|
Wiem, jak się robi gospodarczy cud |
WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA
http://www.rzeczpospolita...nomia_a_10.html
Rz: Jeśli chce się zobaczyć, jak w praktyce wygląda zastosowanie rozwiązań gospodarczych proponowanych przez prof. Miltona Friedmana, trzeba odwiedzić Estonię - przekonują niektórzy ekonomiści. Gdybym się wybrał, co bym zobaczył?
Mart Laar: - Kraj, który świetnie się rozwija, i gdyby nie tabliczki z napisem Eesti, mógłby pan pomyśleć, że znajduje się w jakimś wysoko rozwiniętym państwie Europy Zachodniej. Żeby zobaczyć, jaki postęp naprawdę uczyniła Estonia, powinien pan nas odwiedzić również na początku lat 90. Dopiero wówczas można dostrzec owoce rewolucji, jaka miała tu miejsce.
We wstępie do swojej książki "Estoński cud" pisze pan, że gdy w 1992 r. Estonia odzyskiwała niepodległość, jej gospodarka była niemal całkowicie zależna od Rosji, inflacja wynosiła ponad 1000 proc. Dziś Estonia nazywana jest gospodarczą perłą Bałtyku.
Zabrzmi to dziwnie, ale sprawiły to otwarte serca ludzkie i potworna chęć zmian. Przemiana zawsze musi się dokonać w umysłach i sercach ludzi, jeśli tam nie nastąpią, żadne zmiany - ani prawne, ani polityczne - nie przyniosą pożądanych efektów. Patrząc na Estonię u progu niepodległości, trudno było być optymistą: 30 proc. populacji zamordował lub wysiedlił okupant, gospodarka była w stanie rozkładu, a nieliczne dochodowe jej gałęzie zostały przejęte przez funkcjonariuszy KGB, którzy z naszych oprawców nagle chcieli się przemienić w kapitalistów. We wrześniu 1992 r. zwyciężyła jednak nadzieja. Estończycy powierzyli władzę ekipie, którą światowe media z miejsca zaczęły określać mianem New Kids From the Block. Określenie to wzięło się stąd, że stając na czele rządu, miałem ledwie 32 lata, a i tak byłem jednym z najstarszych członków gabinetu. Mój minister finansów miał 26 lat, a minister spraw zagranicznych 27. Gdy po raz pierwszy udaliśmy się na spotkanie państw OBWE w Wiedniu, mieliśmy problemy z wejściem na salę obrad, gdyż ochrona stwierdziła, że do hotelu mają wstęp tylko delegacje rządowe. Głosując na młodych ludzi, Estończycy odrzucili przeszłość, wybierając radykalne zmiany. Mój rząd prezentował jasną filozofię. Aby przejść rozpadlinę, nie grzęznąc w niej coraz głębiej, trzeba zrobić wielki skok. Byliśmy młodzi, zbuntowani. Nie chcieliśmy słuchać rad ekspertów, którzy mówili, że taki skok nas pogrąży. Ze wszystkich stron słyszeliśmy tylko krytykę. Im było jej więcej, tym bardziej parliśmy do przodu. Z planem działania i z bożą pomocą przeskoczyliśmy.
A konkretnie, na czym polegał ten skok?
Estonia u progu niepodległości była przeżarta wpływami sowieckiej agentury. Korupcja była zjawiskiem codziennym, cały sektor bankowy był opanowany przez KGB. Nie da się zbudować silnej gospodarki bez zniszczenia układu powiązań między służbami specjalnymi, polityką a gospodarką. Do końca 1992 roku doprowadziłem więc do bankructwa trzy największe banki w Estonii, co było jasnym sygnałem dla "inwestorów" z Rosji, że brudne pieniądze nie są u nas dłużej mile widziane. Oczywiście działania podjęte przez mój gabinet nie cieszyły się poparciem społecznym, ale nie było innego wyjścia. Gdybyśmy wówczas nie dokonali przecięcia tych wpływów, najpewniej nie udałoby nam się to już nigdy. Na skutek tych bankructw straciłem również swoje osobiste oszczędności, lecz oczyszczenie gospodarki było priorytetem. Następnie zabraliśmy się do czyszczenia prawa. Powstawały ustawy, zmienialiśmy kulawe prawo, Estonia zaczęła się rozwijać.
Jako pierwsze państwo w Europie i trzecie na świecie wprowadziliście podatek liniowy od dochodów obywateli. W Polsce mało brakowało, a też mielibyśmy tylko jedną stawkę. Jakie skutki przyniosło gospodarce estońskiej to rozwiązanie?
