ďťż
drogi bronisław i jego obrońcy

WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA

http://wiadomosci.onet.pl/1525529,12,item.html

a tu zyciorys obrońcy 'drogiego bronisława'
http://www.nowe-panstwo.p...%20_arciuch.htm

""I zapewne nikt by dotąd nie wiedział, na czym między innymi polegała owa "antyrepresywność", gdyby nie córka Ulrike Meinhof. Kiedy zainteresowani jej rewelacjami dziennikarze L'Express zapytali ją, na czym opiera oskarżenia Cohn-Bendita o pedofilię, wskazała im książkę jego autorstwa Wielki bazar, wydaną w 1975 roku. Do najmniej drastycznych - i nadających się do zacytowania - fragmentów należy opis, jak to 4-, 5-letnie przedszkolaki (płci obojga) podchodziły do swego "wychowawcy", rozpinały mu rozporek i bawiły się jego "ptaszkiem".



Wrzucam za salonem24:

Unijny akt dotyczący wyborów członków Parlamentu Europejskiego w powszechnych wyborach bezpośrednich z 1976 r., modyfikowany w 2002 r. "powiada, że gdy prawo państwa członkowskiego zawiera wyraźny przepis dotyczący utraty mandatu, mandat ten wygasa zgodnie z tym przepisem; a właściwe władze krajowe informują o tym Parlament Europejski"

tu powinna byc krotka pilka, za ryj skurwysyna i kasacja mandatu, bez zadnego pierdolenia. Geremek znany jest ze swych arcydemokratycznych przekonan 'Polski narod nie dorosl jeszcze do demokracji', uczciwosci 'fakt prasowy' wiec teraz pierdolac o nielegalnosci i antykonstytucyjnosci zapisow lustracyjnych po raz kolejny wystawia sobie nieposzlakowana laurke. tym psom szczekajacym w Brukseli i roznych zachodnicjh mediach, klamiacych w zywe oczy i sprzedajacych bzdury ktore masonsko-lewackie kliki chca slyszec i na ktore to pierdolenie dziala jak kojacy balsam, nalezaloby lby golic jak sypiajacymi ze szwabami dziwkom. to ten sam gatunek scierwojadow
a ja wrzucam za eurolexem

http://eur-lex.europa.eu/...002D0772:PL:NOT

Akt dotyczący wyborów przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego w powszechnych wyborach bezpośrednich, dołączony do decyzji Rady 76/787/EWWiS, EWG, Euratom

z uwzględnieniem decyzji Rady Europejskiej z dnia 25 czerwca i 23 września 2002 roku zmieniająca Akt dotyczący wyborów przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego w powszechnych wyborach bezpośrednich, dołączony do decyzji Rady 76/787/EWWiS, EWG, Euratom




"Artykuł 12

1. Wakat powstaje, gdy mandat członka Parlamentu wygasa w wyniku rezygnacji, śmierci lub utraty mandatu.

2. Z zastrzeżeniem innych postanowień niniejszego Aktu każde Państwo Członkowskie ustanawia odpowiednie procedury w celu zapełnienia wakatu powstałego podczas okresu pięcioletniej kadencji, o którym mowa w artykule 3, na pozostałą część tego okresu.

3. Gdy prawo Państwa Członkowskiego zawiera wyraźny przepis dotyczący utraty mandatu członka Parlamentu Europejskiego, mandat ten wygasa zgodnie z tym przepisem. Właściwe władze krajowe informują o tym Parlament Europejski.

4. W przypadku wystąpienia wakatu w wyniku rezygnacji lub śmierci przewodniczący Parlamentu Europejskiego niezwłocznie informuje o tym właściwe władze danego Państwa Członkowskiego".


czyli kurwa sa równi i równiejsi! Gdyby chodziło o prof. Giertycha czy Bruno Golnisha dawno byłoby po sprawie ale specjalista od historii burdeli w średniowieczu stoi ponad prawem!!
nikt mi nie odpowiedzial tam.....
to wklejam tu

mimo wszystko zastanawia mnie aspekt prawny
wybory do eurochlewu byly w 2004 a ustawa lustracyjna jest z 2006
to kiego sie czepiaja brodatego masona
czyzby prawo zaczelo dzialac wstecz?

Nie plakalem po Barbarze



mimo wszystko zastanawia mnie aspekt prawny
wybory do eurochlewu byly w 2004 a ustawa lustracyjna jest z 2006
to kiego sie czepiaja brodatego masona
czyzby prawo zaczelo dzialac wstecz?

