X
ďťż
The Cure

WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA


boys dont cry *****
genialna plyta , nawet taki ignorant jak ja pochyla z pokora czolo nad tym dzielem. jest to moja jedyna plyta cure w kolekcji i prawdopodobnie jedna pozostanie bo po chuj mi inne jak na tej jest wszystko co najlepsze w tym zespole ? zajebiste transowe melodie , dudniacy piekny bas (prubowalem kiedys grac w ten sposob uczac sie gry na basie ale gdzie mi tam do mistrza , za wysokie progi , tym bardziej ze grac nigdy sie nie nauczylem) wspaniale piosenki o zabijaniu arabow , o komercjalizacji zycia, o plonacym miescie , o wojnie o nieplaczacych chlopakach. plyta idealna do posluchania sobie z dziewczynom , jej sie bedzie podobac , chlopak nie usnie a kto wie moze wpadna w odpowiedni nastroj do czegos wiecej.


moja ulubiona kapela:) plyta jest w pyte dobra, ale byla wydana tylko po to zbey wydac ja w stanach. zawiera kilka kawalkow z pierwszej plyty i kilka nowych. w oficjalnej dyskografi zespolu nie jest raczej brana pod uwage. wczesniejsza three imaginary boys tez jest niezla. na tych dwoch plytach slychac wplywy panka, na ktorym chlopaki sie wychowali i na fali ktorego wyplyneli. a tytulowy kawalek mam nawet w telefonie jako melodyjke i w ogole mam wielki sentyment do tej piosenki.
ja jednak wole to bardziej 'mroczne' oblicze tego zespolu:] a ulubiona plyta to pornography. taki kurwa egzystencjalny walec:)
tak kozaczac troche pochwale sie, ze w zeszlym roku bylismy z cykiem na koncercie. mistyczne przezycie.
The Cure – Three Imaginary Boys (1979) 3,5/5



Na krótko przed początkiem lat 80, zanim Robert Smith stał się emocjonalnym poszarpańcem, kapela The Cure debiutowała albumem "Three Imaginary Boys". Daleko temu dokonaniu do mrocznych wycieczek w najgłębsze odmęty własnej psychiki i emocji. "Trzech wyimaginowanych chłopców" to lekkie, post-punkowe granie łączące prostotę z chwytliwą melodią. Nasze ucho koją zarówno spokojne utwory takie jak "Another Day" czy utwór tytułowy, jak i żywsze nuty w stylu granego do dziś na koncertach "Griding Halt". Na płycie ponadto cover Jimmy'ego Hendrixa "Foxy Lady".

The Cure – Boys Don’t Cry (1980) 5/5



Drugi album ekipy Roberta Smitha to właściwie ulepszona wersja płyty debiutanckiej. Najlepsze utwory z „Three Imaginary Boys” zostały uzupełnione takimi szlagierami jak „Plastic Passion”, „Jumping Someone Else’s Train”, „Killing An Arab” czy znanym na całym świecie „Boys Don’t Cry”. Dzięki wymienionym wcześniej hiciorom płyta jest o wiele bardziej skoczna i punkowa niż poprzedniczka, co powoduje, że jest znacznie ciekawsza niż debiut. Jedna z moich ulubionych płyt The Cure. Najwyższa ocena, inaczej być nie może.

The Cure – Seventeen Seconds (1980) 4,5/5



Pierwszy przeskok stylistyczny w historii zespołu. The Cure postanowili ubrać swoją muzykę w zimny garnitur Cold Wave’u. Słuchając albumu mamy wrażenie, że znaleźliśmy się w opustoszałym lesie w środku chłodnej nocy. Zupełnie samotni... Pozycja obowiązkowa dla fanów Joy Division czy Siouxsie And The Banshees.

