X
ďťż
Wojownicy Chrystusa.

WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA

Temat szerszy niż tylko religijne czy historyczne ciasne spostrzeganie chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo to męstwo, godność i duma ! Dzisiaj bycie katolikiem to tak jak kiedyś bycie pankiem, dla niektórych

Wojownicy Chrystusa.

Militarne epizody z historii Kościoła.

"Wojownicy Chrystusa" to pasjonująca opowieść o chrześcijańskich żołnierzach i męczennikach, od czasów starożytności po współczesność. Autor obala szereg antykatolickich mitów, polemizując równocześnie z pacyfistyczną, "politycznie poprawną" wersją katolicyzmu. Domaga się uznania roli, jaką odegrali ludzie służący Kościołowi z bronią w ręku, przelewający krew, własną i cudzą, w różnych zakątkach świata.

"Niniejsza praca jest, oczywiście, zaledwie skromnym zarysem heroiczno-męczeńskich dziejów Kościoła. Stawia sobie za cel propagowanie, niemodnej w ostatnich latach, tradycji zbrojnej służby Bogu i Ojczyźnie; tradycji opartej o etos chrześcijańskiego wojownika. Nade wszystko zaś stanowi, daleko niedoskonały, hołd złożony idącym na śmierć - męczennikom rzymskich amfiteatrów, Shimabary i Nagasaki, rycerzom reconquisty, wypraw krzyżowych i Kosowego Pola, chrześcijańskim bojownikom Kontrrewolucji Francuskiej, Hiszpańskiej, Meksykańskiej i Rosyjskiej oraz wszystkim sarmackim Orlętom - dzisiaj niesłusznie skazywanym na zapomnienie."

Andrzej Solak

Pozycję można zamówić pod adresem wydawnictwa:
Wydawnictwo Printgraph,
ul. Mickiewicza 19,
32-800 Brzesko
tel. (014) 663 0750,
e-mail: printgraph@idea.net.pl

RECENZJA

Wojownicy Chrystusa

Jeszcze kilkanaście lat temu ani jeden rozdział nowej książki Andrzeja Solaka nie miałby szans w legalnym obiegu, a i dziś pewnie niejeden z oburzonych czytelników nie tylko chętnie sięgnąłby po cenzorskie nożyce, ale i wysłał autora za kratki. Kolejna publikacja młodego katolickiego historyka i publicysty jednych bulwersuje i wprawia we wściekłość, innych pasjonuje i wzrusza.

„Wojownicy Chrystusa. Militarne epizody z historii Kościoła” to nie tylko opowieść o chrześcijańskich żołnierzach i męczennikach, ale hołd oddany niemodnym dziś bohaterom katolickich armii, ofiarom czerwonych i brunatnych rewolucji, oraz współczesnym krzyżowcom – bojownikom zbrojnego antyaborcyjnego podziemia (jeśli chodzi o ten ostatni temat, autor jest prawdziwym prekursorem na naszym czytelniczym rynku).

W trakcie lektury dane jest nam prześledzić szlak bojowy międzynarodowego Batalionu św. Patryka, broniącego Meksyku przed amerykańską agresją w 1848 r., jak i tragiczne dzieje polskich formacji wojskowych na Syberii w XIX i XX w. Będziemy razem z polskimi obrońcami Chocimia, powstrzymującymi turecką nawałę, i z japońskimi powstańcami z półwyspu Shimabara, zmagającymi się z opresyjnymi rządami Tokugawów. Poznamy okoliczności męczeństwa pierwszych chrześcijan w imperium rzymskim, dramat jezuickich misji wśród kanadyjskich Huronów i przebieg ostatniej bitwy plemienia Dakotów.

Nie da się ukryć, obrażeni poczują się zwolennicy Giuseppe Garibaldiego, „ojca” zjednoczonych Włoch, za hołd oddany, skazanym na zapomnienie, obrońcom Państwa Kościelnego. Ciężkie chwile przeżyją wielbiciele Napoleona – jednego z katów rojalistycznego Tulonu, gdy przeczytają jego przechwałki o niegodnym żołnierza wymordowaniu starców, kobiet i dzieci. Pamiętających stan wojenny szczególnie zaciekawią przypadki polskich „psów wojny” w okupowanym przez Sowietów Afganistanie. Tych, którzy patrzą na świat islamu przez pryzmat 11 września 2001 r., zaskoczy przypomnienie tradycji antykomunistycznego, katolicko-islamskiego (!) braterstwa broni. Przyzwyczajonych do stereotypowego myślenia zaszokować może ujęcie problemu Świętej Inkwizycji, hiszpańskiej wojny domowej, rządów generała Pinocheta w Chile...