Nie ma w Polsce żadnego ogólnego zakazu działania prawa wstecz, poza tym ustawa lustracyjna niejako ze swojej natury zawsze działa wstecz, bo jak współpracowali to nikt im nie mówił że kiedyś się będą musieli do tego publicznie przyznać
to nie takie proste Agnostic jak piszesz. jeśli np. ktoś kupił samochód w 1996, komórkę w 1998 a w 2003 roku weszło prawo, że w samochodzie podczas jazdy nie można rozmawiać przez komórke - to jego to prawo ma nie obowiązywać, bo wg. twojej logiki działa ono wstecz?
tera zakumalem zreszta to jest tak jak z uprawnieniami mimo ze sie je uzyskalo to zawsze mozna je stracic
agnostic tu odpowiedź na twoje pytanie:

"Pycha przeciw lustracji

Zachowanie historycznych liderów Unii Demokratycznej w sprawie lustracji jest, delikatnie mówiąc, trudne do zrozumienia.

Rafał Ziemkiewicz
O ile można spierać się o to, czy sprawdzeniu powinni podlegać naukowcy, i czy należy nim obejmować wszystkich profesorów, czy tylko rektorów i dziekanów; o ile można podważać wymóg oświadczeń lustracyjnych od tysięcy przypadkowych osób, uznanych z mocy peerelowskiej jeszcze ustawy za dziennikarzy - to nikt, jak dotąd, nie kwestionował sensu lustrowania polityków.

Bronisław Geremek oznajmił, że nie musi składać oświadczenia lustracyjnego, bo złożył je już kilka lat temu. Tadeusz Mazowiecki się nie odzywa, ale zdaje się, że będzie argumentował podobnie.

Tymczasem to fałsz. Nowe prawo lustracyjne definiuje współpracę z tajnymi służbami PRL znacznie bardziej konkretnie. Według poprzedniego, można było - weźmy przykład skrajny, czyli Mariana Jurczyka - podpisać zobowiązanie do współpracy, pisać donosy i brać za nie pieniądze, i mimo wszystko formalnie nie być uznanym za TW, ponieważ sąd nie znalazł dowodu, że donosy te komuś zaszkodziły. Obecne oświadczenie lustracyjne znacznie dokładniej różnicuje i precyzuje rozmaite formy współpracy z SB, wywiadem i kontrwywiadem. Stare oświadczenie na "nie" i nowe ma "tak" wcale nie muszą być ze sobą sprzeczne.

Jako jedną z przyczyn swej odmowy wymienił profesor Geremek "troskę o dobre imię Polski". Zakrawa to na ponury żart: skutkiem jego akcji jest przecież fala histerycznych oskarżeń Polski o "faszyzm" i "stalinizm", czego nie mógł nie przewidzieć.

W najlepszym razie mamy tu do czynienia z oburzeniem Geremka i Mazowieckiego, że ICH, takie autorytety, ktoś ośmiela się pytać o przeszłość. W najlepszym razie to przejaw tej pychy, która sprawiła, że dawna Unia Demokratyczna jest dziś nic nieznaczącym kwiatkiem u eseldowskiego kożucha.

Rafał Ziemkiewicz
omówienie tekst z DIE ZEIT w GW:

Broniąc decyzji Bronisława Geremka o odmowie złożenia powtórnego oświadczenia lustracyjnego, niemiecki tygodnik "Die Zeit" nazwał polską lustrację "polowaniem na czarownice" i porównał ją do wydarzeń w USA w latach 50. związanych z osobą Josepha McCarthy'ego.
Zobacz powiekszenie
Fot. Bartosz Bobkowski / AG
Bronisław Geremek
Amerykański senator McCarthy uważany jest za inicjatora kampanii oskarżeń o działalność komunistyczną przeciwko osobom w amerykańskich kręgach władzy.

Publicysta "Die Zeit" Gunter Hofmann zaapelował do Parlamentu Europejskiego, a także rządów sąsiednich państw, w tym Niemiec, by zabrały głos w sprawie Geremka. Zdaniem Hofmanna, rozwój wydarzeń skłania do "poważnej troski" o stan demokracji w Polsce. Odebranie Geremkowi mandatu eurodeputowanego jest jedynie "najnowszym dowodem polowania na czarownice a la Joseph McCarthy, jaki ogarnął kraj" - czytamy w artykule.

Hofmann przedstawia założenia ustawy lustracyjnej i zaznacza, że Geremek ma rację, odmawiając złożenia powtórnego oświadczenia lustracyjnego.

Zdaniem publicysty, celem "nowych polskich myśliwych przeszłości", którzy w osobach braci Kaczyńskich zdobyli stanowiska prezydenta i premiera, nie jest "poważne rozliczenie polskiej przeszłości". "Swój wyrok już wydali - teraz chcą dostarczyć (winnych)" - pisze Hofmann.