The Cure – Faith (1981) 4/5



Druga odsłona The Cure w wersji zimno-falowej. Na płycie znalazło się osiem przesączonych niesamowitym klimatem utworów. Muzyka z „Faith” przenosi nas gdzieś w lata osiemdziesiąte, na granice snu i jawy, do pustego, ciemnego pokoju, gdzie leżymy na satynowej pościeli, na wyludnione i zimne ulice, gdzie wszystkie koty są szare...
Warto zwrócić uwagę na utwór „The Funeral Party”, który wręcz przygniata emocjonalną zgnilizną i beznadzieją. No i te wspaniałe teksty Roberta...

The Cure – Pornography (1982) 1,5/5



Pierwszy album zaliczający się do tzw. „trylogii”, czyli najmroczniejszych i najsmutniejszych płyt The Cure. Mimo zachwytu krytyków i mnóstwa fanów zespołu na całym świecie nie potrafię przekonać się do tego albumu. Płyta jest po prostu nudna, wszystkie piosenki brzmią niemal tak samo. Najmocniejszym punktem „Pornografii” jest utwór otwierający płytę czyli „One Hundred Years” z powalającym wersem rozpoczynającym tekst piosenki- „It doesn't matter if we all die”. To jednak za mało jak na mistrzów z The Cure, dlatego też nie jestem w stanie tej płyty wyżej ocenić.

The Cure – Japanese Whispers (1983) 3/5



Nawet mroczniacy z The Cure ulegli modzie na nurt New Romantic, który w ówczesnych latach cieszył się największą popularnością i święcił największe sukcesy. Słychać tu wyraźnie echa tegoż gatunku. Kompozycje smutne ustąpiły miejsca nieco pogodniejszych nutom. Porywają „The Walk” i świetne „The Lovecats” promowane nieprzeciętnym teledyskiem.

The Cure – The Top (1984) 2/5



„The Top” nie jest zbyt mocną pozycją w historii zespołu. Zachwyca jedynie bajkowy „The Caterpillar”, reszta to zbiór mało charakterystycznych przeciętniaków, choć po wspomnianym utworze płyta zaczyna nabierać rumieńców. To jednak ciutkę za mało, dlatego też uważam ten krążek, za najsłabsze, obok „Pornography”, dokonanie zespołu z lat największej świetności, czyli z dekady lat osiemdziesiątych.

The Cure – The Head On The Door (1985) 5/5



Najlepsza płyta Roberta Smitha i spółki! Skoczne, figlarne nuty („Close To Me”, „In Between Days”) mieszają się tu z posępnymi pościelówkami („Kyoto Song”) i typowo gitarowymi melodiami („Push”). Wszystko przesączone charakterystycznym jak mało co klimatem lat osiemdziesiątych. Każdy utwór na tej płycie jest inny, co może zabija jej spójność, jednak mimo to tego kapitalnego albumu słucha się znakomicie. Człowiek aż ma ochotę natapirować włosy i wyskoczyć na potańcówkę, gdzie jako główny punkt wieczoru świetnie sprawdziłoby się np. moje ukochane „Six Different Ways”.

The Cure – Kiss Me Kiss Me Kiss Me (1987) 3,5/5



Najdłuższy materiał The Cure, w dodatku materiał bardzo zróżnicowany. Część piosenek porywa do tańca, druga połowa świetnie pasuje do nastrojowego wieczoru przy świecach. Teksty oscylują w granicach miłości i stosunków damsko- męskich. Jest gorąco, uczuciowo, wszystko w odcieniu krwistej czerwieni szminki. Zresztą świetna okładka doskonale oddaje klimat tego longplaya. Idealna pozycja do słuchania z drugą połówką.

The Cure – Disintegration (1989) 4,5/5



Jak wyglądałby świat bez miłości? Sądzę, że podobnie jak muzyczny obraz, który The Cure namalowali na „Disintegration”. Ten album to ponad godzina przejmującej podróży po krainie, w której miłość została zastąpiona pustką i brakiem ciepła. Druga płyta „trylogii” to jej najmocniejszy punkt. A takie wersy jak: „I've been looking so long at these pictures of you, that I almost believe that they're real” do dziś poruszają niespełnionych kochanków i wywołują kapanie łez u romatycznych dusz.

