ďťż
Złamanie 'fosy' - kulisy kontrwywiadu Solidarności

WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA

Świetny (imo) tekst Piotra Serwadczaka z "Opcji na Prawo"

http://www.opcja.pop.pl/numer60/60serw.html

Autor pisze ze szczegółami o metodach działania SB oraz jak sobie z nimi radziła opozycja Najlepszy motyw - jak odkryto esbeka w szeregach opozycji.

Część esbecji była nie w temacie, i śledziła własnego człowieka (sądząc że to prawdziwy solidarnościowiec).

Natomiast opozycja prowadziła radiowy nasłuch tych niekumatych funkcjonariuszy, którzy (relacjonując na bieżąco zachowanie obiektu), doszli za facetem aż do Hotelu "Wrocław" , gdzie mieściła się... baza SB Gdy opozycjoniści to usłyszeli, sprawa stała się jasna i w ten paradoksalny sposób agent został zdemaskowany

Życie lubi motać lepiej od filmów

Nie musimy grzęznać w obszernym leksykonie esbeckiego slangu na początku, można ominąć, dalej jest tekst właściwy.

Piotr Serwadczak
Złamanie fosy
Kulisy kontrwywiadu Solidarności Walczącej

Od "Harcerza" do "Ośmiornicy"

Zmianę w podejściu SB do samego Kornela Morawieckiego, późniejszego założyciela i przewodniczącego Solidarności Walczącej, jak i samej organizacji, dobrze oddają kryptonimy działań podejmowanych przez MSW. Sprawa Operacyjnego Rozpracowania "Harcerz", skierowana przeciwko Morawieckiemu, została założona 19 czerwca 1980 r. przez III Wydział KW MO we Wrocławiu, natomiast kilka lat później ogólnokrajowemu rozpracowaniu Solidarności Walczącej, tzw. sprawie kontrolnej, nadano kryptonim "Ośmiornica". Od roku 1980 do 1 stycznia 1987 r., kiedy powołano terenową ekspozyturę Biura Studiów we Wrocławiu – tzw. Inspektorat 2 WUSW, głównie do celów zwalczania SW, minęło niecałe siedem lat. W tym czasie Solidarność Walcząca stała się organizacją skutecznie broniącą się przed infiltracją SB oraz prowadzącą działania wywiadowcze i kontrwywiadowcze przeciwko służbom PRL w kraju i za granicą. Lekceważący wydźwięk kryptonimu "Harcerz" zastąpiła złowrogo brzmiąca "Ośmiornica" – podzielona na siedem grup zadań operacyjnych:

– kryptonim "Trzon" – rozpoznanie, rozpracowanie i spersonifikowanie struktur SW we wszystkich województwach;

– kryptonim "Wiązka" – rozpoznanie i rozpracowanie systemu łączności na poszczególnych szczeblach struktury SW;

– kryptonim "Orbis" – rozpoznawanie i rozpracowanie lokali konspiracyjnych SW;

– kryptonim "Tuba" – rozpoznawanie i rozpracowanie bazy propagandowej, radia i poligrafii SW;

– kryptonim "Głos" – rozpoznawanie i rozpracowywanie kanałów łączności z zagranicą i dopływu środków finansowych;

– kryptonim "Ława" – przygotowanie materiałów dowodowych dla postępowań przygotowawczych, w tym dotyczących powiązań z obcymi służbami specjalnymi;

– kryptonim "Kanał" – operacja prowadzona przez WUSW we Wrocławiu wraz z Departamentem I MSW (wywiad cywilny), której celem była operacyjna kontrola kanałów przerzutowych sprzętu z zachodu, w tym m.in. kanał łączności z RFN na barkach śródlądowych – "Kotwica".

To między innymi dzięki działaniom kontrwywiadu radiowego SW wszystkie te, podejmowane przez SB i inne służby PRL, działania operacyjne odnosiły mizerny skutek, a zakończone aresztowaniem poszukiwanie przewodniczącego Solidarności Walczącej trwało wiele lat.

Żargon SB

Do dziś nikt z działaczy SW nie potrafi wyjaśnić skąd się wzięła "fosa" i od kiedy SB zaczęła jej używać. Tej nazwy-kryptonimu używali esbecy w eterze, kiedy chcieli zdyscyplinować co bardziej gadatliwych funkcjonariuszy. "Mów fosą – nie normalnie" – czasami można było usłyszeć w trakcie nasłuchu radiowego, gdy któremuś z esbeków zdarzało się przekazać jawną, niekodowaną informację.

"Fosa" składała się z kombinacji kilku elementów:

– kody cyfrowe – oznaczające typowe, sproceduralizowane czynności, przykładowo:

300 – początek akcji (obserwacji),

301 – tak jest/przyjąłem – początek akcji (potwierdzenie),

310 i 311 – odpowiednio jak wyżej, jeśli "figurant" porusza się samochodem

400 – koniec akcji (obserwacji) na dziś,

415 – w prawo,

421 – w lewo,

412 – prosto.

Do określania kierunków, zwłaszcza na skrzyżowaniach, używano też metody opartej na tarczy zegarowej, bardzo podobnej do stosowanej w lotnictwie lub żeglarstwie. Metoda "zegarowa" była bardziej intuicyjna i jednocześnie precyzyjniej pozwalała określać kierunki, np. na godzinie dwunastej – zero – pięć znaczyło: prawie prosto, ale lekko w prawo (pod kątem do aktualnego kierunku jazdy);

– żargon/slang oznaczający różne rzeczy lub czynności; stosowane na początku kryptonimy wywodziły się ze świata medycznego, np.:

"ordynator" – oficer dowodzący akcją z siedziby biura operacyjnego (bazy)

"sanitariusze" – prowadzący obserwację esbecy (pracownicy wydziału "B")

"karetka" – cywilny samochód esbecki, później jakikolwiek pojazd, ogólnie samochód

"pacjent" – podopieczny, czyli inaczej obserwowana osoba

"figurant" – sporadycznie używane zamiast "pacjent", częściej przez MO; w zależności od kontekstu: ogólnie – obserwowana osoba, w przypadku obserwacji mszy świętych: każda osoba duchowna (ksiądz, kleryk), a jeśli obserwacja dotyczyła konkretnego "figuranta" duchownego mógł być wyróżniany jako "pierwszy"

"krzyż", "krzyżyk" – kościół, ale w Trójmieście krzyż znaczyło skrzyżowanie (bez względu na rzeczywisty kształt skrzyżowania), np. "daje do krzyża" – dojeżdża do skrzyżowania

"bożnica" – kościół, używane przez tzw. czwórkę (IV Departament SB, IV Wydział MO – czyli specjaliści od rozpracowywania Kościoła)

"impreza" – najczęściej msza święta, czasami namierzone spotkanie konspiratorów

"przyśpiewki" – występowały, kiedy wierni śpiewali "Boże coś Polskę..."

"paczka" – osoba

"połówka" – ogólnie: osoba towarzysząca płci przeciwnej do osoby śledzonej, domyślnie: żona/kobieta, później także szerzej: inna/druga osoba, wspólnik

"ćwiartka" – dziecko

"pamiątki" – zdjęcia, dokumentacja fotograficzna

"obcinać" – rozglądać się, sprawdzać czy nie jest się śledzonym, obserwowanym

"brykać" – zachowywać się w sposób utrudniający obserwację, uciekać, gubić "ogon"

"przepalić" – spłoszyć, ostrzec kogoś przez zbyt nachalną, nieuważną, dekonspirującą się obserwację, np. "tylko nie przepal, nie przepal!"