Zdemaskowani mają być ci, którzy "od czasów wielkiego europejskiego zwrotu w latach 1989/90 założyli demokratyczną Polskę i reprezentowali ją na zewnątrz, czyli cała konserwatywna, liberalna i lewicowa elita, która uznała za słuszne nie wielkie rozliczenia za pomocą rewolucyjnego aktu, lecz odrodzenie Polski przy +okrągłym stole" - czytamy.

"Cierniem w oku" nowych przywódców są wszyscy, którzy opowiadali się za postawą skierowaną na porozumienie. "Tak zwana ustawa lustracyjna skierowana jest przeciwko nim" - ocenia Hofmann.

Publicysta uważa, że w przypadku Geremka szczególnie wyraźnie uwidacznia się "absurd i niedemokratyczny charakter" tej próby dzielenia na "dobro i zło, czarne i białe, na bohaterów i łajdaków". Renomowany historyk, prof. Geremek jest "świadkiem koronnym" na istnienie wewnętrznej siły oporu polskiej społeczeństwa, które broniło demokratycznego ducha przeciwko wszelkim reżimom.

"Parlament (Europejski) powinien, nawet jeśli wszystkich pozostałych 51 polskich parlamentarzystów podda się tej śmiesznej procedurze, interweniować w Warszawie i na przykładzie Geremka wyjaśnić, że Polska znajduje się na najlepszej drodze do utraty swego demokratycznego prestiżu" - pisze Hofmann, dodając: "Należałoby sobie życzyć, by również rządy krajów sąsiednich - w tym Berlin - zajęły stanowisko".

Publicysta "Die Zeit" nawiązuje także do oskarżeń pod adresem socjologa Zygmunta Baumana oraz generała Wojciecha Jaruzelskiego i stwierdza w konkluzji: "Pod płaszczykiem rozliczeń z przeszłością w Polsce usuwa się obecnie historię o różnorodnych aspektach, a policyjno-światopoglądowe śledztwo zakrywa to, co kraj w dużym stopniu zdobył przed rokiem 1989 i w okresie późniejszym: moralno- demokratyczny szacunek".

Caly tekst pełen jest kwiatków i w zasadzie, do każdego z koleji zdania mozna by naskrobac sążnista polemikę. Czasu mało, sensu brak, bo i tak każdy wie "o-co-loto" z GW. Skupie się zatem tylko nad jednym fragmentem (takie pars pro toto), który kazał mi rozdziawić ryja szczególnie szeroko i wybałuszyć gały. Proszę osoby inteligentniejsze o wytłumaczenie mi, co autor miał na myśli.

znaczy mnie się wydaje, że autor miał na myśli Solidarność i calą opozycję przed 1989, natomiast faktycznie samo wyrażenie "moralno-demokratyczny szacunek" robi wrażenie

faktycznie samo wyrażenie "moralno-demokratyczny szacunek" robi wrażenie
To akurat może być niedoskonałość przekładu. Niemcy mają upodobanie do konstruowania megawykurwistych kilkuczłonowych rzeczowników. Tłumacz mógł temu nie podołać.

znaczy mnie się wydaje, że autor miał na myśli Solidarność i calą opozycję przed 1989, natomiast faktycznie samo wyrażenie "moralno-demokratyczny szacunek" robi wrażenie

No to troszeczkę trafił jak kulą w płot, bo jeżeli chodziło mu o Solidarność, to jej rola w kształtowaniu wizerunku Polski za granicą miała znaczenie podczas "festiwalu" Solidarności na początku lat 80-tych... później S zeszła do głębokiego podziemia i nie miała już takiego (o ile miała jakiekolwiek) znaczenia medialnego. Dlatego pisanie o sytuacji PRZED 1989 rokiem, w kontekście "szacunku moralno-demokratycznego (kurwa! to sformułowanie jest cudownie puste. Musze nauczyć się z nim układać zdania), kieruje skojarzenia głównie na to, w jaki sposób późniejsze "autorytety" ustalały nowe reguły "demokracji" po swojemu.

Zdrówka życzę
cała ta nagonka jest obrzydliwa. Najgorsze jest to, że na krytykę profesora Geremka bezkarnie pozwalają sobie osoby, które nigdy nie będą miały 1/100 Jego inteligencji, odwagi i wrażliwości.
No i widać równość wobec prawa panów od jednej wielkiej równości

""I zapewne nikt by dotąd nie wiedział, na czym między innymi polegała owa "antyrepresywność", gdyby nie córka Ulrike Meinhof. Kiedy zainteresowani jej rewelacjami dziennikarze L'Express zapytali ją, na czym opiera oskarżenia Cohn-Bendita o pedofilię, wskazała im książkę jego autorstwa Wielki bazar, wydaną w 1975 roku. Do najmniej drastycznych - i nadających się do zacytowania - fragmentów należy opis, jak to 4-, 5-letnie przedszkolaki (płci obojga) podchodziły do swego "wychowawcy", rozpinały mu rozporek i bawiły się jego "ptaszkiem".
Cohn-Bendit tłumaczył się potem, że pisał to żeby "prowokować burżuja".
Czyż nie dość dziwnie działa umysł lewicowy. Tak jakby dla chłopów czy robotników takie teksty miały być czymś najnormalniejszym w świecie