The Cure – Wish (1992) 4,5/5



Dobra passa w dyskografii zespołu potrzymana. The Cure weszli w dekadę lat dziewięćdziesiątych ze świetnym krążkiem „Wish”. Album jest w porównaniu do ostatniego dokonania kapeli bardzo pogodny. Z takich utworów jak „Friday I’m In Love” czy „Doing The Unstuck” wręcz bije pozytywna energia. Nie zabrakło również typowych dla ekipy Smitha łagodnych kompozycji jak chociażby „Trust”, „To Wish Impossible Things” czy ubóstwianego przeze mnie „A Letter To Elise”. Wszystko to tworzy jednak znakomity longplay, obok którego nie można przejść obojętnie.

The Cure – Wild Mood Swing (1996) 3,5/5



Najlepsze albumy The Cure cechował z reguły zbiór kilku hiciorów i uzupełniających je solidniaków, tudzież spójność i równość krążka, tak jak to było w przypadku zimno-falowych dokonań. „Wild Mood Swing” nie zawiera zbytnich przebojów, nad koherencją płyty też można dyskutować. Jednak nie jest to album zły! Pewnej charakterystyczności nadają mu ożywiające dęciaki. Płyta z gatunku solidnych i przyjemnych, ale niedocenionych.

The Cure – Bloodflowers (2000) 4,5/5



Wydany w 2000 roku longplay, uważany za ostatnią część “mrocznej trylogii”, jest płytą o charakterze bardzo osobistym. Nic nowego, można by rzec, jednak „Bloodflowers” to materiał naznaczony piętnem osobistych problemów lidera zespołu, w postaci konfliktu z wieloletnią towarzyszką życia, Mary. Nie ukrywam, że ta płyta jest bardzo ważna również dla mnie, ponieważ jest to pierwszy materiał Cure’ów, z którym miałem okazję w całości się zapoznać. Czternastolatek zasłuchany w emocjonalnych rozterkach trzy razy starszego Anglika, gdzieś pod koniec chłodnych wakacji 2000 roku. Marzący o uczuciu, do którego nie dorósł. Ahhh, chciałoby się powrócić do tamtych lat...
Miało być jednak o samej płycie... Muzyka jest typowo rockowa, brak tu popowych ciągotek czy eksperymentów. Jest emocjonalnie, melancholijnie, wczesno- jesiennie. Jest po prostu wyśmienicie. Kapitalna płyta, choć wcale nie łatwa.

The Cure – The Cure (2004) 3/5



Cóż można napisać o ostatnim, jak dotąd, dokonaniu zespołu? Jest to płyta niezła. ...I to chyba wszystko. Nie ma tu wpadek czy nudy, ale nie ma też jakiś zaskakujących rozwiązań muzycznych. Ot, solidnie zagrany, typowo „cure’owy” materiał. Po czterech latach czekania od poprzedniej płyty można by się spodziewać czegoś lepszego. Nie radziłbym młodym fanom sięgać po ten krążek, bo mógłby ich nie zachęcić do zapoznania się z resztą dokonań kapeli.

Zdrówka życzę


Niby fajnie, ale żeby zjechać "Pornography" a za najlepszą uznać "Head On The Door"...?
Cóż, pewnie można i tak...

Poza tym trochę nie kumam o co biega z tą "trylogią".
Siedzę w Kjurze mocno od ponad 15 lat i o ile pamiętam zawsze mianem "trylogii" określało się Seventeen Sec. / Faith / Pornography.

Ale ogólnie miło, że ktoś się pokusił o zrecenzowanie kurczaków.

Poza tym trochę nie kumam o co biega z tą "trylogią".
Siedzę w Kjurze mocno od ponad 15 lat i o ile pamiętam zawsze mianem "trylogii" określało się Seventeen Sec. / Faith / Pornography.