Gdy 13 lat temu wprowadzaliśmy radykalną reformę podatkową, bardzo wiele ważnych osób i instytucji odradzało nam torozwiązanie, m.in. Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy. Wyszliśmy jednak z założenia, że nie wolno karać ludzi bardziej przedsiębiorczych większymi obciążeniami podatkowymi, bo przecież to dzięki ich pomysłom i kolejnym przedsięwzięciom powstawały nowe miejsca pracy oraz produkowane były dobra, które mogły być eksportowane na Zachód. Oczywiście wprowadzenie podatku liniowego na niewiele by się zdało, gdyby nie równoczesne ogłoszenie ustawowego zakazu istnienia deficytu budżetowego, a także wprowadzenie rządów prawa, które ograniczyły wpływ polityków i urzędników na gospodarkę. Jeśli chodzi o skutki, powiem krótko: w pierwszym roku po wprowadzeniu podatku liniowego dochody budżetu państwa były o 30 proc. wyższe, niż zakładaliśmy w najbardziej optymistycznych prognozach. Nie wiem zatem, czy zmiana ordynacji podatkowej spowodowałaby wzrost gospodarczy. W Estonii reformy były kompleksowe. Wszystko razem ze sobą zagrało i dlatego gospodarka ruszyła.
W Polsce dyskusja na temat podatku liniowego toczy się już wiele lat. Przeciwnicy tego rozwiązania uważają, żenasi na taki podatek nie stać. Że pogłębi rozwarstwienie społeczne, podzieli kraj na biednych i bogatych. Pozytywnym przykładem jest pana kraj, ale przeciwnicy ripostują - to mały kraj, więc nie ma prostego przełożenia.
ydaje mi się, że ta dyskusja toczy się nie tylko w Polsce, lecz niemal w całej Europie. Gdziekolwiek jadę, wszędzie słyszę argument, że mój kraj jest mały, więc podatek liniowy mógł się rzeczywiście sprawdzić. Gdy odpowiadam na to stwierdzeniem, że od 2001 roku 13-proc. podatek liniowy obowiązuje w Rosji, której nie można nazwać małym krajem, słyszę głosy, iż to specyfika Europy Wschodniej i w żadnym razie nie można porównywać naszej sytuacji np. z krajami Europy Środkowej. Ale przecieżSłowacja pod rządami Dzurindy wprowadziła ten podatek i dziś nie mówi się o Słowacji inaczej niż w superlatywach. Oczywiście pojawia się wówczas po raz kolejny argument małego kraju, ale przecież podatek liniowy obowiązuje również w Rumunii, która leży w Europie Środkowej i bynajmniej małym krajem nie jest. W bieżącym roku wszedł również w Czarnogórze, którą można zaliczyć już do państw Europy Południowej. Wielkość państwa czy strefa geograficzna nie mają znaczenia. Problemem jest natomiast pewna grupa zawodowa, która dzięki podatkom świetnie funkcjonuje. Odkąd podatek liniowyobowiązuje w Estonii, wypełnienie rocznej deklaracji podatkowej zajmuje około 10 minut i nie potrzeba korzystać z pomocy żadnego doradcy podatkowego. Obawa przed wprowadzeniem prostych zasad podatkowych wynika moim zdaniem w dużej mierze z silnego lobby prawniczego i urzędniczego, które boi się utraty pracy, ale przede wszystkim tych osób i firm, które nie mogłyby już dłużej dzięki różnym kruczkom prawnym ukrywać dochodów i nie płacić podatków.
Jednak reformy musiały być dość dotkliwe dla przeciętnego Estończyka, bowiem w kolejnychwyborach w 1995 roku nie powierzyli pana partii ponownie rządów...
Nikomu nie obiecywałem, że będzie łatwo. A z politykami jest trochę jak z lekarzami - większość ludzi nie lubi swoich lekarzy, szczególnie gdy przepisują im gorzkie lekarstwa, które muszą przez pewien czas połykać. Ale ci sami ludzie lubią efekty, jakie nadchodzą po kuracji. Mój rząd był swego rodzaju pogotowiem, które postawiło gospodarkę na nogi. Ludziom podobały się efekty, bo napływały inwestycje, pojawiały się nowe miejsca pracy, ale nie podobał im się ordynator odpowiedzialny za te zmiany. Gdy po 50 latach życia w socjalistycznej niewoli premier mówi do przedsiębiorców: albo weźmiecie się do roboty, albo zbankrutujecie, bo państwo przestaje dokładać do waszych firm, jest to bolesny element kuracji. Pragnę jednak zauważyć, że po czterech latach rządów lewicy (1995 - 1999), gdy sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli, ludzie znów zdecydowali się zadzwonić po pogotowie, czyli ekipę Laara. W tym roku także weszliśmy do koalicji rządowej.