"na patykach", "na patyczkach" – na piechotę

"kolorki", "kolory" – światła sygnalizacji ulicznej, np. "daje 77 do kolorków"

"ciota" – do tyłu, cofanie, zawracanie samochodem

"kraty"/"kratki" – okna, często w połączeniu "kratki palą" lub "kratki zgaszone"; pod koniec dnia, kiedy obserwowana osoba wracała do swojego mieszkania i "kratki gasły", kierujący obserwacją funkcjonariusz ogłaszał "400"

"kwadrat" – w zależności od kontekstu: w połączeniu z numerem wskazywał zakodowany rejon miasta, bez numeru: podwórko, kwartał ulic, dający się wyróżnić obszar o kształcie prostokąta, kwadratu, czasami, w połączeniu z przymiotnikiem, wskazywał jakiś konkretny, charakterystyczny obiekt w najbliższej okolicy, np. "biały kwadrat" (duży "Super-Sam"), "pieczarki", "biali" lub "białe czapki" – drogówka (Wydział Ruchu Drogowego MO), często wykorzystywana do operacji "wiązania", tj. zatrzymania obserwowanych osób poruszających się samochodem

"altana" – przyczepa kempingowa służąca do prowadzenia obserwacji

"żelazny" – dworzec kolejowy PKP, kolej, czasami także tramwaj

"gumowy" – dworzec PKS

"firma" – SB, ogólnie resort – MSW

"fabryka" – siedziba resortu, np. we Wrocławiu budynki MSW przy pl. Muzealnym (ale np. wrocławska MO używała żargonowo określenia "fabryka" do określenia lokalizacji komisariatu dzielnicowego Wrocław-Fabryczna na Pilczycach)

"serce" – bateria (akumulator) przenośnego radiotelefonu (od 1989 r. zaczęły być używane radiotelefony ręczne produkcji zachodniej)

"recepta" – notatka, raport z obserwacji, np.: "dawaj pilnie recepty na fabrykę"

"kogut" – najczęściej taksówka, ale mógł tak też być nazywany inny samochód z "kogutem" na dachu, np. karetka pogotowia ratunkowego, samochód straży pożarnej, samochód pogotowia energetycznego itp., a nawet oznakowany radiowóz MO.

"półki" – przejścia pomiędzy klatkami schodowymi na strychach, szczególnie w nowych wieżowcach;

– kryptonimy oznaczające charakterystyczne punkty/lokalizacje w mieście, np. w przypadku Wrocławia:

"Giewont" – budynek "Poltegor" przy ul. Powstańców Śląskich (na 22 piętrze były pomieszczenia wykorzystywane przez MSW)

"Biały" – hotel "Wrocław", gdzie znajdowało się zaplecze techniczne SB (garaże samochodowe oraz "technika operacyjna")

"Rotunda" – hotel "Panorama"

"Szary" lub "Stary" – hotel "Monopol"

"Kambuz" – knajpa "Savoy" przy placu Kościuszki, miejsce spotkań funkcjonariuszy MSW

"Bonanza" – domek letniskowy Kornela Morawieckiego w Pęgowie ("Kornelówka")

"Długa", "zjazd na Długiej" – parking przy ul. Wielkiej, w bezpośrednim sąsiedztwie Akademii Ekonomicznej, gdzie często zjeżdżały się "karetki" obstawy na przerwę lub roboczą naradę operacyjną; była tam też dosyć długo zaparkowana "altana"

"Świerk" – ówczesna ul. Świerczewskiego (obecnie Piłsudskiego)

"Kopyto" – ul. Szewska

"Tadeusz" – ul. Tadeusza Kościuszki

"Tarcza" – plac Grunwaldzki, "na tarczy" – na pl. Grunwaldzkim

"Antena" – ośrodek/budynki Polskiego Radia i Telewizji; we Wrocławiu zabudowania przy ul. Karkonoskiej

"Rondel" – rondo, we Wrocławiu domyślnie rondo Powstańców Śląskich, przy mieszkaniu Hanny Łukowskiej-Karniej, ogólnie znaczyło też dowolne skrzyżowanie z ruchem okrężnym

"Warkocze" – autostrada, np. "daje 412 od Białego do warkoczy"1

"zjazd na wodę/nad wodę", "wyspa", "między mostami" – zabudowania MSW przy ul. Księcia Witolda, m.in. jedna z siedzib SB oraz jednostka ZOMO; często wykorzystywane miejsce zjazdu ekipy obserwacyjnej w celu przeprowadzenia narady, a także okolica, w której funkcjonariusze parkowali swoje prywatne samochody

"Garaże" – baza samochodowa MSW na ul. Zelwerowicza, gdzie zjeżdżały "karetki" SB w celu tankowania paliwa w znajdującej się tam resortowej stacji benzynowej; także warsztaty samochodowe i garaże (później garaże SB wyprowadzono w okolice bardziej dyskretną, znajdująca się z dala od oficjalnych budynków MO/MSW, tj. do hotelu "Wrocław")

"Matysiaki", "u Matysiaków" – obszar przy ul. Sokolniczej przy izbie wytrzeźwień w bezpośrednim sąsiedztwie "garaży" na Zelwerowicza, m.in. okolica parkowania prywatnych samochodów funkcjonariuszy

"Baszta" – siedziba milicyjnego klubu sportowego "Gwardia" przy ówczesnej ul. Nowotki (obecnie ul. Krupnicza), gdzie znajdowały się pomieszczenia wykorzystywane przez SB, w tym węzeł łączności radiowej

"Wieża" – areszt śledczy, ogólnie: budynki sądu i prokuratury przy skrzyżowaniu Podwala i ul. Sądowej

"Konie" – siedziba zakładów sportowych przy ul. Komandorskiej

"Koło" – tramwaj linii "0" (zero), "do koła" – oznaczało, że śledzona osoba udaje się w kierunku tramwaju "0", "daje kołem" – jedzie tramwajem linii "0"

"Getto" – osiedle Kozanów, gdzie mieszkało bardzo wielu funkcjonariuszy MSW różnego szczebla, a także innych funkcjonariuszy ówczesnej władzy

"Apteka", "Tawerna" – konspiracyjne lokalne operacyjne

"Kamień" – Plac Kościuszki (rondo, na środku którego znajduje się pomnik... do dziś z kotwicą Solidarności Walczącej).

Według relacji Andrzeja Kołodzieja, w Trójmieście wydział obserwacji "B" stosował analogiczne metody komunikacji, jednak w znacznie mniejszym stopniu posługiwano się kryptonimami ustalonych miejsc. Wynikało to przede wszystkim ze specyfiki topograficznej Trójmiasta. Do określania kierunku skrętu od głównej osi komunikacyjnej używano dwóch typowych komunikatów:

"do wody", "daje do wody" – skręca w stronę morza,

"do lasu", "daje do lasu" – zasadniczo skręca w stronę przeciwną do Zatoki Gdańskiej, choć czasami w zależności od położenia i konkretnej sytuacji mogło oznaczać inny kierunek, jawnie wyznaczony lokalizacją lasu.

Tereny leśne przecinające obszary zurbanizowane Gdańska, Gdyni i Sopotu stanowiły istotę owej lokalnej specyfiki Trójmiasta. Różne rodzaje skrzyżowań i wiele dróg odchodzących od głównej dwupasmowej magistrali komunikacyjnej Trójmiasta wymuszały stosowanie bardziej precyzyjnego sposobu określania kierunków niż "412", "415", "421", stąd wydział "B" stosował praktycznie wyłącznie "zegarową" metodę informowania o kierunku przemieszczania się "figuranta". Jednak ten de facto jawny sposób określania kierunków był używany przez SB także w innych miastach, a w początkowym okresie (pierwsza połowa lat osiemdziesiątych) także we Wrocławiu.