Tu akurat jest kwestia sporna. Niektorzy uznaja za trylogie wymienione przez Ciebie plyty, druga frakcja "Pornography", "Disintegration" i "Bloodflowers", ja zaliczam sie do tej drugiej. Zreszta sam zepsol zagral w ciagu dwoch koncertow w/w plyty i wydal to jako "Trilogy - Live In Berlin"
Tak niska ocena Pornography jest dla mnie dosyć dziwna, ale z resztą się raczej zgadzam.

Zreszta sam zepsol zagral w ciagu dwoch koncertow w/w plyty i wydal to jako "Trilogy - Live In Berlin"

Niezła rzecz.
Poproszę jeszcze o zrecenzowanie występu R. Smitha w South Park
No, odcinek z Robertem to niezły odpał!
Smith jest chyba jedyną "osobą publiczną" w historii SP która nie została zmieszana z błotem a wręcz przeciwnie...
Najlepsza jest końcówka, jak Robert po rozjebaniu Streisand-Godzilli oddala się gdzieś na horyzoncie a Kyle (albo Stan, nie pamiętam) krzyczy: "Disintegration to płyta wszechczasów!"
Sweet...
Raczej "Disintegration to wasza najlepsza płyta" albo coś takiego
Ale były też inne gwiazdy, które nie zostały zmieszane z błotem, np. w odcinku "Chef Aid" na scenę wskakuje Rancid i momentalnie wszyscy zaczynają się bawić
Jestem prawie pewien, ze cytat dałem poprawny (moze to kwestia tłumaczenia).
Odcinka z Rancidem nie widziałem
bardzo fajnie filipku:] tylko wiesz, ze nie wybacze ci 1,5 za pornografie i jak dla mnie za wysoko the head on the door. chociaz w mojej czolowce ta plyta sie znajduje maksa bym chyba nie dal. i chyba wyzej bym dal buziaczki. z reszta sie zgadazam.
jeszcze bym dodal, ze disintegration i bloodflowers wiazaly sie bardzo z obawami roberta co do swojej dalszej egzystencji. przy disiontegration wiazalo sie z tym, ze przekraczal bariere 30 lat i za bardzo nie wiedzial co sie stanie itd. a w przypadku bloodflowers wiazalo sie z przekraczaniem granicy 40 lat, co jest zaznaczone na plycie utworem 39. tak po krotce mowiac:]
do teg dodalbym ze trzy najwazniejsze(pornography, disintegration i bloodflowers) byly nagrywane z mysla o tym, ze maja byc jaknajlepszymi plytami na zakonczenie dzialanosci zespolu. smith kazdorazowo po wydaniu plyty i zagraniu trasy rozwiazywac zespol, co zreszta stalo sie powodem kpin ze strony fanow. po pornography zespol mial przerwe w dzialalnosci po czym wrocil wlasnie plumkaniem z pod znaku japonskich szeptow:]
i tyle bym dodal.

Poza tym trochę nie kumam o co biega z tą "trylogią".
Siedzę w Kjurze mocno od ponad 15 lat i o ile pamiętam zawsze mianem "trylogii" określało się Seventeen Sec. / Faith / Pornography.

jak piszesz za trylogie uwazane sa wlasnie trzy plyty z poczatku dzialanosci. moj brat tez operuje takim okresleniem na te trzy plyty, ale sam zespol o czym juz napisal cyku w 2002 zagral dwa dni pod rzad koncerty w ramach dark trilogy. na kazdy koncert skladaly sie trzy plyty pornography, disintegration i bloodflowers. tak wiec roznica miedzy tymi 'dwoma' trylogiami jest taka, ze jedna nazwa byla uzywana chyba tylko przez fanow do okreslenia tych trzech wczesnych plyt, a druga trylogia zostala tak nazwana przez sam zespol. i chuja wie ktora jest ktora :]

Poproszę jeszcze o zrecenzowanie występu R. Smitha w South Park

Jaki odcinek? Chętnie bym obejrzał.
16 lat temu dostałem w prezencie "Boys dont cry" i do tej pory uwielbiam tę płytę. Jest genialna w swojej prostocie i przebojowości i chyba nigdy mi sie nie znudzi.
Co do reszty dokonań The Cure to lubię pojedyńcze utwory z The Head..., Kisss me, Desintegration i Wish.
Dobra robota cyku, musze sie w koncu porzadnie zabrac do przesluchania. A tak pozatym