Europejscy socjaliści: potępiajcie Polskę!
PAP - dodane 1 godzinę i 8 minut temu

Europejscy socjaliści wezwali rządy krajów Unii Europejskiej do potępienia Polski, a także Rumunii, za - jak uznali - nieposzanowanie zasad wolności, demokracji, rządów prawa oraz praw człowieka i podstawowych wolności.

W liście otwartym do szefów państw i rządów UE, przewodniczący Europejskiej Partii Socjalistycznej (PES) Paul Nyrup Rasmussen zaapelował o "wyrażenie zaniepokojenia" rozwojem sytuacji w Polsce i Rumunii w kontekście art 6. i 7. Traktatu UE, które mówią o zobowiązaniach państw członkowskich do respektowania podstawowych europejskich wartości i przewidują możliwości ukarania przez wykluczenie z głosowania w Radzie UE.

W Polsce niedawna ustawa o lustracji budzi poważne wątpliwości dotyczące poszanowania swobody wypowiedzi, wolności mediów, ochrony ludzkiej godności i praw człowieka - głosi list, przyjęty przez 32 członków prezydium PES. Polskę w PES reprezentują Sojusz Lewicy Demokratycznej i Unia Pracy.

Socjaliści przypominają, że zgodnie z ustawą za niezłożenie oświadczenia lustracyjnego Bronisław Geremek powinien stracić mandat eurodeputowanego. W tym kontekście piszą, że "działania polskiego rządu powinny być uważane za atak na podstawowe wolności i za populistyczną próbę polaryzacji polskiego społeczeństwa".

Odnośnie do sytuacji w Rumunii, socjaliści przypominają zarzuty, że "prezydent Traian Basescu od początku swojego mandatu złamał szereg postanowień konstytucji, w tym zasadę rozdziału władzy". Działania prezydenta określono w liście jako "próbę podważenia legalnego mandatu rumuńskiego parlamentu, a co za tym idzie - demokracji przedstawicielskiej w Rumunii".

W zeszłym roku między Basescu a premierem Calinem Popescu Tariceanu wywiązał się spór wokół propozycji rozpisania przedterminowych wyborów, złożonej przez prezydenta. Spór osiągnął punkt krytyczny pod koniec marca, kiedy lewicowa opozycja i zwolennicy Tariceanu oskarżyli prezydenta o 19 przypadków łamania konstytucji, m.in. o próby uzurpowania sobie kontroli nad rządem. W kwietniu zdominowany przez opozycję parlament tymczasowo zawiesił prezydenta w obowiązkach na miesiąc.

UE nie może tolerować braku poszanowania dla swoich zasad w którymkolwiek państwie członkowskim - podkreślili socjaliści.


źródło
Czasem idzie wręcz pomyśleć, że w Polsce Kaczyńscy zabijają ludzi i zjadają niemowlęta
Chuck Norris zabija ludzi, których nie lubi. Ludzie, których nie lubi Jarosław Kaczyński, zabijają się sami.
P.S. - odnalazłem dziś ten obrazek, wklejał go bodajże Jasza dawno temu na Punkserwisie:



Chuck Norris zabija ludzi, których nie lubi. Ludzie, których nie lubi Jarosław Kaczyński, zabijają się sami.
[*] Barbara Blida
Z tego wynika, że: prezydent Rumunii jest zły, bo "próbuje podważyć legalny mandat rumuńskiego parlamentu, a co za tym idzie - demokracji przedstawicielskiej", a europejscy socjaliści są dobrzy, bo (!) "próbują podważyć legalny mandat polskiego parlamentu, a co za tym idzie - demokracji przedstawicielskiej".
W sumie nie wiem, śmiać się czy płakać...

Demokracja według europejskiego salonu

Z wypowiedzi Geremka wynika, że wymóg deklaracji lustracyjnej jest represją polityczną. To jaskrawy nonsens. Obowiązek ten dotyczy przecież wszystkich, jego wypełnienie niczym nie grozi (nawet byłym agentom), a służy wyłącznie obywatelom, którzy mają prawo wiedzieć, kogo wybierają - pisze publicysta "Rzeczpospolitej"

Bronisław Wildstein

Odmowa złożenia oświadczenia lustracyjnego przez Bronisława Geremka i spór na temat ewentualnej utraty przez niego mandatu w Parlamencie Europejskim odsłoniły szereg problemów istotnych nie tylko dla Polski, ale i przyszłego kształtu UE. Sprawa ta w sposób ostentacyjny przeniosła polski spór wewnętrzny na forum międzynarodowe. Wystąpienie znanego profesora jest elementem kampanii establishmentu III RP, który walcząc o utrzymanie wpływów, odwołuje się do elit europejskich‚ aby te skorygowały "niewłaściwe" wybory Polaków.