Jak łatwo zauważyć, slang radiowy SB był dosyć intuicyjny, silnie kontekstowy – niektóre słowa zmieniały znaczenie w zależności od sytuacji. Słownictwo nie było zamknięte i było często adaptowane ad hoc do lokalnych potrzeb. Ale dla osoby dobrze znającej miasto, kwestią czasu spędzonego przy nasłuchu było odgadnięcie niektórych kryptonimów czy nawet tego kontekstowego żargonu i całego języka kodowego "fosa". Jaki był zatem sens stosowania takiego slangu?

"Fosa" była swoistą podstawową "fortyfikacją" obronną SB i była pierwotnie opracowana jako pierwsza linia obrony przeciwko działaniom kontrwywiadowczym obcych państw. Zapewniała ochronę przeciwko zrozumieniu korespondencji radiowej przez obcokrajowców, dla których polski jest językiem wyuczonym.

Wprowadzenie stanu wojennego i zmiana proporcji w zainteresowaniach wydziału obserwacyjnego "B" spowodowały, że głównym obiektem śledzenia stali się rodzimi działacze opozycji, a nie obcokrajowcy czy pracownicy zagranicznych placówek dyplomatycznych.

Metody śledzenia przez SB

Zgodnie z powyższym słownikiem, podsłuchana we Wrocławiu korespondencja radiowa kodowana "fosą": "Do świerka na kolorkach 415 do kamienia" komunikowała wszystkim uczestnikom obserwacji (i zespołowi rozpoznania radiowego SW), że śledzona osoba – pojazd, jadąc ul. Świerczewskiego skręca na światłach w prawo do pl. Kościuszki...

Taka komunikacja esbeków była niezbędna, ponieważ technika prowadzenia obserwacji polegała (i w dalszym ciągu polega) na współpracy wielu pojazdów oraz zespołu kilku, kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu funkcjonariuszy, którzy przemieszczają się wraz z obserwowanym "figurantem". Przy czym, w odróżnieniu od sytuacji znanych ze scenariuszy filmowych, samochody i ludzie biorący udział w obserwacji podejrzanej osoby znajdowali się nie z tyłu, ale przede wszystkim z przodu i z boków. Np. cywilny radiowóz stojący na światłach obserwował w lusterku śledzony samochód i komunikował pozostałym radiowozom biorącym udział w akcji, jak będzie jechać obserwowany "figurant". Łączność radiowa była więc niezbędnym elementem taktyki polegającej na "przekazywaniu" sobie przez funkcjonariuszy śledzonej osoby, tak aby unikać sytuacji łatwych do zaobserwowania, że ciągle z tyłu znajduje się ten sam samochód lub tajniak.

Taka obserwacja miała charakter dynamiczny: brało w niej udział kilka "karetek" (nie mniej niż trzy samochody), a funkcjonariusze biorący w niej udział, także kobiety, często zamieniali się, podążając wraz z obserwowanym "figurantem" – raz znajdując się przed, raz obok, rzadziej z tyłu. Zdarzało się, że tajniacy zmieniali swój wizerunek – przebierali się, "przekładali" numery rejestracyjne w samochodach, wreszcie zmieniali nawet samochody, czasami używając do obserwacji aut prywatnych – najczęściej "maluchów" fiatów126p. Jedną z rozpoznanych przez SW technik mających uśpić czujność obserwowanych było wykorzystywanie samochodów oznaczonych za pomocą tzw. koguta jako "taxi". Jednak na początku używane przez SB samochody łatwo było rozpoznać: były to przeważnie duże fiaty 125p w charakterystycznym dla resortu, niebieskim kolorze... Często były wyposażone w równie charakterystyczny, łatwo rozpoznawalny atrybut dekonspirujący radiowóz – specyficzną antenę radiotelefonu, która różniła się od typowej anteny radioodbiornika samochodowego.

Jednak z upływem czasu, wraz rozwojem podziemia, rozpracowywaniem technik działania SB przez kontrwywiad SW, metody SB ulegały modyfikacji i doskonaleniu: poszerzono park samochodowy – pojawiły się nowe auta, w różnej kolorystyce (najczęściej szare, ale były też zielone), z samochodów zaczęły znikać charakterystyczne antenki.

W późniejszym okresie, dzięki systematycznej obserwacji, kontrwywiad SW dorobił się listy "trefnych" samochodów, używanych do śledzenia przez bezpiekę. Lista ta składała się z unikatowych cech podejrzanych samochodów: numerów rejestracyjnych, marki i koloru karoserii. Była permanentnie aktualizowana i weryfikowana przez eliminowanie rzeczywiście przypadkowych, jednokrotnie zaobserwowanych samochodów.

Najwcześniejsze doświadczenia z drugiej połowy lat siedemdziesiątych i początku osiemdziesiątych pozwoliły już po wprowadzeniu stanu wojennego i rozpoczęciu nasłuchów radiowych przez RKS, a następnie SW (ta sama ekipa!), analizować i tłumaczyć komunikację radiową szyfrowaną "fosą". Prekursorem tej analizy i szczegółowego zbierania wszelkich informacji o pracy SB był jeszcze w okresie RKS-u Jan Pawłowski (Jan Gajos) – późniejszy szef nasłuchu i kontrwywiadu Solidarności Walczącej. Wspólnie z Hanną Łukowską-Karniej, która "ciągnęła" za sobą "ogon", analizował odtworzoną na podstawie jej relacji trasę przemieszczania się, i odsłuchując nagrane wcześniej rozmowy, dopasowywał do działań zespołu SB prowadzącego obserwację. Metodą żmudnej analizy i dedukcji zostały złamane w ten sposób numery kodowe typowych i powtarzalnych czynności, a także rozszyfrowano kryptonimy i lokalizacje takie jak "Tawerna", "Apteka", "Szary", "Biały", "Długa", "Kopyto" itd. Najwięcej trudności sprawiało rozszyfrowanie używanego przez SB systemu oznaczania lokalizacji za pomocą kwadratów. Przyczyną były najprawdopodobniej okresowe zmiany systemu numerowania kwadratów.

To właśnie znajomość technik obserwacyjnych i sposobów działania wydziału obserwacji, jaka otworzyła się przed zespołem Jana Pawłowskiego po złamaniu "fosy", stanowiły – obok przestrzegania zasad konspiracji – drugi ważny fundament bezpieczeństwa w prowadzonej działalności podziemnej: dzięki podsłuchowi rozmów prowadzonych przez SB uświadomiono sobie, jak trudno jest skutecznie i faktycznie zgubić ogon, kiedy śledzenie prowadzone jest przez kilka samochodów i kilkunastu tajniaków.

Ludzie i technika

Najprostsze i najskuteczniejsze metody gubienia "ogonów" to np. spacer jednokierunkową ulicą "pod prąd" dozwolonego ruchu samochodów albo spacer w terenie objętym zakazem ruchu lub uniemożliwiającym wjechanie samochodem. Andrzej Kołodziej wspomina, że w Trójmieście najprostszą i najszybszą metodą zgubienia obstawy SB było wejście w najbliższe tereny leśne. Była to metoda bardzo skuteczna i kiedy funkcjonariusze orientowali się, że śledzony figurant zmierza w stronę lasu, starali się nie dopuścić do takiej możliwości, a w nasłuchu radiowym słychać było wtedy nerwową, jawnie prowadzoną komunikację, żeby obserwowaną osobę "odciąć od lasu".

W ocenie dawnych działaczy SW przebija zgodna ocena, że poziom prowadzonych działań operacyjnych przez funkcjonariuszy z Wrocławia był wyraźnie wyższy niż w pozostałych ośrodkach Polski (np. w Poznaniu, Rzeszowie, Szczecinie, a nawet Trójmieście i Warszawie).

