|
[opowiadanie] C54 |
WIEŻA WIDOKOWA JAGODA
UWAGA !
- W Opowiadaniu mog± wystêpowaæ niepoprawne formy Religijne, dlatego proszê traktowaæ to tylko i wy³±cznie jako rozrywkê ! nie mam zamiaru obra¿aæ jakichkolwiek odczuæ religijnych !
Ludzie, czas, ¿ycie... Czy to ma sens ? Wszelcy geniusze, twórcy ludzie wybitni odchodz±, odchodz± szybko czêsto, bardzo czêsto po krótkiej kadencji za ¿ycia, za tego jak ¿e dziwnego ¿ycia... Mi³ego ? Oj tutaj pozostaje wiele mo¿liwo¶ci - Jednak geniusz ich doceniany by³ po ¶mierci twórcy. Jednak czy wykorzystany by³ dobrze ? I ku czci s³usznej sprawy ? Sprawy wspólnej, wielkiej jak to co nas otacza. Jednak ¶wiadomo¶æ istnienia innych planet nie jest wystarczaj±ca ciê¿ka do zrozumienia, widzimy co¶ ale nie mo¿emy tego osi±gn±æ. Ale czy znamy w³asn± planetê ? Wszelkie jej tajemnice... O tym trzeba siê przekonaæ.
Jest rok 2054 r. W Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii powstaje agencja, a raczej "rz±dowe psy" jak mawiali z³o¶liwi, jednak ich nie by³o zbyt wielu. Dlaczego ? Poniewa¿ odzia³ by³ tajemniczym projektem, o którym wiedzieli tylko nieliczni i zaufani ludzie Jego Wysoko¶ci Króla Karola III.
Sytuacja w Pañstwie by³a bardzo niestabilna, a mianowicie w ko¶ciele Anglikañskim dosz³o do powa¿nych zmian oraz k³ótni z rz±dem, odrzucenie zwierzchnictwa Króla nad ko¶cio³em. Przez co dosz³o do bardzo nieciekawego zjawiska w sytuacji podburzania wiernych, do przeciwstawienia siê w³adzy, jednak osoby nie specjalnie anga¿uj±ce siê w sprawy duchowe nie odczuli specjalnie zmian. Na dodatek w¶ród osób najbli¿szych tronu chodzi³y pog³oski o dofinansowywaniu "organizacji" jak ¶mieli powiadaæ.
Zaciekawi³o to ludno¶æ szczególnie dlatego i¿ zaczêto podejrzewaæ o zwi±zek z mafi±. Wielu Polityków po tej sytuacji porzuci³o stanowiska oraz urzêdy, wszelkie godno¶ci i inne przywileje. Co dziwne wielu umiera³o przedwcze¶nie, dlatego sprawê skierowano do znanego detektywa Sir Frederick`owi Realg.
Tajna Agencja wesz³a oficjalnie w ¿ycie pod nazw± C-54 - Projekt X. Odzia³y stworzono do walki ze zjawiskami Paranormalnymi, co wywo³a³o namieszania, jednak w³adza uspakaja³a. Sir Frederick`owi powierzono zwierzchnictwo nad agencj± po tym jak tylko w ciele jednego z polityków z krwi± zmieszano dziwn± podobn± do krwi substancje, a strza³y oddano dopiero po ¶mierci polityka...
Rozdzia³ 1 - Sens cz³owieczeñstwa
- Sir, sprawdzili¶my dok³adnie ca³e mieszkanie, jednak nie znale¼li¶my ¿adnych ¶ladów wskazuj±cych przestêpce.
- Proszê przekazaæ Panu Williamowi, ¿eby zaj±³ siê tutaj dowodami, ja udam siê w pewne miejsce...
Frederick powiedzia³ to strasznie ch³odnym g³osem, niemal ¿e niczym nie wzruszony, w koñcu widzia³ ju¿ setki przestêpstw. Kiedy detektyw William McKeen us³ysza³ od funkcjonariusza przekaz, by³ strasznie rozz³oszczony
- Panie Realg ! Co Pan u licha wyprawia ! Powierza mi Pan swoje zadanie, a sam unika pracy ? Zapewniam Pana, Panie...