Działania te wpisują się w silniejszą tendencję narzucania Europie przez ugrupowania lewicowo-liberalne ideologicznych ram. Przykładem tego był projekt unijnej konstytucji, a dziś jest zespół wychowawczych działań pod adresem Polski.

Rokosz europosła
Polityczny wymiar wystąpienia prof. Geremka wnikliwie zanalizował już Piotr Semka ("W roli głównej profesor Geremek" "Rz" 27 kwietnia 2007). Sprawa warta jest jednak dyskusji. Działanie eurodeputowanego prezentowane jest przez niego i jego stronników jako akt "obywatelskiego nieposłuszeństwa". Trafniej akt ten nazwali jednak twórcy programu "Trzeci punkt widzenia" (TVP Kultura) filozofowie: Marek A. Cichocki, Dariusz Gawin i Dariusz Karłowicz, którzy określili go jako "rokosz".

Obywatelskie nieposłuszeństwo (jak rozumiał je twórca tego pojęcia Henry David Thoreau i jego poprzednicy w średniowiecznej Europie) miało zastosowanie wyłącznie w sprawach zasadniczych. Ludzie decydujący się na nie zgadzali się brać na siebie konsekwencje z tego aktu wypływające. Decyzja Geremka nie spełnia żadnego z tych warunków.

Bo oświadczenie, że wypełnienie po raz trzeci deklaracji lustracyjnej uwłacza jego godności, trudno traktować poważnie. Prof. Geremek nie ma najmniejszego zamiaru ponosić konsekwencji swojego czynu, czyli zrezygnować z mandatu. Odmawia uznania polskiego prawa i odwołuje się do arbitrażu (zaprzyjaźnionych) posłów Parlamentu Europejskiego. Wypowiada się dla prasy polskiej: "nie przewiduję utraty mandatu. Nikt nie ma prawa mi go odebrać. Jeśli ktoś odbierze, to naruszy prawo polskie i europejskie". "Decyzja nie należy do pana przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej i jego mocodawców. Parlament Europejski rozważy kwestię, czy nie zostały naruszone prawa eurodeputowanego chroniące go przed represjami politycznymi".

Zgodnie z ustawą poseł, który nie wypełnia deklaracji lustracyjnej, traci mandat. Jak więc może to być sprzeczne z prawem? Okazuje się, że prawem jest to, co odpowiada prof. Geremkowi. Zasadę tę rozwija, tłumacząc, dlaczego uznaje ustawę lustracyjną za złe prawo. Nie wnikając w merytoryczne (wątpliwe) argumenty, nawet prawo uznane za złe powinno obowiązywać, zwłaszcza posła. W wypadku ustawy lustracyjnej nie doszło do naruszenia zasad demokracji ani reguł stanowienia prawa. Czy prawo winno zatem być akceptowane w zależności od indywidualnego uznania?

Według Bronisława Geremka o potrzebie stosowania się do ustawy zadecyduje Trybunał Konstytucyjny. Gdyby przyjąć taką normę, prawo przestałoby w Polsce działać. Trybunał decyduje o zgodności prawa z konstytucją. Jeśli uzna, że jej nie ma, prawo przestaje istnieć. Wcześniej jednak obowiązuje.

Geremek podważa również instytucje prawa polskiego, kwestionując kompetencje i sposób funkcjonowania Państwowej Komisji Wyborczej. Na identycznej zasadzie można zakwestionować funkcjonowanie polskich sądów. Z wypowiedzi Geremka wynika też, że wymóg deklaracji lustracyjnej jest "represją polityczną". To jaskrawy nonsens. Obowiązek ten dotyczy przecież wszystkich, jego wypełnienie niczym nie grozi (nawet byłym agentom), a służy wyłącznie obywatelom, którzy mają prawo wiedzieć, kogo wybierają.

Geremek odwołuje się do UE jako nadrzędnej wobec Polski instancji, co - na razie - jest wyłącznie deklaracją woli eurodeputowanego. Wprawdzie istnieją sfery UE regulowane prawem europejskim, ale są one ściśle określone i nie dotyczą ani problemów lustracji, ani sposobu wyłaniania przedstawicielstwa krajowego do europejskich gremiów.

Wybory do PE odbywają się zgodnie z prawem krajowym i na takiej samej zasadzie odbywa się odwoływanie europosłów. O wygaśnięciu mandatu informuje ojczyzna europosła. PE może (najwyżej) sprawdzić, czy procedura przebiegła zgodnie z prawem danego kraju. Nigdy dotąd nie działo się inaczej.