Rozpoznanie przez wrocławskich działaczy SW "obstawy" w czasie wyjazdów w teren, do innych miast, po wrocławskiej "szkole" obserwacji SB, było naprawdę proste. Analogicznie: ekipy przyjeżdżające z innych miast Polski za obstawianymi "figurantami" do Wrocławia, pracowały w sposób wyraźnie mniej dyskretny i... profesjonalny, niż wrocławska bezpieka. Różnica w sposobie prowadzenia korespondencji radiowej była wyraźna i nasłuch od razu rozpoznawał, że w terenie działają funkcjonariusze "na występach gościnnych". Po części mógł to tłumaczyć brak znajomości topografii miasta przez przyjezdnych funkcjonariuszy, ale było to też spowodowane znacznie niższym poziomem dyscypliny, wynikającym z codziennych przyzwyczajeń pracy w środowisku niewymagającym takich starań, jak we Wrocławiu. Dawało się wtedy usłyszeć, obok numeracji kwadratów, jawne nazwy ulic i placów, dzięki czemu zespół Pawłowskiego zdobywał materiał porównawczy do analiz nad systemem kodowania kwadratów. Jednak kiedy wydawało się, że już udało się rozpracować algorytm oznaczania kwadratów, wydedukowana na podstawie trasy przemieszczania lokalizacja absolutnie nie pasowała do "odszyfrowanej" za pomocą odgadniętego algorytmu. Ostatecznie uznano, że system numeracji kwadratów jest okresowo zmieniany.

Odchodząc z tego świata, Jan zabrał ze sobą większość z tajemnic kontrwywiadu SW, z którymi nigdy już się z nami nie podzieli, tak że dziś już nie sposób jednoznacznie określić np. ile osób zaangażowanych było w działania wywiadowcze i kontrwywiadowcze SW. Trudno też ustalić dokładnie, kto przestrajał odbiorniki, opracował konstrukcje konwerterów radiowych i kto wreszcie produkował je na skalę seryjną... Nie ulega wątpliwości, że to środowisko Politechniki Wrocławskiej miało nie tylko wiedzę techniczną, ale i dysponowało potencjałem wykonawczym niezbędnym do zapewnienia infrastruktury technicznej dla zespołu nasłuchowego SW.

Natomiast wiadomo, że same nasłuchy prowadzone przez kontrwywiad SW były w dwóch podstawowych formach: 1. Stacjonarnie – w mieszkaniach konspiratorów, czasami z wykorzystaniem zewnętrznych instalacji antenowych; były automatycznie nagrywane w celu późniejszej analizy i sporządzania raportów, co miało i tę zaletę, że można było prowadzić nasłuch bez bezpośredniego dozoru. Rozmowy mogły być nagrywane podczas nieobecności słuchającego, kiedy ten np. przebywał w pracy.

2. W terenie – w celu zabezpieczenia spotkań konspiracyjnych; nie nagrywano wtedy komunikacji radiowej SB.

Współpracowniczką Pawłowskiego, bezpośrednio pracującą przy obsłudze urządzeń nasłuchowych, była Ludwika Ogorzelec – dziś znana artystka-rzeźbiarka mieszkająca na stałe we Francji.

Zaczynała od drukowania, m.in. "Z Dnia na Dzień" i (od pierwszego numeru) "Solidarności Walczącej". Do organizacji Solidarność Walcząca trafiła dzięki poleceniu śp. profesor ASP Alfredy Poznańskiej, która – notabene – z całą swoją rodziną współpracowała z SW. W piwnicznej pracowni pani profesor zlokalizowana była jedna z wielu podziemnych drukarni Wrocławia, w której Ludwika drukowała najdłużej. Jesienią 1983 r. rozpoczęła się współpraca z Janem w kontrwywiadzie SW – żmudna i odpowiedzialna praca przy nasłuchu SB. Ludwika szybko została prawą ręką Pawłowskiego, prowadząc obsługę urządzeń nasłuchowych przez 24 godziny na dobę. Na początku notatki i zapiski zawierające fragmenty rozmów i inne zasłyszane informacje były robione w trakcie nasłuchu, po które w nocy (często ok. 3 nad ranem) przyjeżdżała Hanka Łukowska-Karniej. Z biegiem czasu, dzięki zdobywanym doświadczeniom Ludwika potrafiła szybko orientować się, kogo SB obserwuje i gdzie rozgrywa się inwigilacja. Jan nie wtajemniczał nikogo ze swoich współpracowników w wiele spraw, ale – jak wspomina Ludwika – nauczył ją rozumieć esbeckie grypsowanie w eterze. Czasami, kiedy chcieli się z Janem upewnić co do słuszności analiz, Ludwika ubierała się w ekscentryczną sukienkę, brała bukiet kwiatów albo płyty i udając zwariowaną artystkę w drodze na imprezę, szła w namierzone okolice objęte obstawą SB. Zwykle po rozpoznaniu radiowym identyfikacja samochodów i ludzi nie była trudna, a znudzeni funkcjonariusze często grali w karty.

Dla potrzeb przeprowadzenia uzgodnień telefonicznych takich operacji, zakładając ryzyko podsłuchu SB, kontrwywiad radiowy dorobił się własnego żargonu, kamuflującego prawdziwy sens przekazywanych informacji. I tak Ludwika umawiała się na odwiedziny z "mężem" (Jan) i "dzieckiem" (skaner). Kiedyś w przeddzień jakiegoś oficjalnego święta partyjno-państwowego trzeba było odwołać umówioną akcję z powodu dużej liczby patroli na mieście, intensywności legitymowania i przeszukiwania toreb przechodniów – co potwierdzała aktywność służb w eterze, ujawniona właśnie za pomocą skanera. Informacja przekazana przez telefon odwoływała spotkanie, ponieważ "ten bachor strasznie wrzeszczy".

Mozolna praca Ludwiki w nasłuchu radiowym trwała do czerwca 1985 roku, kiedy otworzyła się przed nią możliwość wyjazdu do Francji. Poprosiła wtedy o spotkanie z Morawieckim w celu uzyskania zwolnienia z pełnienia dotychczasowych obowiązków w organizacji i pozwolenia na wyjazd. Kornel zaproponował jej objęcie obowiązków przedstawiciela SW we Francji oraz przekazał kontakty na Zachodzie. Ludwika w Paryżu pełniła funkcję niejawnego przedstawiciela SW. Bardzo chciała powrócić do Polski i nie chciała "palić mostów" w przypadku namierzenia przez SB jej rzeczywistej roli w podziemiu. Po przyjeździe do Francji związanej z SW Ewy Kubasiewicz wprowadziła ją w krąg swoich współpracowników i nawiązanych kontaktów. Przyjazd Ewy bardzo ucieszył Ludwikę, bo pozwoliło jej to szerzej zajmować się sprawami pomocy technicznej dla podziemia.

Nasłuchy radiowe pasm MO i SB prowadzone były na różnym sprzęcie. We Wrocławiu zdarzał się nawet oryginalny sprzęt łącznościowy MO z demobilu. Jednak na początku w większości przypadków były to zwykłe odbiorniki radiowe, przestrojone na częstotliwości pracy służb MSW.

Stosowano też zewnętrzne konwertery częstotliwości w formie przystawek od odbiorników.

Stacjonarne nasłuchy SB prowadzono z prywatnych mieszkań, czasami wykorzystywano zewnętrzne instalacje antenowe. Do podsłuchiwania SB w terenie wykorzystywano też odpowiednio przystosowane odbiorniki radiowe w samochodach niektórych działaczy. Wyposażenie takie nie służyło jednak do rozpracowywania działań SB, a wykorzystywane było w charakterze indywidualnego środka bezpieczeństwa – słyszane krótkie, szyfrowane kodowo rozmowy potwierdzały obecność SB w pobliżu.

Skanery radiowe w SW na szerszą skalę zaczęto wykorzystywać stosunkowo późno – przesyłki w konspiracyjnych transportach SW pojawiły się dopiero w drugiej połowie lat osiemdziesiątych2. Starano się, aby w sprzęt były wyposażone poszczególne oddziały organizacji, a także, aby korzystali z możliwości nasłuchu najważniejsi działacze.

