl
Genialne posunięcie pismaków, i zamiast dyskusji o Bielskich sprowadzą dyskusje na tory rzekomej współpracy AK z Niemcami. I znowu "Polacy-antysemici" itp, itd O mordach na Polakach w Nalibokach czy Koniuchach dyskusji zapewne nie będzie. Za to będzie oczernianie polskiego ruchu oporu i pewnie pośrednio usprawiedliwianie działań skomunizowanych band na Kresach złożonych z przedstawicieli pewnego zawsze miłującego pokój narodu.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA]. • Design by Free WordPress Themes.