ďťż
Pamiątki z powstania

WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA


Muzeum Powstania Warszawskiego kupiło kolekcję poczty powstańczej na aukcji w Duesseldorie - poinformowała rzeczniczka Muzeum Anna Kotonowicz. Dodała, że kolekcja została kupiona za cenę wyjściową - 190 tys. euro.

Kolekcja to w sumie 123 powstańcze pamiątki: listy, koperty i znaczki z powstańczej poczty polowej. Eksperci, którzy badali w Niemczech autentyczność kolekcji, uznali, że trzy eksponaty to najprawdopodobniej falsyfikaty. Jednak całość - jak ocenia dyrektor Muzeum Jan Ołdakowski - ma ogromną wartość.


Czy to nie jest tak, że cieszymy sie z odzyskania swojego płacąc złodziejowi?
Czy Niemcy mają moralne prawo brać pieniądze za coś co jest nasze?

Ciekawe czy podobnie by było z koszernymi pamiątkami?


skąd wiesz że są kradzione,typ chyba zbierał to od wojny więc dlaczego miał oddać za darmo
jeśli wszystkie listy były do niego, to faktycznie, nie były kradzione.

jeśli kupisz kradzione auto, nawet nie wiedzac o tym, przy pierwszej lepszej policyjnej kontroli moga ci je odebrac i zwrocic wlascicielowi. proste.

skąd wiesz że są kradzione,

Tak, Niemcy w 1944 roku wydawali powstańcze znaczki i pisali listy do Własowców.....

Wyluzuj, nasze i basta.
Gdyby to były pamiatki z powstania w gettcie to już by Niemce w zębach zanieśli to do Yad Vashem i jeszcze zapłacili odszkodowanie....


no ale jak typ to kupil po wojnie boto bylo warte grosze to dlaczego ma oddawac za darmo jak ty kupisz niemiecki bagnet uzywany, po wojnie to tez jest kradziony bo nie jestes niemcem
Przykład z samochodem jest tu właściwy, z badnetem już mniej....
Skąd wiesz czy autor tych listów, albo adresat nie są jeszcze wśród zywych... albo mają spadkobierców ?
no ale poco ktos mialby zabierać nic nie warte w 45 listy i znaczki,zawsze jak cos zaczyna byc warte to sie wszsyscy budzą że to ukradzione nam a przez 60 alt nikt o tym niepamiętał..

no ale poco ktos mialby zabierać nic nie warte w 45 listy i znaczki,zawsze jak cos zaczyna byc warte to sie wszsyscy budzą że to ukradzione nam a przez 60 alt nikt o tym niepamiętał..
No właśnie,ponadto możliwe,że ocalały tylko dlatego,że w Niemczech ktoś jednak się nimi zaopiekował przez tyle lat.

No właśnie,ponadto możliwe,że ocalały tylko dlatego,że w Niemczech ktoś jednak się nimi zaopiekował przez tyle lat.

Tak, dzięki ,,dobrym Niemcom'' wiele naszych dzieł sztuki ocalało z pożogi i przetrwało do dzisiaj w ich muzeach i prywatnych kolekcjach....

Kuźwa, przestańcie pierdolić!
ale dziełą zawsze były warte wchuj a znaczki nie
http://lukaszwarzecha.salon24.pl/60376,index.html

Udało się - listy z Powstania Warszawskiego trafią do Muzeum Powstania. Bywa czasem, że udaje się w prostej sprawie zakopać wszystkie wojenne topory i nikt nie ma wątpliwości, że warto. Mnie dawno nic tak nie ucieszyło, jak ta właśnie wiadomość i fakt, że między Janem Ołdakowskim z MPW a Bogdanem Zdrojewskim nie było żadnego partyjnego darcia kotów.