Skaner (ang. scanner) to specjalistyczny, szerokopasmowy odbiornik radiowy z podziałem na podzakresy pasm, sterowany mikroprocesorowo, tzn. do zmiany i ustawienia częstotliwości służy nie "analogowe" pokrętło, a numeryczna klawiatura, za pomocą której sterowana jest tzw. synteza częstotliwości.

Skanery radiowe miały możliwość zwykle zaprogramowania kilkunastu do kilkuset częstotliwości w pamięci i następnie umożliwiały sprawdzanie czy na tych częstotliwościach prowadzona jest korespondencja radiowa. W przypadku, kiedy częstotliwość była zajęta przez rozmowę proces sprawdzania innych częstotliwości (czyli skanowania) był wstrzymywany. Skanery stanowiły więc zupełnie nową jakość w prowadzeniu nasłuchów – monitorowanie kilku kanałów jednocześnie, a nawet więcej za pomocą jednego urządzenia nie stanowiło najmniejszego problemu. Ponadto w porównaniu do tradycyjnych odbiorników skanery radiowe cechowały znacznie lepsza czułość i selektywność. Dodatkowo, w odróżnieniu od zwykłych odbiorników radiofonicznych, były wyposażone w układ tzw. blokady szumów.

Skanery radiowe były sprzętem profesjonalnym, wykorzystywanym także przez ówczesne służby wywiadowcze państw zachodnich, a w porównaniu do urządzeń łączności radiowej MSW był to sprzęt nokautujący technologicznie ówczesne wyposażenie SB i MO.

Ponieważ SW w drugiej połowie lat osiemdziesiątych była intensywnie zaangażowana w operacje transgraniczne z opozycją w Czechosłowacji, często korzystano z możliwości podsłuchiwania skanerem także rozmów WOP. Nieformalny ośrodek przerzutowy, swoistą bazę dla "przemytników kontrabandy opozycyjnej" stanowił dom doktora Romaniszyna w Bielicach (Kotlina Kłodzka), gdzie przez pewien czas ukrywał się m.in. późniejszy prezydent Havel. Od pewnego momentu funkcjonariusze WOP prowadzili stałą obserwację tej posesji, ale dzięki skanerowi obserwowani dokładnie wiedzieli, co się dzieje – łącznie ze szczegółami, jak reagowali dowódcy, kiedy po długotrwałej obserwacji i pieczołowitym liczeniu wszystkich przyjezdnych okazywało się, że z budynku wychodzi znacznie więcej osób, niż się wcześniej doliczono...

W Trójmieście nie stosowano zewnętrznych instalacji antenowych, ponieważ wykorzystywano lokalną specyfikę topograficzną terenu: w wielu przypadkach osiedla mieszkaniowe znajdowały się w kotlinach, dodatkowo odseparowanych terenami leśnymi, co naturalnie ograniczało zasięg komunikacji radiowej. W takiej sytuacji dobry odbiór jedynie na standardowej antenie helikalnej oznaczał, że wydział obserwacji znajduje się gdzieś w pobliżu, na terenie osiedla. Dzięki tej metodzie Odział SW w Trójmieście dokładnie wiedział, których osiedli należy unikać prewencyjnie (m.in. Przymorze i Zaspa), ze względu na stałe nasycenie esbecją. Były to miejsca zamieszkania znanych działaczy Solidarności

"Szkoła" nasłuchu radiowego SW

Analizując skuteczność działań kontrwywiadowczych SW trzeba wspomnieć o roli, jaką odegrała SW w osłonie innych organizacji, ale też w rozpowszechnieniu podsłuchiwania aparatu represji, jako metody prewencyjno-obronnej. Sporządzane raporty z działań wydziału "B" – "obserwacji" kolportowano nie tylko wśród działaczy SW, ale starano się przekazywać informacje do zagrożonych – obserwowanych osób. Informacje takie we Wrocławiu docierały w różnej formie m.in. do struktur RKS, NSZ oraz MKO/MKU3.

Jednak mimo wielu udanych ostrzeżeń nasłuch miał świadomość, że nie zawsze odpowiednie informacje dotrą na czas. Z kolei doświadczenia przy próbie nawiązywania kontaktów z przewodniczącym SW wskazywały również na zagrożenie agenturą, co oznaczało, że osoby przekazujące ostrzeżenia do innych struktur narażone są na niebezpieczeństwo. Ale po ujawnieniu źródła informacji o agencie w MRKS, najwyraźniej zinfiltrowanego więcej niż jednym agentem, SB miała świadomość prowadzenia przez SW działalności kontrwywiadowczej4. W takiej sytuacji przekazywanie ostrzeżeń z podaniem nasłuchu radiowego jako źródła nie mogło już wyrządzić większych szkód, natomiast miało szansę uchronić śledzone przez SB osoby – zarówno doraźnie jak i na przyszłość. Liczono bowiem, że podanie źródła informacji nie tylko będzie ją uwiarygodniać (przez co zwiększała się szansa na poważne potraktowanie takiego ostrzeżenia!), ale spowoduje refleksję ostrzeżonego nad przestrzeganiem konspiracyjnego BHP. Jednym z wielu wówczas ostrzeżonych przez SW działaczy podziemia był obecny prezydent Wrocławia – Rafał Dutkiewicz. Problemem były, siłą rzeczy, ograniczone możliwości dotarcia do właściwych osób czy środowisk. SW była organizacją o charakterze kadrowym – elitarną, a kontrwywiad był swoistą elitą elity – i nie mógł być bezpośrednio angażowany w przekazywanie ostrzeżeń...

Rozwiązanie tych dychotomicznych sprzeczności wydawało się proste – zdecentralizowanie nasłuchu – tzn. wyposażenie poszczególnych komórek SW w "osobiste" urządzenia nasłuchowe, tak aby bezpośrednio zainteresowani mogli dbać o własne bezpieczeństwo. W wyniku tej decyzji podjęto praktycznie seryjną produkcję konwerterów do podsłuchu MO i SB. Do gotowych urządzeń dołączana była wydrukowana na matrycy białkowej ulotka z krótką instrukcją obsługi, opisująca m.in. sposób zrobienia anteny z odcinka drutu i funkcje przełączników.

Konwertery produkowane we Wrocławiu przekazywane były do innych ośrodków i oddziałów SW, ale też trafiały do wielu struktur podziemnych poza Solidarnością Walczącą. Jednak pomimo rozpowszechnienia konwerterów i nasłuchu jako metody prewencyjnej należy wątpić, że odegrały one istotnie liczącą się rolę w ochronie działalności konspiracyjnej przez wyposażonych w przystawki działaczy.

Pracujący radioodbiornik z konwerterem miał największą szansę spełnić swoje zadanie – tj. ostrzec słuchacza o pracujących w okolicy esbekach – w miejscach intensywnie odwiedzanych przez konspiratorów: skrzynkach kolportażowych i ew. drukarniach. Jednak należy pamiętać, że pracujący zespół obserwacji SB wykorzystywał jedną spośród kilku dostępnych częstotliwości i nigdy nie było pewne, czy dziś będzie używana częstotliwość wykorzystywana wczoraj. Istotnie – drukarze na początku entuzjastycznie przyjmowali przekazywane konwertery, ale brak doświadczenia w interpretacji komunikacji radiowej SB, a zwłaszcza cierpliwości w obsługiwaniu sprzętu powodował, że po stosunkowo niedługim czasie drukarnie praktycznie przestały z nich korzystać. Skanery, wyposażone w układ blokady szumów, umożliwiające automatyczne przeszukiwanie częstotliwości znacznie lepiej nadawały się do "monitorowania" aktywności SB.