Estonia poradziła sobie także z korupcją, która w Polsce stanowi poważny problem. Co takiego się stało, że nagle zniknęła?
Nie od razu zniknęła. Aby pokonać korupcję, należy ograniczyć okazje do niej. Muszą obowiązywać rządy prawa, dzięki którym ucina się wpływy urzędników i polityków na procesy gospodarcze. Im mniej państwa w gospodarce, tym mniej korupcji.
W Polsce do walki z korupcją powołano Centralne Biuro Antykorupcyjne. Czy to może okazać się skuteczne?
Żartuje pan? Nie wydaje mi się, by specjalny urząd mógł być skuteczny w pokonywaniu zjawiska, na które jego pracownicy sami mogą być podatni. O wiele lepszym rozwiązaniem jest ograniczenie okazji do korupcji. Jeśli nie ma przeszkód w prowadzeniu działalności gospodarczej, nie ma też komu wręczać łapówek. To zdecydowanie prostszy sposób.
W bieżącym roku odbyły się kolejne wybory do Riigikogu. Pańska partia ponownie znalazła się w koalicji rządowej. Jakie są priorytety tego rządu?
Nadal obniżamy podatki. Do 2011 roku podatek liniowy od zysków przedsiębiorstw zmniejszymy z 22 do 18 proc. Poza tym ważne jest utrzymanie zrównoważonego budżetu państwa.
W ubiegłym roku został pan laureatem prestiżowej Nagrody im. Miltona Friedmana za promocję wolności. Co by pan doradził polskim politykom odnośnie do reform gospodarczych?
Polecam czytanie dzieła prof. Friedmana i wprowadzanie w życie punkt po punkcie jego programu. Jak realizacja takiego programu wygląda w praktyce, można zobaczyć, odwiedzając Estonię albo sięgając po moją książkę "Estoński cud".
Myśli pan, że teorie Friedmana można z powodzeniem zastosować również w Polsce?
Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Nie jestem ekonomistą, lecz historykiem, i ekonomię uważałem za mało interesującą dziedzinę życia, dopóki nie zapoznałem się z książkami prof. Friedmana. Tam wszystko jest jasno i w przystępny sposób wytłumaczone, a co najważniejsze - jego tezy doskonale sprawdzają się w praktyce. rozmawiał Paweł Toboła-Pertkiewicz
Mart Laar (ur. 1960) w latach 1992 - 1994 był pierwszym premierem niepodległej Estonii. W 1999 roku ponownie został premierem i sprawował urząd przez kolejne trzy lata. Obecnie deputowany Riigikogu. W 2006 roku został laureatem prestiżowej Nagrody im. Miltona Friedmana za wkład w promocję wolności w swoim kraju. W 2006 roku był doradcą ekonomicznym prezydenta Gruzji MicheilaSaakaszwilego. Autor kilku książek o estońskim ruchu oporu w okresie II wojny światowej. W Polsce ukazała się jego książka pt. "Estoński cud".
"gdyby nie równoczesne ogłoszenie ustawowego zakazu istnienia deficytu budżetowego,"
Takich ludzi trzeba nam w kraju. Dawać mu polskie obywatelstwo!
Kurwa, ja znam ludzi z Polski co do Estonii do roboty pojechali. Kilka lat temu, by to brzmiało jak jakieś political fiction - przecież tam po czasach ZSRR został syf i bida nieziemska.
Kurwa, ja znam ludzi z Polski co do Estonii do roboty pojechali. Kilka lat temu, by to brzmiało jak jakieś political fiction - przecież tam po czasach ZSRR został syf i bida nieziemska. Ja słyszałem, że był to najbogatszy region ZSRR...
Najmniej biedny, lepiej pasuje. Co nie zmienia faktu, że syf i bida tam była - większa niż w Polsce po upadku komuny.
Estonia u progu niepodległości była przeżarta wpływami sowieckiej agentury. Korupcja była zjawiskiem codziennym, cały sektor bankowy był opanowany przez KGB. Nie da się zbudować silnej gospodarki bez zniszczenia układu powiązań między służbami specjalnymi, polityką a gospodarką
nienawisc, zemsta, polowanie na czarownice, faszyzm, katolicki talib :()
wprowadzić liberalizm to jeszcze pikuś ale jak oni wprowadzili liberalizm mając 30 procentową mniejszość rosyjską to dopiero sztuka magika inna sprawa, że w Estonii to chyba mieszka połowę tego ludzi co w Warszawie. nie wiem na czym to polega, bo jakiś biegły w ekonomii nie jestem, ale ponoć w mniejszych krajach cały pakiet liberalnych reform dużo łatwiej wprowadzić niż w np. u nas. może to jest i bzdura, ale z drugiej strony w takiej Irlandii odbyło się to bezboleśnie, ale już w UK Thatcher to musiała kilkuletnią wojnę z paroma milionami związkowców stoczyć, a i tak uratował ją tylko konflikt na Falklandach.