Wtedy to Frederick przerwa³ ciê¿kim tonem
- William, od kiedy pamiêtam mam do tego czyste prawo, a Pana uwagi s± nie na miejscu... Albo zajmiesz siê tym do cholery albo przez resztê s³u¿by bêdziesz podawa³ kawê ! Wszelkie informacje jakie zdobêdziecie, macie natychmiast przes³aæ do mojego biura.
Po czym po¶piesznie opu¶ci³ posesje odje¿d¿aj±c... W stronê Cardiff. Zaledwie po paru minutach od wyjazdu. Jeden z oficerów krzykn±³
- Detektywie prowadz±cy ! Chyba znale¼li¶my co¶, ale to "co¶" jest niemo¿liwe, wrêcz nieprawdopodobne !
- Co jest - rzuci³ ch³odno William
- Bardzo prawdopodobne ¿e odpowied¼, odpowied¼ na pytanie. Zlokalizowali¶my niedu¿± fiolkê nieznanego pochodzenia, któr± nasz delikwent musia³ spo¿yæ. Przed ¶mierci±, i to jej zawarto¶æ zatrzyma³a serce, ale dopiero strza³ powali³ go...
- Co !? Te bzdury mo¿esz publikowaæ Sir Frederick`owi, on lubi bawiæ siê w takie zabobony ! Zg³osiæ ¿e nic nie znale¼li¶my ! Zrozumiano !
- Tak jest Sir. - Odpowiedzia³ nieco zak³opotany funkcjonariusz
Tymczasem w drodze do Cardiff zaledwie 50 km od miasta znajdowa³a siê wioska, niedu¿a zaledwie 3000 mieszkañców, która by³a nieoficjalnym celem Sir Frederica. Nieopodal opuszczonej fabryki zabawek zebra³ siê ju¿ odzia³ C-54.
- Witajcie Panowie, przeczytali¶cie rozkazy ? - Powiedzia³ Frederick
- Tak sir, z tego co siê orientujemy zosta³y wys³ane tutaj odzia³y komandosów z miasta Cardiff, b±d¼ co b±d¼ nie dali o sobie znaku ¿ycia. - Powiedzia³ dowódca grupy Vincent Hardy
- Zgadza siê Kapitanie, przygotuj odzia³ i ruszcie to sprawdziæ, musicie potwierdziæ czy odzia³ rzeczywi¶cie przepad³ i czy s± jakie¶ ¶lady co mog³o siê tam zdarzyæ ! Je¶li tak, macie siê tego pozbyæ ! Zrozumiano ? - Powiedzia³ twardym dowódczym g³osem
- Tak Jest ! - Odpowiedzia³ krzykiem Vincent po czym doda³ - Wang, Den, Woody, Nick - idziecie ze mn± !
Wszyscy równym krokiem niczym maszyny przytupnêli ustawili siê na baczno¶æ odkrzykuj±c "Tak jest" zrobili to bardzo sprawnie, co ¶wiadczy³o o ich niezwykle twardym treningu oraz doskona³emu zorganizowaniu.
- Pos³uchajcie, ma to byæ szybka akcja, macie 15 min, rozumiecie ? - Powiedzia³ Frederick
- Mamy jakie¶ opó¼nienie sir ? - Powiedzia³ dowódca
- Nie ! Absolutnie nie ! W³adza nie wie ¿e tu jeste¶my, lepiej by tak pozosta³o...
- Rozumiem, jednak...
- Jakie¶ problemy kapitanie ?
- Nie, oczywi¶cie ¿e nie Sir, mamy poczekaæ na Ojca Gregorio ? - Powiedzia³ z wyra¼n± niepewno¶ci±
- Nie, spraw± mamy zaj±æ siê sami, do roboty !