Nasłuch radiowy miał szansę spełnić swoje zadanie tylko w przypadku zorganizowania go jako "służby", której jedynym zadaniem jest właśnie śledzenie działań przeciwnika w eterze, a nie podsłuchiwanie "przy okazji".

Z drugiej strony skala produkcji konwerterów powodowała, że docierały one do wielu osób, do innych niż SW organizacji podziemnych, a czasami nawet do grup środowiskowych. Dzięki temu możliwość prowadzenia jakiegokolwiek nasłuchu była możliwa dla małych nawet struktur podziemnych, których potencjał techniczno-organizacyjny nie pozwoliłby w innych warunkach prowadzić takich działań.

Skuteczność nasłuchu w zapewnieniu bezpieczeństwa działalności konspiracyjnej

Na skuteczność przestrzegania zasad konspiracji oraz ich efektywność można patrzeć z ówczesnej perspektywy – przez pryzmat zaistniałych wpadek, a także z perspektywy dziś dostępnych archiwaliów. Solidarność Walcząca była organizacją podziemną, która kładła duży nacisk na przestrzeganie konspiracyjnego BHP, odwołując się m.in. do tradycji Armii Krajowej. Z dzisiejszej perspektywy, dzięki upublicznianym przez IPN materiałom i informacjom na podstawie zachowanych archiwaliów MSW, wiadomo, że praca operacyjna SB – pozyskiwanie informacji, jak i dezintegracja środowisk opozycyjnych – oparta była głównie na pracy agentury, a nie na wysokim poziomie analizy dostępnych informacji5.

Zupełnie inaczej rzecz się miała w przypadku działań kontrwywiadowczych SW, które były oparte właśnie na bardzo wysokim poziomie analitycznym i wyciąganiu wniosków, często z fragmentów lub wręcz strzępów informacji. Wykorzystywano wszelką dostępną wiedzę o metodach i działaniu aparatu represji zarówno z przeszłości (działalność MBP w okresie powojennym, np. prowokacja z V komendą WiN), jak i z bieżących wpadek szeroko rozumianej opozycji.

SW wiedziała o SB naprawdę bardzo dużo, np. rozpracowała miejsce pracy, w którym oficjalnie zatrudnieni byli tajni funkcjonariusze MSW, których zadania wymagały zachowania w tajemnicy jakichkolwiek związków z MSW. We Wrocławiu przykrywkę dla tajniaków pracujących w konspiracji dla "firmy" zapewniała Spółdzielnia Pracy "Plecionka" przy ul. Legnickiej. Jednak największym i najlepszym źródłem wiedzy o samej SB, ale też o metodach i technikach pracy był właśnie nasłuch radiowy. Dobrze ilustrują to różne przykłady, kiedy dzięki ostrzeżeniom nasłuchu udało się uniknąć nie tylko wpadki kierownictwa SW, ale też w znaczącym stopniu infiltracji organizacji przez agenturę.

Kiedy do Wrocławia przyjechała delegacja MRKS z Warszawy, miała dyskretną "kuratelę" SB. Wysłannicy MRKS oczekiwali, że uda im się zobaczyć z samym Kornelem Morawieckim, dlatego m.in. SW zastosowała taktykę "śluzy". Andrzej Zarach pierwszy się spotkał z dwoma delegatami MRKS, ale już w momencie ich przywitania miał przeczucie, że coś się dzieje – obserwacja SB była bardzo liczna i w zimie, wśród opustoszałych ulic łatwo wyłowił nienaturalny "tłum" przechodniów i "gapowiczów". W tym czasie nasłuch pilnie śledził pracę obserwujących spotkanie esbeków. Na podstawie intensywności rozmów w eterze można było wnioskować, że obstawa rzeczywiście jest duża liczebnie. Nie istniała żadna możliwość skutecznego urwania się, nawet przez rozdzielenie się konspiratorów. W takich okolicznościach, oczywiście, o spotkaniu z Morawieckim nie mogło być mowy. Andrzej Zarach jednak o tym nie wiedział, ale jednoznacznie nie zaprzeczył informacji o możliwym spotkaniu z Kornelem. Jednak najciekawsze wydarzyło się po wyjściu przyjezdnych i Zaracha z lokalu kontaktowego: nagle cała, liczna obstawa SB zniknęła!

Zanim SB ogłosiła "400", nasłuch wyraźnie słyszał jawnie prowadzoną korespondencję: "Na którym ramieniu ma torbę, na którym ramieniu?". Oczywiste było, że nagłe zniknięcie obstawy SB odbyło się na umówiony z tajnym współpracownikiem sygnał: po przewieszeniu torby przez uzgodnione ramię. Sygnał został przekazany, ponieważ Andrzej Zarach podzielił się z przyjezdnymi swoimi obawami, że "coś się dzieje" i gent, aby nie "przepalić" kombinacji operacyjnej, odwołał, jak widać, przygotowaną na taką okoliczność, obstawę SB. Skuteczność nasłuchu w tym przypadku była stuprocentowa – ponieważ z Warszawy przyjechało dwóch wysłanników MRKS, a tylko jeden miał torbę – identyfikacja agenta była jednoznaczna.

Po tym wydarzeniu z inicjatywy Zaracha postanowiono poinformować MRKS o infiltracji ich struktury przez agenta SB. Niestety, używając zupełnie innego, prywatnego kanału kontaktowego do Warszawy, w celu uwiarygodnienia informacji podano okoliczności, w jakich nastąpiła identyfikacja tajnego współpracownika (rozpoznanie radiowe), co w niedługim czasie spowodowało znaczne utrudnienia w korzystaniu z tego źródła informacji. SB bardzo zdyscyplinowała korespondencję radiową, zaczęto staranniej szyfrować rozmowy "fosą", szczególnie wykorzystując system liczbowo-kodowy (np. oznaczenie lokalizacji za pomocą kwadratów).

O tym, jak poważnie SB zaczęła traktować wywiad radiowy SW, świadczy fakt, że w trakcie "łapanki" SB na Morawieckiego, a następnie jego aresztowania towarzyszyła na częstotliwościach SB praktycznie cisza radiowa, z rzadka przerywana regularnymi, co godzinę mniej więcej powtarzanymi komunikatami liczbowymi, które miały najprawdopodobniej potwierdzać gotowość (czujność?) zespołu obserwacyjnego. W tym czasie raz tylko użyto nienumerycznego kryptonimu "Lotnisko" – który oznaczał akcję wywiezienia Kornela z Wrocławia. Do dziś wszyscy zaangażowani w nasłuchy radiowe SB: Andrzej Kołodziej, Hanna Łukowska-Karniej, Ludwika Ogorzelec, ale też Kornel Morawiecki, wspominają, że okresy ciszy radiowej z rzadka przerywane krótkim szczękiem ledwie zrozumiałych liczb były najtrudniejszymi momentami w czasie ukrywania się. Niechybnie oznaczały zaciskanie się matni wokół jakiejś namierzonej przez SB ofiary. Okresy te charakteryzowało nieznośne, rosnące z upływem czasu napięcie i oczekiwanie, czy to przypadkiem nie na podsłuchujących poluje esbecja. A czekać przychodziło nieraz kilka dni... Najgorsze więc było oczekiwanie ze świadomością, że kogoś na pewno aresztują, a nic nie można zrobić, nikogo ostrzec, bo brak korespondencji oznaczał brak informacji.

Najciekawsze zdarzenie ilustrujące skuteczność nasłuchu radiowego dotyczy namierzenia zakonspirowanego agenta SB, który miał jakoby nie tylko zinfiltrować skutecznie SW, ale pozwolił rzekomo podwładnym generała Kiszczaka kontrolować naczelne kierownictwo tej organizacji. Słynny agent SB "Diodor", znany w SW pod pseudonimem "Zyga", został zdekonspirowany przez... nieświadomych kombinacji operacyjnej funkcjonariuszy SB z wydziału obserwacji "B".