Największą wartością tej mozaiki jest przełamywanie schematów i uproszczeń, jakie lansuje się dziś w imię doraźnych sojuszy, źle pojętej tolerancji i elegancji. Autor nie ukrywa, po której ze stron się opowiada. Dla niego upływające stulecia nie zmieniają wymowy czynów i faktów, stąd bizantyjscy krzyżowcy zapomnianej krucjaty z VII w. różnią się od dwudziestowiecznych, meksykańskich cristeros, przede wszystkim tylko orężem; wróg pozostaje jakby ten sam...

Dla miłośników wojskowości i militariów „Wojownicy Chrystusa” to rarytas, prawie niespotykany na europejskim rynku. Autor zdecydował się nadać swej pracy charakter popularyzatorski, „lekkostrawny”, rezygnując z rozbudowanego aparatu naukowego. Jak stwierdza żartobliwie we wstępie – „decyzja taka wystawia na próbę zaufanie Czytelnika, który musi (lub nie) wierzyć teraz na słowo, że prezentowane tu historie nie są wymysłem autora”. Jednak brak przypisów nie zwolni polemistów od nieprzespanych nocy nad lekturą historycznych źródeł, gdyż (przypadkiem to wiem) za erudycją i lekkim piórem Andrzeja Solaka kryją się takież nieprzespane noce. Dlatego już dziś gratuluję polemistom, którzy wyjdą poza „argument” - „Tak pisać nie wolno!”.

Zakończę fragmentem rozdziału traktującego o zmaganiach z najazdem Hunów Attyli, ostatecznie powstrzymanych u bram Rzymu przez papieża Leona I, zwanego Wielkim, samotnego w godzinie próby. Te słowa śmiało mogłyby uchodzić za motto niniejszej recenzji, jak i za hasło wywoławcze w dyskusji o problemie wojny i wojskowości w dziejach Kościoła: „W tych niezwykłych czasach, gdy święci nieraz chwytali za oręż, a cudowne relikwie zagrzewały tak do żarliwej modlitwy, jak i bezpardonowej walki – wypowiedziane gdzieś, kiedyś słowa Prawdy obalały całe imperia, a samotny człowiek z krzyżem w ręku zawracał z drogi zniszczenia potężne wrogie armie.”

Jacek Magdoń

Święte wojny chrześcijan

Ileż to razy słyszeliśmy: „Bóg brzydzi się wszelką przemocą!”; „Należy potępić wszelką przemoc, która dokonywana jest w imię Boga i religii!”, „Najważniejszym celem religii jest budowanie tolerancji i pokoju na ziemi!”, etc. Co gorsza, takie opinie głoszą nie tylko antychrześcijańskie i niemoralne mass-media, ale słychać je często z ust wysokich hierarchów kościelnych. A więc może rzeczywiście pojęcie krucjaty i świętej wojny winno być nieodwołalnie wyrzucone do lamusa Chrześcijaństwa?

Pan Andrzej Solak, publicysta znany m.in. z łamów „Nowej Myśli Polskiej”, w swej nowej książce pt. „Wojownicy Chrystusa – militarne epizody z historii Kościoła” pokazuje, iż wojna, chociaż jest ostatecznością, wcale nie musi być złem, czy chociażby „mniejszym złem”. Przeciwnie, są sytuacje, w których zbrojny opór wobec zła staje się niezbędnym świadectwem danym Ewangelii, a przez to może w nim nawet zajaśnieć świętość Kościoła.

Autor, w barwny i interesujący sposób udowadnia nam to na przykładzie bohaterskich chrześcijańskich żołnierzy, którzy zginęli w Wandei, Meksyku, Hiszpanii, czy na polach Chocimia.

W książce opisane są również mniej znane fragmenty zbrojnej walki, jaką chrześcijanie byli zmuszeni wydać wrogom Boga i dusz. Tak więc dowiadujemy się z niej o obrońcach Nowohuckiego Krzyża, którzy kamieniami i „koktajlami Mołotowa” witali komunistyczną ateizację. Autor przybliża nam dzieje węgierskiego antysowieckiego powstania z 1956 r. oraz heroicznych zmagań obrońców wiary katolickiej na japońskim półwyspie Shimabara. Z najnowszej historii książka informuje nas m.in. o zbrojnej antyaborcyjnej partyzantce, która w Stanach Zjednoczonych sieje postrach między mordercami poczętych dzieci. Rzecz jasna, zasygnalizowane watki to tylko drobny ułamek tematyki poruszonej na stronach omawianej książki. Całość opracowania Pana Andrzeja Solaka jest pasjonującą wędrówką po przeróżnych krajach i kontynentach, w czasie 2000 lat Chrześcijaństwa.