Od razu po wydaniu polecenia, grupa ruszy³a do g³ównego holu fabryki, by³ to niezwykle sporej przestrzeni sala, do której ¶wiat³a dostarczane by³y przez wielkie okno ponad schodami, wszystko by³o opustosza³e wrêcz niepewne, niepewne kroków czy konstrukcja nie zapadnie siê. Jednak nie by³o ¶ladu cia³ a nawet dziur po kulach, dos³ownie niczego, tylko straszna, g³ucha cisza.
- Wang, Den - id¼cie sprawdziæ salê po prawej, ja pójdê z Woodym oraz Nickiem sprawdziæ piêtro. Ruchy !
Niedu¿y pokoik po prawej stronie wygl±da³ na biuro, poniszczone biurka, porozwalane tablicê z wykresami. Jednak na piêtrze dopiero zasz³o wstrz±saj±ce odkrycie, niczym koniec nadziei oto by³ cel misji, zwêglone zw³oki komandosów
- Wang, Den chod¼cie tu szybko ! - wykrzycza³ dowódca
- Tak jest - odpowiedzia³ Den. - Chyba dowódca na co¶ wpad³ - doda³ po chwili
- O Bo¿e, co tutaj siê sta³o, to niemo¿liwe, spalone zosta³y tylko cia³a, nic w okola ca³e pomieszczenie jest pozbawione jakich kol wiek ¶ladów po ogniu, ba nawet nie siê nie bronili ! - Wykrzycza³ Nick w jego g³osie s³yszeæ by³o straszne zdenerwowanie przez co wys³awia³ siê w miarê niewyra¼nie
- Nie wiem do czego tu dosz³o, ale zapewniam, zapewniam jak tu stojê ! nie pozostawimy tak tego, odp³acimy im po tysi±c kroæ ! - niezwykle spokojnym g³osem doda³ dowódca
Sytuacja by³a bardzo niestabilna przekonali siê o tym kiedy nad ich g³owami by³o s³ychaæ ¶wist pocisku po chwili kolejny - kto¶ strzela³, jednak bez celowania na ¶lepo
- Wszyscy na ziemiê ! Wang, cel jest twój spójrz na godzinê 12 !
Wang bez zbêdnych s³ów wychyli³ lekko g³owê i pos³a³ seriê z MP5. Po chwili by³o s³ychaæ jedynie upadaj±ce cia³o
- To by by³o na tyle - Uj±³ to ze ¶miechem na ustach
- Woody zabezpiecz cia³o, Den os³aniaj go ! - wykrzycza³ dowódca
Kiedy Den podszed³ do oponenta i jego przera¿enie nie mia³o siê ku koñca, to by³ funkcjonariusz z Cardiff tyle, ¿e on nie powinien ¿yæ, by³ dostrzêtnie zwêglony, niekiedy widoczne by³y resztki skóry. Dowódca musia³ zrobiæ temu "czemu¶" co kiedy¶ by³o cz³owiekiem zdjêcie, po czym bezpo¶rednio przes³a³ je Sir Fredericowi, który po chwili oznajmi³ i¿ Ojciec Gregorio w³a¶nie przyby³
Ojciec Gregorio by³ Katolickim duchownym pracuj±cym w C54, niekiedy osobi¶cie bra³ udzia³ w misjach i cieszy³ siê du¿ym powa¿aniem w¶ród innych jednostek.
- Dobrze Panowie, opuszczajcie budynek... - Jak zwykle spokojnie uj±³ to Frederic
- Ale¿ sir, pozosta³y tu jeszcze pomieszczenia do przeszukania ! - nieuleg³ym g³osem odpowiedzia³ kapitan
- Czy Pan, kwestionuje moje polecenia ?
- Nie, nie oczywi¶cie ¿e nie ! Odzia³ wycofywaæ siê !
Rozdzia³ 2 - Ku Chwale Niebieskiej
By³a pochmurna deszczowa noc, na niebie nie by³o widaæ zupe³nie ¿adnych gwiazd. W biurze agencji C54 przez ca³± noc siedzia³ i rozmy¶la³ Sir Frederic, to wszystko co tam siê sta³o, by³o niemal ¿e niemo¿liwe - Jednak taki jest cel tej agencji, walczyæ z czym¶ takim pomy¶la³, jednak nie wiedzia³ czy to dzie³o cz³owieka czy innego paskudztwa. Oraz coraz czêstsze
- Sir Fredericu, napije siê Pan kawy ?