W MSW zdawano sobie już sprawę ze skuteczności działania SW i prób infiltracji struktur MSW. Postanowiono więc nie informować wrocławskiego kierownictwa WUSW o prawdziwym celu działań "Diodora". Gdy ten po spotkaniu z Andrzejem Zarachem udał się bezpośrednio do hotelu "Wrocław", obstawa z wydziału "B" śledziła go jak domniemanego opozycjonistę, który spotykał się z przedstawicielem SW. Ale działania SB obserwującej spotkanie "Zygi" vel "Diodora" z Zarachem śledzili w eterze m.in. Andrzej Kołodziej z Hanną Łukowską-Karniej. Z prowadzonego nasłuchu wynikało, że obserwacja SB urwała się na hotelu "Wrocław". O tym, że mieściła się tam zakonspirowana centrala wydziałów operacyjnych SB, kontrwywiad SW wiedział już od początku od współpracujących z podziemiem pracowników tego hotelu. Zachowanie "Zygi" nie pozostawiało wątpliwości, że jest on agentem SB. Informacje z nasłuchu potwierdzały zresztą podejrzenia Morawieckiego, który uważał, że fantastyczne możliwości wyjazdów "Zygi" na Zachód, praktycznie bez ograniczeń, mają swoje źródło właśnie w powiązaniach ze spec-służbami.

Interesujące, że nawet po konspiracyjnym powrocie Kornela Morawieckiego do Polski "Zyga" próbował kilkakrotnie dotrzeć do niego, obiecując m.in. przekazanie wartościowego sprzętu elektronicznego. Kornel, oczywiście, proponował pozostawienie sprzętu na skrzynce lub przekazanie kurierowi, ale "Zyga" twierdził, że to sprzęt za 10 tys. dolarów i może go przekazać tylko osobiście Kornelowi. Oczywiście, zawsze znajdowano pretekst, aby do spotkania nie doszło, jednoznacznie nie odmawiając przyjęcia przesyłki.

Gdyby pokusić się o ocenę generalną, to na podstawie zachowanych w archiwach i udostępnionych do tej pory przez IPN dokumentów można stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że SB miała znacznie mniej wiedzy na temat działania SW (sposobów podejmowania decyzji w SW, funkcjonowania operacyjnego drukarń, kolportażu czy Radia SW, itp.) niż Solidarność Walcząca wiedziała o metodach pracy SB.

Oceniając działalność zespołu Jana Pawłowskiego można stwierdzić, że największym dorobkiem całego zespołu kontrwywiadowczego SW było samodzielne rozpracowanie metod prowadzenia obserwacji i śledzenia "figurantów".

Sukcesem organizacyjnym było jednak przede wszystkim praktyczne wykorzystanie wiedzy pochodzącej z nasłuchu, tj. zorganizowanie systemu raportowania i komunikowania wybranych struktur organizacji (czasami nawet innych struktur opozycyjnych) o poczynaniach wydziału obserwacji SB. Pierwsze raporty o aktywności SB, przygotowywane przez Jana Pawłowskiego i drukowane na bibułkach, pojawiły się jeszcze przed powstaniem SW, w RKS-ie. Zwyczaj sporządzania raportów maszyną do pisania na cieniutkich bibułkach został od początku powstania SW przeniesiony do nowej organizacji, a raporty te sporządzano i kolportowano jeszcze dość długo w roku 1989. Jednak znacznie dłużej niż zakończone opracowywanie raportów oraz ich kolportaż, prowadzono nasłuchy radiowe pasma SB. Nieregularnie i bez nagrywania monitorowano jeszcze przez wiele miesięcy po "okrągłym stole" pasma radiowe administracji publicznej, a czasami też aktywność radiową wojsk sowieckich stacjonujących w Polsce przecież aż do września 1993 r.

Oprócz redagowania raportów z aktywności wydziału obserwacji SB, ostrzeżeń i zaleceń instruktażowych, jak rozpoznać, czy jest się śledzonym, jak zgubić obstawę, zespół Jana Pawłowskiego zinwentaryzował na terenie Wrocławia radiową infrastrukturę techniczną MSW, wykorzystywaną przez SB.

Nawet z dzisiejszej perspektywy czasu, po latach, jakie upłynęły od tamtych wydarzeń, charakter i zakres działań kontrwywiadu Solidarności Walczącej jest imponujący! Działania te stanowią bezpośredni dowód na to, że nawet totalitarne państwo, z całą potęgą profesjonalnie szkolonych spec-służb nie było w stanie kontrolować wszystkich działań podziemnych struktur, jakie powstały po wprowadzeniu stanu wojennego. Dziś widać to wyraźnie, że wypowiedzenie wojny społeczeństwu było ostatnim ruchem rozpaczliwej próby uratowania walących się struktur społeczno-politycznych i gospodarczych komunistycznego państwa. Państwa, które przez swoje struktury i funkcjonariuszy aparatu ucisku chciało kontrolować i wpływać na każdą niezależną inicjatywę społeczną.

Skala środków (finansów, ilości ludzi, itp.), jakie Solidarność Walcząca mogła przeciwstawić działaniom Służby Bezpieczeństwa, przy możliwościach komunistycznego państwa była nader skromna. Trzeba pamiętać też, że działacze SW w porównaniu do szkolonych w kraju i w Związku Sowieckim funkcjonariuszy byli amatorami. Ich nie miał kto szkolić – do wszystkiego dochodzili sami: mozolną, wytrwałą pracą, dzięki cierpliwości i długotrwałemu zbieraniu informacji, a następnie ich przetwarzaniu, wyciąganiu wniosków, w strachu i napięciu, jakie towarzyszyły codziennej pracy w podziemiu. Jednak dzięki zaangażowaniu i wierze w głoszone ideały, w słuszność podejmowanych działań Solidarność Walcząca potrafiła prowadzić skuteczne działania wywiadowcze i kontrwywiadowcze przeciwko działaniom MSW – w kraju, a czasami nawet za granicą.

Ostatecznie, w wyniku serii kombinacji operacyjnych poprzedzających uzgodnienia tzw. konstruktywnej opozycji w Magdalence, po wypędzeniu Andrzeja Kołodzieja i Kornela Morawieckiego z kraju udało się doprowadzić do zmarginalizowania roli i znaczenia Solidarności Walczącej na podziemnej scenie politycznej (scenie, która w odróżnieniu od SW była kontrolowana przez służby specjalne PRL).

Ostatecznie więc ani sama sprawność organizacyjna Solidarności Walczącej i poszczególnych jej struktur, ani najprawdopodobniej najlepszy kontrwywiad w podziemiu lat osiemdziesiątych nie zapewniły jej zwycięstwa ideowego w walce o niepodległą Polskę. Warto jednak odsłonić i upowszechnić wiedzę na temat niezaprzeczalnego wkładu SW w działania, które łącznie z wieloma innymi czynnikami doprowadziły ostatecznie do upadku społeczno-politycznego modelu sprawowania władzy przez PZPR i tzw. aparat bezpieczeństwa.

Piotr Serwadczak

___________
1 Jedzie prosto (w domyśle – ul. Powstańców Śląskich) od hotelu "Wrocław" w stronę autostrady).

2 Sprzęt elektroniczny zabrany A. Kołodziejowi do dziś nie został zwrócony. Ciekawe, że był, i nadal jest, na wyposażeniu ówczesnego MSW, a dziś Komendy Głównej Policji.