W ostatnich latach na polskim rynku wydawniczym pojawiło się kilka pozycji, które w dziedzinie historycznej mogą być nazywane tradycyjną katolicką apologetyką. Myślę, iż „Wojownicy Chrystusa”, obok słynnych „Czarnych kart Kościoła” Vittorio Messoriego, czy „Czerwonych kart Kościoła” autorstwa Grzegorza Kucharczyka, winny być polecone każdemu, kto pragnie umocnić swą wiarę, albo dowiedzieć się czegoś więcej o historii, aniżeli mogą nam zaoferować demoliberalne mass-media.

Mirosław Salwowski



Wojownicy Chrystusa.

Militarne epizody z historii Kościoła.


Dla mnie to brzmi śmiesznie i trąci hipokryzją. Przecież miłość którą głosi chrześcijaństwo właściwie wyklucza atak, agresje na innych. Oczywiście nie mówię o obronie.
A jest tam coś o Zakonie Najświetszej Marii Panny który w imię miłości bożej mordował naszych pra dziadów?

A jest tam coś o Zakonie Najświetszej Marii Panny który w imię miłości bożej mordował naszych pra dziadów? Zakon Najświetszej Marii Panny wiele lat żył w zgodzie z naszymi władcami cywilizując barbarzyńskie plemiona Prusów. Tyś Pluto chyba nie jest prusakiem ?


Ta Kuba Rozpruwacz też przez wiele lat bawił się klockami ale co z tego? Prusakiem nie jestem a to że spuściliśmy im wpierdol w 1410 jest dla mnie powodem do dumy.

Ta Kuba Rozpruwacz też przez wiele lat bawił się klockami ale co z tego? Prusakiem nie jestem a to że spuściliśmy im wpierdol w 1410 jest dla mnie powodem do dumy.

szkoda tylko że na wpierdolu się wtedy skończyło

mam rozumieć Ripo że to temat o m-dzy innymi o Krucjatach

w takim razie np w przypadku Krucjaty numer IV tytuł z deka nieadekawtny

a przypowiesc o drugim policzku dopisali masoni...
Z tym policzkiem, to troche inaczej chyba, jest intepretacja, że jesli ktos nas pierdolnie w prawy, to nadstawmy mu lewy, bo(zakładając, że praworeczny) bije na zewnątrz w prawy polik, a tak sie bije np. niewolnika, a człowieka rownego sobie bije się tak klasycznie z plaskacza jak bohaterki telenowel swoich facetów, więc tu moze chodzic o pokazanie swojej rangi, pozycji społecznej.

A co do samego tematu, Kościół przez wiele lat, dopóki istniało normalne Państwo Kościelne, był normalnym graczem politycznym, miał armię i pozycje w Europie, więc nie ma co się dziwić, że tak to wyglądało, a tak to jest tez, że wiara/ideologia i symbole rozne wrzucane na sztandary dodają otuchy i jakos ludzie lubią się napierdalać z przekonaniem, że robią słusznie, a robili/robią, bo biznes jest biznes.
(a to, że cierpią niewinni... kto by sie takimi pierdołami przejmował... )

[ Dodano: |24 Gru 2008|, 2008 12:26 ]
mysle ze mowienie o korzysciach w sensie ze to Bog ma korzysc jest smieszne i zaklada traktowanie Boga jak czlowieka.

ahh ci dzielni wojownicy co to dla Chrystusa poszli zdobyc dla siebie ziemie i bogactwa. Nie mowie ze to zle, fajnie ze poszli i nazdobywali sobie ziemi i zrozumiale jest ze walneli bajke o tym ze to dla Boga, bo dla kasy glupio brzmi. Po co tylko we wspolczesnych czasach wierzyc w te bajdy?

W to ze Stany w Azji walcza o cywilizacje zachodu a ropa i wplywy ich nie interesuja tez wierzysz? Albo ze 17 wrzesnia to bratnia pomoc dla narodow slowianskich wschodniej Polski ?