Najmniej biedny, lepiej pasuje. Co nie zmienia faktu, że syf i bida tam była - większa niż w Polsce po upadku komuny. I dlatego że w Polsce była mniejsza bieda to komuchy przyjechały do nas robić demokraje i kapitalizm
inna sprawa, że w Estonii to chyba mieszka połowę tego ludzi co w Warszawie. nie wiem na czym to polega, bo jakiś biegły w ekonomii nie jestem, ale ponoć w mniejszych krajach cały pakiet liberalnych reform dużo łatwiej wprowadzić niż w np. u nas. może to jest i bzdura, ale z drugiej strony w takiej Irlandii odbyło się to bezboleśnie, ale już w UK Thatcher to musiała kilkuletnią wojnę z paroma milionami związkowców stoczyć, a i tak uratował ją tylko konflikt na Falklandach. Irlandia i Estonia nie maja górników, Wielka Brytania i Polska całkiem sporo...
Ale to właśnie niski podatek liniowy (ideałem jest ryczałtowy) i wolny rynek tworzy warunki do powstania silnej klasy średniej, a nie odwrotnie.
Ale to właśnie niski podatek liniowy (ideałem jest ryczałtowy) i wolny rynek tworzy warunki do powstania silnej klasy średniej, a nie odwrotnie.
Nie jestem jakimś wybitnym ekonomistą, ale wydaje mi się, że podatek liniowy w Polsce spowodowałby to, że bogaci byliby jeszcze bogatsi, a biedni pozostali w miejscu. Bogaci w Polsce stanowią jednak dość małą grupę i zwiększenie ich bogactwa nie musi być tak odczuwalne jak np. poprawa poziomu materialnego 3 mln biedniejszych obywateli.
Co nie zmienia faktu, że oprócz obniżenia podatków należy również znaleźć pieniądze na pokrycie strat poniesionych w wyniku zmniejszenia wpływów do budżetu państwa.
Nie jestem jakimś wybitnym ekonomistą, ale wydaje mi się, że podatek liniowy w Polsce spowodowałby to, że bogaci byliby jeszcze bogatsi, a biedni pozostali w miejscu. Na moją pustą głowę to jak bogaty ma więcej pieniędzy wtedy je wydaje, a jak wydaje to ktoś na tym ma zysk czyli zarabia na tym bogatym. Np. taki Se chce kolejną chatę postawić to wtedy kilku murarzy (rzekomo z klasy niższej bo z tego co napisałeś na podstawie analizy pewnie gazety wyborczej murarz nie może należeć do klasy średniej bo mało który zarabia 5000 zł co się zmienia).zarabia na tym bogatym i tak naprawdę nie ważne kto się wzbogaca w kraju bo i tak to przynosi korzyści wszystkim i gospodarka się rozwija. Zaznaczam że w żadnym, stopniu nie jestem znawcą gospodarki i może lepiej jest żeby pieniędzmi człowiek który je zarobił zarządzał ktoś mądrzejszy zabierając mu je w postaci podatków.
Ja bym do tego dodał argument oparty o dobór naturalny: primo, każdy jest chciwy, jak to powiedział Gordon Gecko w Wall Street - "greed is good". Każdy chce mieć więcej pieniędzy. Przedstawmy sobie zatem dwóch bogaczy, z których jeden postanawia się "bogacić" poprzez posiadanie samochodów/domów/jachtów, a drugi bogaci się poprzez inwestowanie, tworząc nowe miejsca pracy. Jeśli nie żyjemy w jakiejś chorej oligarchii w której to nie rynek reguluje bogactwo ale np. służby rozdają karty, to który z nich się naprawdę wzbogaci a który zbiednieje? A więc jak bogacz jest sprytny, to ulokuje swoje pieniądze tak, by i inni mieli z tego pożytek, a jeśli tego nie zrobi, to w końcu go zjedzą na zdrowie. A więc, kto jest naprawdę chciwy? I jako konserwatysta, nie myślę tu o jakiś doraźnych pobudzaniach rynku i przedsiębiorców, ale patrzę na perspektywę kilku pokoleń.
koleś wymiata. wczoraj w nocy przeczytałem jego książkę: "Estoński cud". On ja przejął władzę w Estonii miał 32, jego ministrowie: 27, 28, 29...
naprawdę, potrzeba nam takich. po prostu odepchnąć sitwę od koryta i brać wszystko w swoje ręce .
Oto idą młodzi, genialni, niosą but w butonierce..
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plszamanka888.keep.pl |
|
|
|
|