3 Wrocławska podziemna organizacja uczniów szkół średnich: Międzyszkolny Komitet Oporu, w 1989 r. zmieniono nazwę na Międzyszkolny Komitet Uczniowski. Była związana ze strukturami młodzieżowymi Federacji Młodzieży Walczącej, od 1988 r. uczestnik dolnośląskiej struktury Ruchu Młodzieży Niezależnej. W sieci kolportażowej dolnośląskich młodzieżówek kolportowano wiele wydawnictw Solidarności Walczącej, a młodzieżowi działacze sympatyzowali z radykalną w swoich założeniach ideowych SW.

4 Potwierdza to także zachowana w archiwach IPN dokumentacja, na podstawie której Paweł Piotrowski napisał: SB doceniało wysoką skuteczność działania SW, podkreślano dużą wagę, jaką kierownictwo tej organizacji przykładało do bezpiecznego działania. Każde ważniejsze spotkanie Komitetu Wykonawczego miało być zabezpieczane przez własną obserwację oraz nasłuch elektroniczny (za pomocą skanerów), stosowano środki do wykrywania podsłuchu w miejscach odbywania spotkań, prowadzono systematyczny nasłuch radiowy obserwacji SB, stosowano tzw. śluzy przy doprowadzaniu osób na spotkania z K. Morawieckim, jak również "wykorzystywano i dążono do rozbudowy swoich źródeł agenturalnych w naszych organach" – www.sw.org.pl/sb-o-sw.html, "SW w świetle materiałów SB", Wrocław 2005.

5 Paweł Piotrowski: Wiedza SB o SW w drugiej połowie lat 80. nie była zbyt duża... SB nie udało się ulokować agentury na tyle wysoko aby dotrzeć do centrum organizacji. www.sw.org.pl/sb-o-sw.html, "SW w świetle materiałów SB".


Ciekawa rzecz,natomiast skuteczny to ten kontrywiad chyba strasznie nie był-zważywszy na ilośc prawdziwych i ciągle domniemanych agentów,którzy byli w tej organizacji i to często na wysokich szczeblach.
Dolepiam tekścik tutaj, bo dotyczy podobnej sprawy - inwigilowani też czasem inwigilowali inwigilujących

Kościół miał tajnych współpracowników w kręgach władz PRL

Kościół miał własnych "tajnych współpracowników" w kręgach władzy PRL. Jednym z nich był Stanisław Woźniak, w latach 50. szef wydziału ds. wyznań w Katowicach, który ostrzegał tamtejszego biskupa przed księżmi- agentami i wspomagał budowę kościołów - podaje "Biuletyn IPN" z kwietnia, poświęcony walce PRL z Kościołem.
W artykule opisano bolesne dla władz przypadki, gdy tajne informacje o sposobach walki z Kościołem "zdradzały osoby z kierowniczych stanowisk, które miały nadzorować realizowanie polityki wyznaniowej państwa, a przechodziły na stronę wroga". Niektóre z tych osób władze uznały wręcz za "współpracowników kurii".

Według artykułu, najważniejszym był właśnie Woźniak, usunięty za to w 1958 r. z funkcji kierownika katowickiego wydziału Urzędu ds. wyznań. Jak ustaliła SB, która rozpracowywała Woźniaka, jego "usługi" na rzecz kurii datowały się od 1956 r., a "inicjatorem pozyskania" był biskup-koadiutor katowicki Herbert Bednorz. Według ustaleń SB, Woźniak spotykał się regularnie z bratem biskupa, a sporadycznie z nim samym, przekazując informacje i "przyjmując zlecenia", za co - według SB - miał być wynagradzany.

SB zarzucała Woźniakowi, że "poważnie ułatwił represjonowanie księży postępowych" przez wyrażanie zgody na propozycje kurii co do obsady stanowisk kościelnych; sprzeciwił się takiej propozycji kurii tylko raz - jak podkreślano - "na interwencję SB".

SB szczególnie oburzona była tym, że Woźniak "przyczynił się do rozbudowy budownictwa sakralnego", wydając zezwolenia na budowę kościołów bez zgody Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej. Władze utrudniały potem realizację wydanych przez Woźniaka pozytywnych decyzji budowlanych, a nawet je cofały.

Według SB, podwójna gra Woźniaka była możliwa dzięki postawie bp. Bednorza, który w rozmowach z władzami "świadomie uskarżał się na Woźniaka po to, by umocnić jego pozycję u przełożonych". Ponadto, by nie zdemaskować swego źródła, również w rozmowach z księżmi biskup "ciskał gromy pod jego adresem".

Zdaniem SB, sprawa tak "rozzuchwaliła" kurię katowicką, że w 1959 r. bp Bednorz podjął próbę "pozyskania do współpracy" kolejnego kierownika wydziału ds. wyznań Władysława Dybę, którego szybko odwołano, podejrzewając o poufne kontakty z kurią.

http://wiadomosci.gazeta....3.html?skad=rss
W 1981 było trochę uczciwych ludzi w Solidarności i Solidarności Walczącej, po stanie wojennym zostali sami agenci na szczytach i paru pożytecznych idiotów. Przy okrągłym stole siedzieli TW z SB-kami i czerwonymi towarzyszami. Władza tak na prawdę nigdy nie została nikomu przekazana , to była jedna wielka ściema tak by komuniści mogli przejść transformacje w kapitalistów. Do dzisiaj ciągle pojawiają sie te same komunistyczno - żydowskie ryje na pierwszych stronach mediów i to oni tak naprawdę rządzą a nie jakaś wyimaginowana kartka wyborcza która można sobie dupę wytrzeć. Ciekawa sprawa że jeszcze nie było ludzi przy korycie wolnych od powiązań okrągłostołowych. Dzisiaj fortuny dziedziczą po ojcach z czerwonej mafii ich synowie i tak sie to ciągnie przez lata.



Ciekawa sprawa że jeszcze nie było ludzi przy korycie wolnych od powiązań okrągłostołowych.
Byli, Lepper i Giertych.
Ty chyba(oby) nie wierzysz w to co piszesz.
A skąd czerpiesz taką niezachwianą, niczym nie zmąconą pewność?
Z obserwacji. Umiem nie tylko patrzeć na coś ale i widzieć , jednak wielu ludzi patrzy a nie widzi , tym bardziej nie umie wyciągać wniosków !
No dobra, ale w dyskusji wypada opierać swoje tezy na jakichś faktach, lekturach, wypowiedziach ludzi związanych z tymi wydarzeniami, a mi tego w Twoich postach zdecydowanie brakuje.
Giertych w Jedwabnem na kolanach pucował sie do żydłaków a Romana Dmowskiego by nie przyjął do LPR-u. Jego marzeniem jest widzieć Izrael w Unii Europejskiej, więc o czym my tutaj gadamy. Lepper gdy mu dupa odżyła zapomniał o blokadach a wziął sie za dziwki. Zresztą to rasowy burak i nic ponad to !Co do tajnych współpracowników SB to jest tysiące wypowiedzi ludzi odstawionych przez nich na boczny tor jak Walentynowicz , Gwiazda i wielu innych . Sami SB-cy o tym mówią jak wielu mieli konfidentów w solidarności i jak kontrolowali przepływ pieniędzy dla niej jak i maszyn drukarskich. To dla tego im sie udał tak znakomicie ten przewał tysiąclecia.Nie będę tu umieszczał cytatów , wypowiedzi czy fragmentów książek , bo po prostu mi sie nie chce szpungać za tym

Co do tajnych współpracowników SB to jest tysiące wypowiedzi ludzi odstawionych przez nich na boczny tor jak Walentynowicz , Gwiazda i wielu innych
To o żadnej wewnetrznej rywalizacji w Solidarności nie może być mowy?

Riposter ja nie zaprzeczam Twoim poglądom choć raczej mam inne zdanie tylko chodziło mi o to żeby wydarzeń historycznych nie opisywać jak prawd objawionych. Teraz idę spać, takzxe konkretniej napisze jutro. over.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA]. • Design by Free WordPress Themes.