Co do Solaka to koles ma strasznie patetyczny styl i podchodzi do opisywanych przez siebie wydarzen raczej emocjonalnie niz naukowo. Ale trzeba mu przyznac ze pisze o rzeczach ciekawych, dzieje chrzescijan w Japoni chocby.
Gdzie jak gdzie, ale tutaj nie spodziewałem się sprowadzania chrześcijaństwa do rangi hippisowskiej sekty. Jad modernizmu zatruwa wasze umysły

Jad modernizmu zatruwa wasze umysły
Oswiec mnie zatem i udowodnij ze konkwistadorom czy innym krzyzowca chodzilo o wiare a nie o prywate.
Rzubrzy, LtG sobie ironizuje chyba, więc nie musi nikogo oswiecać.

Choc np. Ripo, który chyba tak na serio, mógłby jakos sprobowac udowodnić to w koncu.

Rzubrzy, LtG sobie ironizuje chyba, więc nie musi nikogo oswiecać.

No właśnie nie. Kogo jak kogo, ale krzyżowców bronić warto.


Oswiec mnie zatem i udowodnij ze konkwistadorom czy innym krzyzowca chodzilo o wiare a nie o prywate.

A chuj mnie tak naprawdę obchodzi o co im chodziło. Nie będę tu urządzał pyskówki na tematy historyczne, ale pisanie o prywacie pokazuje, że niektórzy nie wiedzą do końca w jaki sposób myśleli ówcześni ludzie - i ilość złota w skarbcu wcale nie była dla nich najważniejsza. Mi chodzi głównie o relatywnie młody mit, że katolik musi być zawsze miły, potulny, pokorny i dawać się okładać łopatą po nerach bez zająknięcia. Gówno prawda. Grzech zasługuje na karę i to niekiedy dość surową. Zajazdy na heretyków, pogan i zagrażających katolikom innowierców są w pełni uzasadnione.

No właśnie nie. Kogo jak kogo, ale krzyżowców bronić warto.
Hehe, nie sądziłem, że na serio, ale spoko. Nie sądze jednak, ze warto bronic, oczywiscie, że w sredniowieczu realia były inne, że coś kiedys mogło znaczyć co innego, niż teraz, jednak widzimy wsrod tych ludzi konsekwencje co do zdobywania zyskow, w tym celu podbijano, grabiono itd. wiedząc teraz jaka byla sytuacja na Bliskim Wschodzie, tzn. najechali te ziemie Turkowie Seldżuccy, ktorzy cisneli innowiercow ktorzy tam handlowali, a biznes do ugrania był spory, bo przecież pielgrzymki i szlak handlowy, więc Europa interweniowała dopiero, gdy dostała po kieszeni, a nie w momencie, gdy te ziemie dostały się pod panowanie muslimów, co mialo miejsce jeszcze w VII w.
No i ważne są skutki, a te są takie, że Grecy, Żydzi i Arabowie zostali wypraci z handlu lewantyńskiego, na rzecz włoskich mieszczan z Wenecji czy Genui.


Nie sądze jednak, ze warto bronic, oczywiscie, że w sredniowieczu realia były inne, że coś kiedys mogło znaczyć co innego, niż teraz, jednak widzimy wsrod tych ludzi konsekwencje co do zdobywania zyskow, w tym celu podbijano, grabiono itd. wiedząc teraz jaka byla sytuacja na Bliskim Wschodzie, tzn. najechali te ziemie Turkowie Seldżuccy, ktorzy cisneli innowiercow ktorzy tam handlowali, a biznes do ugrania był spory, bo przecież pielgrzymki, więc Europa interweniowała dopiero, gdy dostała po kieszeni, a nie w momencie, gdy te ziemie dostały się pod panowanie muslimów, co mialo miejsce jeszcze w VII w.

Bleh. Wiesz, że nowożytna, materialistyczna socjologia trąci Marksem?


Jeśli słowo "zagrażającym" dotyczy tylko innowierców, to na chuj też heretyków i pogan? Za to własnie nie lubie fanatyków religijnych. Do gazu.

Heretycy podpadają pod "naszą" jurysdykcję, sami wpakowali się w katolicyzm, sami zdecydowali się zmieniać jego dogmaty niszcząc religię niejako od środka. Z nimi sprawa jest prosta, bo herezja z definicji jest świadoma i dobrowolna. Ciężko byłoby znaleźć im jakieś usprawiedliwienie. Na stos.

Do pogan (neopogan?) mam uraz po tym, ile widziałem wśród nich miernot intelektualnych. Na szafot.

Z innowiercami różnie może być, ale po dzisiejszych muslimach i hindusach wiele bym się nie spodziewał. Protestantów wrzuca się do worka z heretykami i resztą sekt. Pewnie na umiarkowaną tolerancję załapali by się prawosławni i jakaś część anglikanów. Reszta pod gilotynę.