Geremek zachowuje się jak znany z polskiej tradycji warchoł rokoszanin, który odmawia uznania prawa, które mu nie odpowiada, i odwołuje się do opieki zagranicznych potęg.

Stadna krytyka
Większość europosłów wzięła jego stronę. Szef frakcji liberałów Graham Watson oświadczył, że "Geremek słusznie przeciwstawia się polowaniu na czarownice urządzonemu przez polski rząd". W tym stylu wypowiadała się większość deputowanych Parlamentu Europejskiego. Prowadzący debatę francuski socjalista Pierre Moscovici uniemożliwił wystąpienie krytykom Geremka. Najdalej posunął się Daniel Cohn Bendit, który stwierdził, że UE musi wziąć w obronę polskiego profesora przed "rządem, który posługuje się metodami stalinowskimi lub faszystowskimi". Geremek nie zaprotestował. Można to rozumieć wyłącznie jako akceptację tych wypowiedzi. Po awanturze w PE stwierdził, że "ustawa lustracyjna jest upokarzająca dla większości Polaków".

Zawrzało również w prasie europejskiej. Określenie "polowanie na czarownice" należało do łagodniejszych. Włoski dziennik "La Repubblica" napisał, że Bronisław Geremek przeciwstawił się dyktatowi "klerykalno-autorytarnego" rządu w Warszawie, i uznał go za ofiarę "nowych prześladowań". Szwedzki dziennik "Dagens Nyheter" ogłosił: "rząd polski przestał rozumieć, co to jest sprawiedliwość i praworządność". Itd. Z poparciem pośpieszyli wszyscy znaczący politycy francuscy bez względu na orientację. Co powoduje tę stadną reakcję?

Lustrację na daleko większą skalę przeprowadziły przecież Niemcy i Czechy, nie napotykając na europejskie sprzeciwy. Pomimo częstego podejmowania polskiej tematyki w PE i na łamach prasy w rzeczywistości w Europie nie ma żadnej dyskusji na temat wydarzeń w naszym kraju. Za pomocą epitetów i czarnej farby malowany jest jednolicie czarny i zdeformowany obraz.

Zbrodnie IV RP
Akcja prof. Geremka zbiegła się w czasie z samobójstwem byłej poseł i minister SLD Barbary Blidy. Z trybuny sejmowej od razu okrzyknięte ono zostało zbrodnią IV RP. "IV Rzeczpospolita ma krew na rękach", "Czy symbolem IV RP będzie kominiarka i pukanie do drzwi o świcie?", "Blidę zabił rząd Kaczyńskiego" - to pierwsze z brzegu wypowiedzi i tytuły prasowe. Autor ostatniego, też były minister w rządzie SLD, Andrzej Celiński napisał: "IV Rzeczpospolita staje się państwem‚ w którym aparatu przemocy używa się do celów stricte politycznych". I ani zdania uzasadnienia. Ani jednego przykładu. W tym samym czasie sędzia prof. Jerzy Ciemniewski mówi o "zarządzaniu strachem"‚ socjolog prof. Ireneusz Krzemiński ogłasza‚ że atmosfera zbliża się do czasów stanu wojennego. I znowu - żadnych argumentów.

Zewnętrzny obserwator musiałby uznać‚ że sytuacja w naszym kraju w najlepszym wypadku przypomina tę na Białorusi: opozycja jest prześladowana, społeczeństwo‚ a zwłaszcza elity - zastraszone. Pod pretekstem walki z przestępczością terroryzuje się inaczej myślących. Demokracja została ograniczona i znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Z lektury wystąpień prasowych trudno byłoby dostrzec, że rzeczywistość jest zupełnie inna: z powodów politycznych nikomu nic się nie stało‚ nikt (poza przypadkami medycznymi) nie czuje się zagrożony‚ a przedstawianie rzeczywistości w upiornych lub groteskowych kształtach jest dziś najłatwiejszą drogą do medialnego sukcesu.

W wypadku Barbary Blidy można mówić najwyżej o niedopatrzeniu funkcjonariuszy ABW. Przypuszczalnie potraktowali ją tak łagodnie (nie nałożyli kajdanek i pozostawili sporo swobody) z powodu wrzawy, że oto postkomunistyczni politycy, którym zarzuca się poważne przestępstwa, traktowani są jak "zwyczajni" oskarżeni. To wiele mówi o obrońcach III RP.