Kolekcja listów i projektów znaczków z Powstania ma nie tylko wielką wartość dokumentalną, emocjonalną i historyczną. Ona pokazuje coś jeszcze: niebywały, nigdzie nie spotykany poziom organizacji powstańczej enklawy w Warszawie. To był ewenement na skalę światową, a konkurs na projekt znaczka powstańczej poczty i oryginalne egzemplarze tychże są tego świadectwem.

Polskie władze współpracowały z MPW we wzorowy sposób i obu panom - Ołdakowskiemu oraz Zdrojewskiemu - należy się mocne uściśnięcie ręki.

Jednak w samym fakcie, że listami z Powstania handlował Niemiec, jest coś obrzydliwego. Świadomość tej niestosowności, delikatnie mówiąc, mieli zapewne i inni licytujący, którym nie brakowało widocznie przyzwoitości, skoro zdecydowali się z licytacji wycofać.

Czasu na jakiekolwiek kroki prawne z polskiej strony było zapewne za mało. Czy jednak nie można by ich podjąć? Dzieła sztuki, zrabowane podczas działań wojennych, bywają wycofywane z aukcji. Tu mamy coś bardziej specyficznego, jednak żadne medium nie zainteresowało się dotąd, jak tak ważna i pokaźna kolekcja trafiła w niemieckie prywatne ręce. A co z listami, których adresaci jeszcze żyją? Czy nie mogli żądać przekazania im ich?

Przed aukcją gdzieś - nie pomnę już, gdzie - pojawiła się opinia, że ładnym gestem byłoby, gdyby dla polskiego rządu kolekcję listów kupił federalny rząd niemiecki. Nie wiem, czy Niemcom w ogóle nie przyszło to do głowy, czy też postanowili sprawę zlekceważyć. Dość, że nikt ze strony niemieckiej o tym nawet nie wspomniał.

Nie jest to żadne odkrycie, że Niemcom brak wyczucia w kwestiach dotyczących historii. Działania na rzecz upamiętnienia niemieckich przesiedlonych jako „wypędzonych" są najlepszą ilustracją tendencji do relatywizacji historii. Odpowiedzią na taką politykę powinna być dobra, świadoma, ofensywna polityka historyczna. Rząd Tuska deklarował, że - przynajmniej w jakimś stopniu - będzie ją kontynuował. Na razie mieliśmy tylko festiwal niekoniecznie odwzajemnionych uśmiechów pod adresem Angeli Merkel oraz rozmyte stanowisko w sprawie Widocznego Znaku.

Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek zgodzę się z Warzechą...
Odnalazł może ktoś jakieś informacje o losach tych listów po zakończeniu powstania?
Za bardzo komplikujecie sprawę. Skoro te listy były tyle warte to trza było zabulić, za darmo to tylko w mordę dają i nie ma co strzępić klawiatur. Zresztą nawet jakby się udało to załatwić "drogą dyplomatyczną" to pewnie koszty byłyby większe.

Za bardzo komplikujecie sprawę. Skoro te listy były tyle warte to trza było zabulić, za darmo to tylko w mordę dają i nie ma co strzępić klawiatur. Zresztą nawet jakby się udało to załatwić "drogą dyplomatyczną" to pewnie koszty byłyby większe.
Dokładnie,szczególnie,ze kupione z rąk prywatnych, a nie od państwa niemieckiego.
Wątpię,by w 1944r ktokolwiek myślał o potencjalnej wartości takich rzeczy za ponad 60 lat.

Gdyby to były pamiatki z powstania w gettcie to już by Niemce w zębach zanieśli to do Yad Vashem i jeszcze zapłacili odszkodowanie....
Dziś w tym samym domu aukcyjnym odbyła się licytacja pamiątek z powstania w gettcie łódzkim. Cena wywoławcza - 170 tyś. euro, więc się tak nie ciśnieniuj.
Ktoś po prostu zrobił dobry interes. Nie wiesz w jaki sposób wszedł w posiadanie tych materiałów, więc ostrożnie z tymi opiniami o "złodziejach". Mnie też wkurwia, że archiwalne książki z serii 'Był sobie Gdańsk" chodzą na allegro po 300 zeta, gdzie kiedyś w księgarniach były 5 razy tańsze. Ale to nie oznacza, że mam mieć pretencje do tych, którzy zaopatrzyli się w nie jak były jeszcze ogólnie dostępne i teraz znaleźli sposób na dobry biznes.
Nikt nikomu nie oddaje wojennych zdobyczy , tylko od Polaków-frajerów strają się szwaby o zwrot ,,Berlinki" , ani Rosja nic im nie odda, ani Szwecja nam zagrabionych dóbr w trakcie potopu, ani British Museum czy Luwr tego co ukradli w Indiach,Iraku,Iranie,Egipcie i tak dalej.