I nie ma czegoś takiego jak "fanatyk religijny".

Z innowiercami różnie może być, ale po dzisiejszych muslimach i hindusach wiele bym się nie spodziewał.
No tak, poza zasymilowanymi jednostkami, nie pasują do naszej cywilizacji za bardzo, szczegolnie duze grupy.


Nie będę tu urządzał pyskówki na tematy historyczne, ale pisanie o prywacie pokazuje, że niektórzy nie wiedzą do końca w jaki sposób myśleli ówcześni ludzie - i ilość złota w skarbcu wcale nie była dla nich najważniejsza.
Pewnie ze nie dla wszystkich czego dowodem uczestnicy krucjaty dzieciecej, ale jak pokazuja dzialania krzyzowcow (i tych ludowych i tych "szlachetnie urodzonych) to niewielu z nich bylo idealistami i mysleli glownie o kabzie, w czym zreszta nie widze nic zlego. Poczytaj sobie chocby historie I krucjaty gdzie arystokracja zwalcza sie nawzajem chcac nachapac sie ziem i tytulow na nowych terenach, jak i pozniejsze dzieje- chocby rabunkowa gospodarka, przez ktora krzyzowcy zrazili do siebie nawet bliskowschodnich chrzescijan. Czy tak by postepowali szlachetni idealisci co pojechali do palestyny tylko ratowac Bizancjum i wyzwolic grob zbawiciela?


Nie chce tu dowodzić, która religia lepsza, bo nie o to chodzi, ale od protestantów, to się katolicy chyba uczyć mogą. Tak, może protestanci, poprzez odrzucenie dużej czesci tradycji, ukrecili bat na swoją wiare, jednak pod względem ekonomicznym bili katolików na głowe, zestawmy sobie poziom życia w krajach katolickich i protestanckich, oni ze swoją nauką okazali się skuteczni.
Sam wierzyć nie potrafię, dlatego jestem raczej obiektywny w tym temacie.


E tam, zwykły kult pracy. Korwinowska moralność


No dobra, to takie małe pytanko... po co?

Ad maiorem Dei gloriam



Pewnie ze nie dla wszystkich czego dowodem uczestnicy krucjaty dzieciecej, ale jak pokazuja dzialania krzyzowcow (i tych ludowych i tych "szlachetnie urodzonych) to niewielu z nich bylo idealistami i mysleli glownie o kabzie, w czym zreszta nie widze nic zlego. Poczytaj sobie chocby historie I krucjaty gdzie arystokracja zwalcza sie nawzajem chcac nachapac sie ziem i tytulow na nowych terenach, jak i pozniejsze dzieje- chocby rabunkowa gospodarka, przez ktora krzyzowcy zrazili do siebie nawet bliskowschodnich chrzescijan. Czy tak by postepowali szlachetni idealisci co pojechali do palestyny tylko ratowac Bizancjum i wyzwolic grob zbawiciela?


Istnieje też spora liczba publikacji pokazująca tych idealistów Ja się kłócić nie zamierzam, historia krucjat to akurat nie jest moja działka, w każdym razie i tutaj można odwołać się do truizmu, że ludzie są różni i nawet wśród biskupów trafi się jakaś kanalia.



E tam, zwykły kult pracy. Korwinowska moralność

Korwin akurat walczy dość stanowczo z kultem pracy

ale tu nie chodzi o kult pracy w wydaniu bolszewickim a raczej pracy nad soba kalwinowska wersja dzieki czemu rosjanie rozdziabiali japy jak trafili na tereny Niemiec Niemcy akurat były podzielone na protestanckie i katolickie. Chyba to nie było tak że jak wchodzili do niemieckiej katolickiej wioski to była nędza a jak wchodzili do niemieckiej protestanckiej wioski to był raj.

No właśnie Niemcy są podawane jako sztandarowy kraj, gdzie protestantyzm powoduje bogactwo, tyle, że... największe jest w katolickich landach.
Był kiedyś w Najwyższym Czasie artykuł, w którym udowadniano (nie wiem na ile wyliczenia PKB w odległych wiekach są wiarygodne), że kraje katolickie i protestanckie rozwijały się w tym samym tempie. A różnice wynikają z różnic na starcie...
a to dziwne bo najwiekasza okregi przemyslowe znajdowaly sie tam gdzie protestanci nie wiem skad NCZ wziol takie bzdury

Mi chodzi głównie o relatywnie młody mit, że katolik musi być zawsze miły, potulny, pokorny i dawać się okładać łopatą po nerach bez zająknięcia. Gówno prawda. Grzech zasługuje na karę i to niekiedy dość surową.
Taka symulacja, jak to powinno wyglądać:
"jestem katolikiem, zapierdoliłem goscia, bo chcial mnie zabic" - OK
"jestem katolikiem, pozwoliłem sie zajebac" - frajer
"jestem katolikiem, zapierdoliłem goscia, bo miał przydkie buty i wyglądał na pedała" - do gazu z takim pokurwem.