Rozrywający szaty nie dostrzegają, że zmarła była podejrzewana o udział w jednej z największych afer III RP. Koszty działania mafii węglowej szacuje się na dziesiątki miliardów złotych. Trudno też policzyć straty wynikające z zaniechania reformy sektora górniczego zablokowanej przez - w dużej mierze przestępcze - lobby żerujące na stanie polskiego górnictwa i potrafiące manipulować jego pracownikami oraz ich związkami. To wreszcie śmierć wielu górników, którzy pracowali na fatalnym sprzęcie i w fatalnych warunkach.

Obrońców III RP to nie interesuje. Oburza ich za to, że ktoś z establishmentu został potraktowany jak zwyczajny podejrzany. Wzrusza, że Bronisław Geremek czy Tadeusz Mazowiecki muszą wypełniać takie same ankiety jak zwykli śmiertelnicy.

Rycerze oligarchii
III RP była na poły oligarchią (rządami nielicznych). Przy istniejących mechanizmach demokratycznych życie społeczne zostało zdominowane przez układ polityczno-ekonomiczno-medialny, który powstał w trakcie Okrągłego Stołu i w konsekwencji którego nastąpiła integracja komunistycznej nomenklatury z częścią elit opozycyjnych. Za czasów Millera układ ten poczuł się na tyle silny‚ że rozpoczął wewnętrznie wyniszczające walki o przywództwo. Skończyło się to kryzysem i definitywną utratą władzy politycznej w wyborach 2005 roku.

Układ się z tym nie pogodził i i rozpoczął bezpardonową walkę o utrzymanie (lub odzyskanie) wpływów. Przejawem owej oligarchicznej mentalności jest też przeświadczenie, że jej członkom należy się odmienne traktowanie oraz kult "autorytetów" kreowanych ad hoc przez "Gazetę Wyborczą" i posłusznych jej dziennikarzy.

Główną metodą obrońców III RP jest budowanie czarnego obrazu polskiej rzeczywistości. Powołany ostatnio Ruch na rzecz Demokracji, który ma być kolejnym forum obrony III RP, wspartym na popularności patrona kapitalizmu politycznego w Polsce byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, jest najnowszym przykładem tego typu działania. Również dramatyczny apel o obronę demokracji nie jest niczym uzasadniony.

Mentalność tę z całą prostodusznością odsłania jedna z twarzy apelu, poetka, noblistka, Wisława Szymborska. Mówi ona, że zgodziła się podpisać apel, dlatego że podpisał go jej przyjaciel Krzysztof Kozłowski (były szef MSW, redaktor "Tygodnika Powszechnego").

Salony Europy łączcie się
Parę tygodni temu w dzienniku RPA "Guardian & Mail" przeczytałem spory artykuł o Polsce. Punktem wyjścia był projekt pozbawienia tytułu generalskiego Wojciecha Jaruzelskiego oraz ewentualność postawienia go przed sądem. Dowiedziałem się‚ że Jaruzelski był jednym z tych‚ którzy wywalczyli niepodległość dla naszego kraju w II wojnie światowej. Kolejny raz uratował Polskę, ogłaszając stan wojenny tuż przed wkroczeniem wojsk sowieckich stojących na naszej granicy. Prześladowanie przez "skrajnie prawicowy" rząd bohatera narodowego wyłącznie za polityczne przekonania autorka tekstu wiąże z akcją odbierania praw homoseksualistom, zamykania ich klubów i zakazywania im wystąpień publicznych. Autorka pisze wprost, że wszystkie te zjawiska stanowią jedną wielką kampanię rządu, który narzuca Polsce obskurancką ideologię i terroryzuje inaczej myślących.

Fakt, że afrykańskie pismo, które niespecjalnie interesuje się Europą, poświęciło tyle miejsca Polsce, dowodzi, za jak wielkie zagrożenie uznało nasze władze. Zestaw bzdur, który popełniła autorka, wynika zapewne z pobieżnej lektury gazet polskich i europejskich. Dobrze pokazuje jednak, jaki stereotyp na temat Polski i jej władzy funkcjonuje dziś na świecie.

W ogromnej mierze zawdzięczamy go wpływowemu lobby obrońców III RP, którzy walcząc o swoją pozycję i przywileje, nie cofają się przed skrajną deformacją obrazu Polski. Istotnym elementem takiego działania jest wystąpienie Bronisława Geremka.

Artykuł południowoafrykańskiej gazety był wymowny pod jeszcze jednym względem. Rozliczenie zła komunizmu i nietolerancja wobec homoseksualistów zostały potraktowane w nim jako dwie twarze tego samego. Lewica walczy o tolerancję - prawica ją dławi. W Europie, gdzie lewica zdominowała opiniotwórcze salony, tego typu formuły wydają się powszechnie przyjętą prawdą. Nawet europejska prawica wydaje się wstydzić swoich fundamentalnych idei. Współczesny projekt integracji Europy przybiera charakter modelowania jej zgodnie z lewicową ideologią.