- Z chêci± Ojcze...
- Proszê odpocz±æ, tej sprawy nie rozwi±¿emy rozmy¶leniami po nocach
- Z pewno¶ci±, z pewno¶ci± jednak nie mogê zasn±æ, to mo¿e byæ co¶ wiêkszego ni¿ jednorazowy atak.
- Te¿ mi to przysz³o do g³owy, Jednak Bóg poprowadzi nas przez z³o wszelkie i na krañcu nagrodzi wytrwa³ych - Powiedzia³ z lekkim u¶miechem
- Ojcze, proszê ju¿ i¶æ na plebanie, jutro bêdzie pracowity dzieñ
- Jak sobie ¿yczysz sir, jednak bêdê pod telefonem jak tylko czego¶ siê Pan dowie proszê o niezw³oczny kontakt niezale¿nie o której porze dnia ! Po czym schyli³ g³owê w po¿egnalnym ge¶cie i opu¶ci³ biuro, Plebania jego znajdowa³a siê zaledwie 2 km od jednostki.
Kiedy Ojciec Gregorio dotar³ do plebani, by³ to budynek obok ko¶cio³a, bardzo nowoczesny od strony salonu widoczne by³y wielkie okna, drzwi o bardzo solidnej konstrukcji, hol przez który siê wchodzi³o pozbawiony by³ jakich kol wiek ozdób oraz inskrypcji nie da³o siê poznaæ i¿ mieszka tutaj duchowny. Salon z wielkim telewizorem obok szklanej ³awy by³ znakiem jego statusu maj±tkowego. Sypialnia z wielkim ³ó¿kiem po ¶rodku oraz wielk± czarn± szaf±
Duchowny podszed³ do szafy i z jej dolnych pó³ek wyci±gn±³ srebrzysty rewolwer. Z Bembenkami nabitymi ówcze¶nie po¶wiêcona amunicj± po sprawdzeniu broni siêgn±³ z szafy d³ugi czarny p³aszcz oraz kapelusz. dodaj±c w my¶lach - Zaprawdê jutro wielki dzieñ...
Noc minê³a spokojnie bez jakichkolwiek wezwañ oraz informacji.
Nastêpnego dnia, wczesnym rankiem ksi±dz zosta³ poproszony o przybycie do bazy szkoleniowej C54 - By nauczyæ kadetów walki z antychrystami jak sam ¶mia³ nazywaæ wszelkie plugastwa. W niewielkiej sali zebra³o siê z 50 osób po ¶rodku stan±³ Ojciec po jego prawicy za¶ Sir Frederic Od lewej strony przy drzwiach siedzia³ Kapitan Vincent
- Witajcie Panowie, wbrew pozorom do spotkanie nie bêdzie kolejn± lekcj± a ju¿ typowym szkoleniem szkoleniem które bêdzie wam potrzebne, tak zgadza siê - Potrzebne by przetrwaæ na placu dzia³añ bezwzglêdniej na wszystko, a broñ Bo¿e zdarzyæ siê mo¿e ¿e ¿ycie wasze i towarzyszy bêdzie spoczywaæ tylko w waszych d³oniach... By zabiæ bestie celowaæ serce je¶li jednak nie ruszy to monstrum trzeba delikwenta pozbawiæ g³owy jednak czy zwyk³a amunicj± ? Oczywi¶cie ¿e nie ! U wcze¶nie ¶wiêcê ka¿d± broñ, ka¿dy cholerny nabój, aby zapewniæ wam przetrwanie. Niekiedy pomocna mo¿e byæ modlitwa jednak Wiara, wiara przede wszystkim i to nie tylko w Boga, ale i w w³asne umiejêtno¶ci - Jako cz³owieka czystego od szatana. Ojciec Gregory przysta³ mówiæ na chwilê, rozejrza³ siê po sali po czym doda³
- Prowadzi³y wojnê, nie nie walki nie pojedyncze zadania ! Ale wojnê z wys³annikami wroga Pana Naszego albowiem my¶my jego wierni poddani s³udzy a on zezwoli³ nam zwaæ siê dzieæmi Bo¿ymi. Teraz Bracia - Ja B³ogos³awiê was w imiê ojca i syna i ducha ¶wiêtego. - Ojciec roz³o¿y³ rêce
- Panie dopomagasz nam walki ze z³em, z plugastwem niszcz±cym dzie³o twoje ! Amen !