Zdobyczne i tyle, dlatego trzeba miec kupę kasy i jak się chce cokolwiek odzyskac to należy skupowac od prywaciarzy interesujące nas perełki za twardą walutę.
Wiesz, że dzwonią ale nie wiesz w którym kościele. Berlinka nie jest "zdobyczą" wojenną. Nikt jej Niemcom nie podjebał. Sami przywieźli.

Wiesz, że dzwonią ale nie wiesz w którym kościele. Berlinka nie jest "zdobyczą" wojenną. Nikt jej Niemcom nie podjebał. Sami przywieźli.

Ok ale Polska chyba uzyskała to dzięki II wś , więc umownie nazywam to zdobyczą wojenną.Gdyby nie wojna to przeciez nigdy byśmy tego nie dostali... Na całym świecie w muzeach,magazynach itp znajdują się rzeczy zdobyte,znalezione itp w innych krajach i nikt nie dostaje zadnych zwrotów, pomijając jakies pojedyncze dary z okazji np wizyty głowy panstwa. Inaczej np Russcy,Brytole,Francuzi i inni musieli by już dawno opróżnić swoje muzea Szwedzi też nam nie chcą oddac rzeczy , zagrabionych w XVII w - i to jest normalka, nie ma zwrotów po prostu, chcesz cos to sobie kup od prywatnych kolekcjonerów....

Gdyby nie wojna to przeciez nigdy byśmy tego nie dostali...
Myśmy tego nie dostali Sami sobie wzięliśmy z terenów przyznanych Polsce po wojnie.


Swoją drogą jako tolerancyjny obywatel Unii Europejskiej pragnąłbym zwrócić Niemcom bomby i innego rodzaju żelastwo które tu zostawili. Ba, nawet obóz w Oświęcimiu mogli by sobie zabrać i ustawić przed Reichstagiem.
I beczki z gazami bojowymi zatopionymi w Bałtyku niech se zabiorą.

I beczki z gazami bojowymi zatopionymi w Bałtyku niech se zabiorą.
I Twojego starego

I Twojego starego
Z Twoim za rączkę.

Jak widzisz mój stary jest na miejscu


Mój też.

Ciekawy zwłaszcza fragment o zdaniu filatelisty, który nakręcił cąła sprawę:


Przy dęciu w największe mosiężne trąby państwo zdobyło prawie milion złotych na zakup filatelistycznych rarytasów o znaczeniu patriotycznym. Jak zwykle po czasie przyszła refleksja: przepłacono, i to za materiał niekoniecznie autentyczny.
Czy ta akcja była potrzebna? Oczywiście. Kolekcja poczty powstańczej powinna być w Polsce, gdyż ma duże znaczenie historyczne. O ile jest autentyczna. O ten drobiazg, jak dotąd, nikt nie zapytał.

No i patriotyczne właśnie, choć używając takich słów zapraszamy media i polityków do bezwstydnych nadużyć.

Ale to nie powinna być akcja, tylko standardowa procedura zakupów muzealnych. Ze standardowymi ekspertyzami. Wszelkie akcje odbywają się na hurra, bez rozeznania i przygotowania. Zapał zastępuje rozsądek.