Tak w dużej mierze wyglądał projekt konstytucji europejskiej, a zwłaszcza włączona do niego Karta praw. Prezentowała ona liberalno-lewicowe podejście m.in. do rodziny i "praw" homoseksualistów. Przyjęcie tej konstytucji eliminowałoby z obszaru demokratycznych rozstrzygnięć dużą część kwestii kulturowych i musiałoby prowadzić m.in. do uznania homoseksualnych małżeństw (włącznie z prawem do adopcji), a także daleko idącej interwencji państwa w stosunki rodzinne. Projekt konstytucji upadł, ale nie upadł duch krucjaty europejskiej lewicy.

Ostatnio obiektem jej działań stała się Polska. Rezolucja UE na temat homofobii w Polsce była tego ewidentnym przykładem. Pozostawiając na boku samo - co najmniej wątpliwe - pojęcie homofobii i jego ideologiczne konsekwencje, elementarne poczucie sprawiedliwości nakazywałoby nie uznawać Polski za kraj mniej tolerancyjny niż wiele europejskich potęg. Tylko że wobec tamtych krajów rezolucja byłaby niemożliwa. To samo dotyczy sprawy Bronisława Geremka.

Przywódcy III RP uczyli Polaków, że jedyną dla nich drogą jest naśladowanie "Europy". Pod tym pojęciem krył się lewicowo-liberalny salon UE. Dziś ten salon i jego polski odpowiednik pokazują, jaki rzeczywiście mają stosunek do demokracji, a w konsekwencji również do suwerenności europejskich krajów. To reglamentowana demokracja i suwerenność.

Bronisław Wildstein
--------------------------------------------------------------------------------

Wildstein wraca do "Rzeczpospolitej"
Bronisław Wildstein, pisarz i publicysta, a ostatnio prezes TVP, w latach 70. studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Związał się z antykomunistyczną opozycją. W 1977 roku po zamordowaniu przez SB jego przyjaciela, opozycjonisty Stanisława Pyjasa, współtworzył Studencki Komitet Solidarności w Krakowie. Był współpracownikiem KOR. Przed stanem wojennym wyjechał do Wiednia, a następnie do Paryża, gdzie pracował dla miesięcznika "Kontakt" oraz dla Radia Wolna Europa.

Po 1989 roku wrócił z emigracji do Polski i został szefem publicznego Radia Kraków. Później pracował m.in. w "Życiu Warszawy" i "Życiu". Z naszą redakcją związał się w 2001 roku. W tym czasie doprowadził do ujawnienia jako agenta SB o pseudonimie Ketman dziennikarza "Gazety Wyborczej" Lesława Maleszki - swego bliskiego współpracownika z czasów krakowskiej opozycji.

Pięć lat później udostępnił dziennikarzom wielu redakcji listę osób znajdujących się w zasobach archiwalnych IPN (zwaną odtąd listą Wildsteina). Tłumaczył, że chciał przyczynić się do przyspieszenia lustracji w Polsce. Za ujawnienie listy zapłacił zwolnieniem - został usunięty przez ówczesnego redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" Grzegorza Gaudena. Przed redakcją "Rzeczpospolitej" odbył się wówczas wiec, którego uczestnicy - głównie dziennikarze z wielu warszawskich redakcji - domagali się przywrócenia publicysty do pracy. Bezskutecznie.

W maju 2006 rada nadzorcza TVP zdominowana przez przedstawicieli koalicji rządzącej wybrała Bronisława Wildsteina na szefa telewizji publicznej. Jednak politycy PiS, Samoobrony i LPR od pierwszych dni byli niezadowoleni z demonstrującego niezależność prezesa i już w lutym 2007 roku Wildsteina odwołano.

Publicysta "Rzeczpospolitej" jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, opublikował m.in. powieści "Jak woda" i "Mistrz" oraz tom opowiadań "Przyszłość z ograniczoną odpowiedzialnością".

No i stracił mandat

http://wiadomosci.wp.pl/w...=1178660156.591
A tutaj Drogi Bronisław (zapewne w odpowiedzi na ten incydent) zamawia pięć piw:


A tutaj Drogi Bronisław (zapewne w odpowiedzi na ten incydent) zamawia pięć piw:

Ale widać ze wstydem jakimś....

może chodzi o piwo koszerne?
4 X 0,33ml dla kolegów i jedno 0,5l dla siebie,stąd ten wstyd właśnie

oj nieładnie panie Bronisławie,nie ładnie,że tez pana się takie nawyki trzymają
Jednak nie straci. Cóż. Niezbadane są koleje losu.
Otóż mandat stracił, ale nie ma podstawy prawnej żeby chamowi to ogłosić. Słabo?
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA]. • Design by Free WordPress Themes.