Ca³a sala zgodnie odkrzyknê³a "Amen" na b³ogos³awieñstwo Ojca.
Cisze przerwa³o wej¶cie cz³onka S.A.S
- Przepraszam ¿e przeszkadzam, jednak robota do was jest, a nikt na telefony nie odbiera na Ulicy im. Lincolna 34 w starym budynku rady miejskiej...
Po czym nasta³a cisza któr± przerwa³ donios³y g³os Sir Frederica.
- Ojcze, kogo wys³aæ ?
- Powinienem Jechaæ osobi¶cie, jednak ja do³±czê pó¼niej, wy¶lij swoich najlepszych ludzi znaj±c S.A.S próbowali misje wykonaæ osobi¶cie... Nie ma czasu do stracenia
Po czym kap³an odszed³ szybkim krokiem
- Sir Fredericu, pozwól ¿e pojadê, z moj± grup± ! Doda³ Vincent
- Wyra¿am zgodê, jednak nie bêdziecie jedyn± jednostk±. Musimy te¿ sprawdziæ ile osób ju¿ wesz³o do budynku o ile wszed³ kto¶.
- Tak jest Sir ! Po czym od razu odszed³ Kapitan Vincent
Po dwudziestu minutach - Panowie ruszaæ siê, nie ma czasu ! Stan najwy¿szej gotowo¶ci !
- Tam dosz³o do masakry Ojcze !
- Tak, dosz³y mnie wie¶ci, jednak - Powiedzia³ z u¶miechem - Jestem ubezpieczony
- Dostali¶my wiadomo¶æ od ostatniej ¿yj±cej osoby z S.A.S niejaka Lucy Williams
- Lucy ? To ju¿ po niej, nie potrafi strzelaæ do ¿ywych istot, a szkoda poniewa¿ nie¼le jej to wychodzi... - Powiedzia³ szyderczo dowódca S.A.S
- Zamknij siê ! Jednaj jest nadzieja, podzieli³em nas na 3 grupy po piêæ osób ka¿da ! Wiêc ruszaæ siê ! - s³owa Sir Frederica brzmia³y strasznie powa¿nie, widaæ by³o ¿e czeka co¶ wiêkszego gdy¿ zawsze by³ spokojny nawet podczas zadañ
- Sir ! A z kim idzie ojciec ? - Vincent pyta³ siê rozgl±daj±c za duchownym
- Sam... Jednak do³±czy pó¼niej, to prawdziwy anihilator plugastw, proszê siê o niego nie martwiæ. Z reszt± jego pomoc jest dla nas bez cenna !
Twoje? Stylistyka, interpunkcja - bardzo s³abo, za to hystoryja naprawdê ciekawa... Dawaj nastêpny odcinek .
Tak moje - je¶li chodzi o interpunkcjê uwierz staram siê jak mogê, niestety jest to dla mnie syzyfowa praca. Nie chowam siê za dysleksj± poniewa¿ uwa¿am ¿e jest to niestosowne a staram siê z tym walczyæ i w³a¶nie przeczyta³e¶ tego rezultaty. Pozdrawiam
Fajny temat, ciekawa fabu³a i ³adnie wszystko przedstawione. Jest parê b³êdów stylistycznych + interpunkcja, ale pomijaj±c te dwa fakty to bardzo ciekawe i ³adne opowiadanie. Jestem ciekaw kolejnych odcinków, przynajmniej jaka¶ odskocznia od "Bierz broñ, ¿o³nierzu!" ; )
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plszamanka888.keep.pl |
|
|
|
|