Perypetie powstańczych listów postawiły na nogi cały kraj. Była to idealna historia medialna - oto zabrano nam coś ważnego, ale my, wspólnym wysiłkiem rządu i społeczeństwa, na drodze ogólnonarodowej mobilizacji, zabrane odzyskaliśmy.

Mosiężne trąby zagłuszyły głosy rozsądku, zadające pytania w patriotycznyej ekstazie nie na miejscu. Na przykład: a dlaczego tak drogo?

Patriotyczny zapał o cenę nie pyta. Specjaliści tak: na przykład Zbigniew Bokiewicz, filatelista, bez interwencji którego Polska dowiedziałaby się o wszystkim po czasie. Albo wcale.

Pieniądze na listy dały TP S.A. oraz PKO BP. Listy dały powstańczym weteranom wiele radości, a mediom wiele tematów. 123 eksponaty przyjadą do Polski za miesiąc. 190 tys euro trzeba niestety przelać.

Władysław Bartoszewski, kierując się sercem, mówi - Warto było tyle zapłacić.

Zbigniew Bokiewicz, kierując sie rozumem i doświadczeniem, ripostuje - Niekoniecznie.

Wycena zbioru została zawyżona mniej więcej o 70 tys. euro. Mam zastrzeżenia co do autentyczności około 20 proc. kolekcji.

Ale zastrzeżnia Bokiewicza są jakieś takie fachowe. Na przykład: mocno podejrzane są powstańcze przedruki na znaczkach z Hitlerem. Podobno znajdowały się w obiegu w czasie powstania, ale nie widział ich dotąd żaden kolekcjoner. Na rynek zaczęły trafiać dopiero 30 lat temu. W środowisku pojawiła się plotka, że ktoś je zwyczajnie produkuje.

Muzeum Powstania Warszawskiego, swoim zwyczajem, przedkłada serce ponad rozum. A jego rzeczniczka, Anna Kotonowicz, swoim zwyczajem jest troszkę na bakier z logiką.

Zbiory oceniali prawdziwi rzeczoznawcy, którzy pewni są jedynie trzech falsyfikatów. Ale nawet jeśli część kolekcji faktycznie okaże się nieoryginalna, cały zbiór stanowi dla nas ogromną wartość historyczną.

Problem w tym, że tylko dla was. Może medialną i emocjonalną, ale nie historyczną. Podróbki takowej nie posiadają.

Jednak w wypowiedzi pani rzecznik ujęta jest nader lapidarnie filozofia Muzeum: miej serce i patrzaj w serce. Co tam autentyczność - liczy się wartość duchowa.

Czy domniemana nieautentyczność części zbioru umniejsza jego wagę? I tak, i nie. Jeśli waga jest emocjonalna, nikt nie patrzy w papiery. Jeśli historyczna, zbiór niewiele jest wart.

Rzecz w tym, że te dwie wartości się miesza. Można odnieść wrażenie, że waga emocjonalna jest historyczną. I wtedy zamiast fachowych zakupów mamy pospolite ruszenie i medialne bij, kto w Boga wierzy.

I druga rzecz. Czy muzea nie powinny same wiedzieć, co sie dzieje w świecie kolekcjonerów? Bez powiadamiania przez osoby prywatne?

Albo, zgoła, wyręczania. Jak w mało znanym przypadku sprzed trzech lat, gdy grupa entuzjastów na własne ryzyko i bez wsparcia władz kupiła na aukcji internetowej niezwykle cenne archiwalia związane z ORP "Orzeł".

Były tam między innymi protokoły z procesu kpt. Kłoczowskiego z roku 1940, w całkiem nowym świetle stawiające jego "zdradę". Kupiła, i przekazała Muzeum Marynarki Wojennej. Które było zaskoczone.

Władzę oraz państwowe instytucje mamy chyba nie od tego, żeby im mówić, co się dzieje na świecie. Oraz którą nóżką mają ruszyć i ile kroków zrobić. Jeśli świetnie radzimy sobie sami, po co nam takie państwo.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA]. • Design by Free WordPress Themes.