Mit ten głupi, bo historia pokazuje co innego, ale nie można w druga strone przesadzac, co niektorzy chieliby pewnie, pod płaszczykiem wiary, prostowac kazdego odbiegajacego od ich wzorca, no passaran, to gorsze od euro-lewactwa i żydo-bolszewii razem wziętych.


Taka symulacja, jak to powinno wyglądać: Ano tak to powinno wygladać

C. „…Miłujcie waszych nieprzyjaciół…” Mt 5, 43-48

Przed nami pojawia się jednak inny, nie mniej poważny, problem: Czy przeciwstawianie się nieprawości siłą i dopuszczenie, choćby tylko w ostateczności, pozbawienia życia niesprawiedliwego napastnika nie stoi w sprzeczności z przykazaniem miłości do nieprzyjaciół? I ten problem bezwzględnie musimy rozwiązać rozważając służbę wojskową pojmowaną jako religijne powołanie żołnierza. Nie ulega bowiem najmniejszej wątpliwości, że zakres działania przykazania miłości nieprzyjaciół jest nieograniczony. Przykazanie to obowiązuje wszystkich, zawsze i wszędzie – a zatem również żołnierzy i to również w czasie wojny, nawet na polu bitwy.

Przyjrzyjmy się najpierw wypowiedzi Jezusa:

Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego bę­dziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, Który jest w niebie; po­nieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bo­wiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poga­nie tego nie czynią? Bądźcie więc wy dosko­nali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5, 43-48).

Jeśli chodzi o uzasadnioną obronę – Kościół naucza [tekst pochodzi z KKK 2263-2265]:

Uprawniona obrona osób i społeczności nie jest wyjątkiem od zakazu zabijania niewinnego człowieka, czyli dobrowolnego zabójstwa. „Z samoobrony (...) może wyniknąć dwojaki skutek: zachowanie własnego życia oraz zabójs­two napastnika (...) Pierwszy zamierzony, a drugi niezamierzony [KKK cytuje tutaj Św. Tomasza z Akwinu, Summa theologiæ, II-II, 64,7].

Miłość samego siebie pozostaje podstawową zasadą moralności. Jest zatem uprawnione domaganie się przestrzegania własnego prawa do życia. Kto broni swojego życia, nie jest winny zabójstwa, nawet jeśli jest zmuszony zadać swemu napastnikowi śmiertelny cios.

[Pojawia się tutaj pytanie: „Czy można zachować przykazanie miłości nieprzyjaciół walcząc z bronią w ręku, czy można miłować tych, przed którymi broniąc się używamy siły, czy można w końcu zabijać bez nienawiści?”. Odpowiadając na to pytanie stwierdzamy, że; przy założeniu Św. Tomasza z Akwinu, iż obrona własna jest skutkiem zamierzonym naszego działania, a śmierć napastnika – skutkiem niezamierzonym; nie ma sprzeczności pomiędzy niechcianym pozbawieniem życia niesprawiedliwego napastnika a praktykowaniem miłości do bliźniego, w tym nawet swego nieprzyjaciela (poglądy takie prezentuje m. in.: F. Cardini – zob.: G. Lerner, Krucjaty – tysiąc lat nienawiści (tłum.: B. Rzepka), Kraków {WAM} 2003, ss.125 n.]

Jeśli ktoś w obronie własnego życia używa większej siły, niż potrzeba, będzie to niegodziwe. Dozwolona jest natomiast samoobrona, w której ktoś w sposób umiarkowany odpiera przemoc... Nie jest natomiast konieczne do zbawienia, by ktoś celem uniknięcia śmierci napastnika zaniechał czynności potrzebnej do należnej samoobrony, gdyż człowiek powinien bardziej troszczyć się o własne życie niż o życie cudze [KKK również tutaj odwołuje się do nauki Akwinaty, jak we wcześniejszym przypisie].

Uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obo­wiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby, za wspólne dobro rodziny lub państwa.