Z the cure to lubie tylko boys don't cry w wykonaniu sheer terror.
"robert smith suck my dick"
The Cure - (1985) Arabian Dream (bootleg) 4/5



Arabian Dream to bootleg wydany w 1985 roku prezentujący utwory The Cure z okresu post-punkowo – nowo-falowego. Płytę otwiera demo ponadczasowego hitu „Boys Don’t Cry”- o wiele bardziej szorstkie i surowe niż późniejsza, wypieszczona wersja. Warto się w nią wsłuchać i porównać z późniejszą aranżacją z albumu o tym samym tytule. Reszta utworów na płycie to koncertowe wykonania kompozycji z płyt „Faith” i „Seventeen Seconds” plus towarzyszące zespołowi od początku kariery „Killing An Arab” i niepublikowane na żadnym oficjalnym longplayu „Descent”. Piosenki zarejestrowane w dość dobrej jakości w doskonały sposób oddają klimat ówczesnych koncertów kompanii Smitha, który był budowany na fundamentach melancholii, przygnębienia, mroku i muzycznego minimalizmu. Podczas słuchania „The Funeral Party” zagranego na żywo człowiek wyobraża sobie wielką falę smutku i żalu rozlewającego się gdzieś po polach, dolinach i betonowych ulicach miast. Brzmi to o wiele bardziej przygnębiająco niż w wersji studyjnej. Krążek wieńczy ponad dziesięciominutowa wersja „Faith”.
Gdyby kwestie muzyczne rozpatrywać w kategoriach kulinarnych „Arabian Dream” byłoby doskonałym deserem po obfitym głównym daniu w postaci „Faith” i „Seventeen Seconds”.
Czy to nie jest przypadkiem ten sam materiał co na "Curiosity Cure Anomalies"?
http://cykcyk77.blog.pl/a...hp?nid=13904226
http://www.thecure.pl/ind...mments=1&id=898
Cały koncert ze Spodka z 19.02.2008
Jak ktoś chce to mogę przegrać następujące bootlegi:
The CURE - “Buried Demos” (1979 – 1980)
The CURE - “Early Symptoms - The Demotapes” (1979/1981)
The CURE - “Imaginary Songs” (Bootleg - Live 1980/1979)
The CURE - “The Top Studio Demos”
The CURE - Demos 1977
The CURE - Demos 1978
The CURE - Demos 1979
The CURE - John Peel Sessions: From 11.12.1978 To 1985 (Six sessions)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA]. • Design by Free WordPress Themes.

    Drogi uzytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczac Ci coraz lepsze uslugi. By moc to robic prosimy, abys wyrazil zgode na dopasowanie tresci marketingowych do Twoich zachowan w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam czesciowo finansowac rozwoj swiadczonych uslug.

    Pamietaj, ze dbamy o Twoja prywatnosc. Nie zwiekszamy zakresu naszych uprawnien bez Twojej zgody. Zadbamy rowniez o bezpieczenstwo Twoich danych. Wyrazona zgode mozesz cofnac w kazdej chwili.

     Tak, zgadzam sie na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerow w celu dopasowania tresci do moich potrzeb. Przeczytalem(am) Polityke prywatnosci. Rozumiem ja i akceptuje.

     Tak, zgadzam sie na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerow w celu personalizowania wyswietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych tresci marketingowych. Przeczytalem(am) Polityke prywatnosci. Rozumiem ja i akceptuje.

    Wyrazenie powyzszych zgod jest dobrowolne i mozesz je w dowolnym momencie wycofac poprzez opcje: "Twoje zgody", dostepnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usuniecie "cookies" w swojej przegladarce dla powyzej strony, z tym, ze wycofanie zgody nie bedzie mialo wplywu na zgodnosc z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.