Ostatni fragment powyższego cytatu, wyszczególniony kursywą, jest 2265 punktem KKK. Ów Katechizm Kościoła Katolickiego promulgowany został przez Papieża Jana Pawła II w 1992 r. Sześć lat później, w 1998 r., Kongregacja Nauki Wiary naniosła do tekstu KKK pewne poprawki w celu lepszego wyrażenia niektórych myśli. Wspomniany, 2265 punkt KKK został sformułowany na nowo, a myśl jego została wyrażona w jeszcze bardziej dobitnych słowach:

Uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obo­wiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby. Obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony moż­liwości wyrządzania szkody. Z tej racji prawowita władza ma obowiązek uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powie­rzoną jej odpowiedzialności [Katechizm Kościoła Katolickiego, Corrigenda (Poprawki naniesione przez Kongregację Nauki Wiary), Poznań {Pallottinum} 1998, s.16 [KKK Corrigenda. 2265].

Jak więc widać, Kościół naucza, iż użycie broni w drastycznej sytuacji może być nawet obowiązkiem. W sprawach duszpasterstwa i prowadzenia ludzi do Boga Kościół otrzymał od Boga obietnicę szczególnej asystencji – pomocy. Poważnym błędem byłoby więc przypisanie hierarchom Kościoła pomyłki w tej, tak ważnej sprawie, tym bardziej, iż niemożliwym do przyjęcia jest twierdzenie, że Bóg dopuściłby ciągłe trwanie Kościoła w błędzie [Twierdzenie takie byłoby wręcz bluźnierczym]. A powyższa idea (o dopuszczalności, a w niektórych wypadkach obowiązku użycia siły/broni, w obronie własnej lub cudzej) jest przecież ideą trwale obecną w nauczaniu Kościoła – od starożytności aż do dnia dzisiejszego.

Jak jednak, w powyższym kontekście, realizować swą miłość do nieprzyjaciół. Tę sprawę, jak sądzę, najlepiej wyjaśnić na przykładzie dwojga świętych żołnierzy-wodzów. Piękny bowiem przykład miłości do nieprzyjaciół realizowanej przez wodzów armii walczącej w wojnie obronnej zostawili nam: Św. Joanna d’Arc (1411/1412 – 1431), oraz żyjący około czterech wieków wcześniej Św. Olaf – król Norwegii (995 – 1030). Wbrew układowi chronologicznemu żywotów tych Świętych spójrzmy najpierw na przykład pozostawiony nam przez Św. Joannę d’Arc.

Dla Świętej miłość do nieprzyjaciół nie stała w sprzeczności z walką skierowaną przeciwko ich nieprawemu działaniu. Joanna nigdy nie odczuwała nienawiści do okupantów, pragnęła ich zbawienia i chciała osiągnąć pokój bez walki zbrojnej, jeśliby tylko nieprzyjaciele zgodzili się dobrowolnie wycofać [G. Barone, Juana de Arco, w: Diccionario de los Santos (praca zbiorowa pod kierunkiem: C. Leonardi, A. Riccardi, G. Zarri), t. 2, Madrid {San Pablo} 2000, s. 1393]. Świadomość faktu, że prowadząc wojnę przeciw zaborcom można jednak miłować ich Bożą miłością jest też obecna w umyśle przynajmniej niektórych osób nam współczesnych. Zajmująca się historią życia Dziewicy Orleańskiej – Pamela Marcantel – w swej powieści stwierdza, że Bóg prowadził Świętą Joannę do pełni miłości. Miłując bowiem Boga siłą rzeczy musiała ona miłością otaczać wszystkie Boże stworzenia – w tym również Anglików [P. Marcantel, Juana de Arco – La historia de la Doncella de Orleans (tłum.: Sara Sicart), Barcelona {Edhasa} 1998, s. 174] – w okresie wojny stuletniej napastników i zaborców Francji, Ojczyzny Św. Joanny. Inaczej jej miłość do Stwórcy nie byłaby prawdziwą. To właśnie przeciwko Anglikom wystąpiła na czele francuskiej armii Joanna Dziewica – jak nazywała samą siebie Święta.

Jednakże samo stwierdzenie, iż owa Święta Hetmanka potrafiła pogodzić w swym życiu miłość do nieprzyjaciół z orężną walką przeciwko ich agresji – nam nie wystarczy. Należy bowiem wyraźnie stwierdzić w jaki sposób ową miłość do wrogów Święta potrafiła wyrazić.

[Joanna d’Arc oczywiście nie używała tytułu „hetman – hetmanka”, ale nawiązując do polskich (nie – francuskich) tradycji wojskowych, stwierdzić wypada, że Dziewica Orleańska spełniała urząd analogiczny do hetmana. Myślę więc, że użycie w odniesieniu do Św. Joanny – w kontekście naszych, religijnych raczej a nie historycznych, czy prawnych rozważań – określenia „Święta Hetmanka” jest uzasadnione, a przynajmniej dopuszczalne.]

Przed rozpoczęciem działalności zbrojnej Św. Joanna upomina zaborców i ostrzega ich przed kontynuacją okupacji Francji. Przypomina o konieczności podporządkowania się Bogu również w polityce. Jeśli jednak zaborcy nie zechcą odstąpić od swej niegodziwej walki – liczyć się muszą z karą Bożą, która spadnie na nich. Bóg zaś, w obronie sprawiedliwości posłuży się wojskiem francuskim:

† Jezus – Maryja †

Do Króla Anglii i do Ciebie, Książę Bedford, który zwiesz siebie regentem królestwa Francji; oraz do Was: Wilhelmie de Poule, Hrabio Suffolk; Janie, Lordzie Talbot; oraz Tomaszu, Lordzie Scales, namiestnikom wspomnianego Księcia Bedford:
Poddajcie się Królowi Nieba – oddajcie Dziewicy, wysłanniczce Boga, Króla Niebios, klucze wszystkich miast, które zagarnęliście we Francji zadając im gwałt. Ona została posłana przez Boga, by upomnieć się o krew królewską. Jest gotowa zawrzeć pokój, jeśli będziecie jej posłuszni: opuścicie Francję i zapłaćcie za krzywdy przez Was wyrządzone.
Wy, łucznicy, towarzysze broni, zacni mężowie i wszyscy inni, którzy stoicie pod Orleanem – w imię Boga – wracajcie do waszego kraju. Jeśli nie uczynicie tego, oczekujcie wieści o Dziewicy, która wkrótce przybędzie zobaczyć Was i zada Wam wiele strat.

Królu Anglii, jeśli tak nie uczynisz, ja poślę wojska i na każdym miejscu Francji zatrzymam Waszych ludzi i zmuszę Was do odwrotu, czy tego chcecie, czy nie. A jeśli nie będziecie posłuszni – wszystkim wam zadam śmierć. Posłał mnie Bóg, Król Niebios, aby wyrzucić Was z terytorium Francji. Jeśli jednak obiecacie posłuszeństwo, obiecuję Wam miłosierdzie.

Nie wierzcie, że posiądziecie królestwo Francji, które przynależy Bogu, Królowi Niebios, Synowi Świętej Maryi. Królem zostanie Karol, prawy dziedzic – on otrzyma królestwo, bo Bóg, Król Nieba, tego zapragnął i objawił to przez Dziewicę. On wkroczy do Paryża z licznym wojskiem.

Jeśli nie wierzycie tym wieściom pochodzącym od Boga i od Dziewicy, pozostańcie tam gdzie jesteście. Przyjdzie atak i wydamy okrzyk wojenny, tak silny, że od tysiąca lat podobnego nie słyszano we Francji – jeśli nie postąpicie według sprawiedliwości. I bądźcie pewni, że Król Nieba da więcej sił Dziewicy niż Wy zdołacie użyć przeciw niej i przeciw jej dobrym żołnierzom. A gdy rozpocznie się bitwa, wtedy się okaże, kto postępuje słusznie w oczach Boga Niebios.

Książę Bedford: Dziewica Was błaga i prosi, abyście nie dopuścili do własnego zatracenia. Jeśli się godzicie, jeszcze możecie towarzyszyć jej do miejsca, w którym Francuzi uczynią dzieła najpiękniejsze na rzecz chrześcijaństwa. Odpowiedzcie więc, w mieście Orlean, jeśli chcecie zawrzeć pokój. W przeciwnym razie, wiedzcie, że wnet sprowadzicie na siebie wielkie nieszczęścia.

Napisane we wtorek Wielkiego Tygodnia

[Tekst listu Św. Joanny d’Arc do króla Anglii i jego dowódców według: P. Marcantel, dz. cyt., ss. 180-181; por. też tekst powyższego dokumentu według przekładu umieszczonego w: N. Benazzi, M. D’Amico, Czarna Księga Inkwizycji – Najsłynniejsze procesy (tłum.: B. Nuzzo), Kraków {Wydawnictwo „M”} 2003, s. 76 ].

Upomnienie skierowane do nieprzyjaciół, prośba o czynienie sprawiedliwości, o podporządkowanie się Bogu, zakończenie okupacji i obietnica rezygnacji z użycia siły – jeśli nieprzyjaciele zrezygnują ze swej zaborczej wojny – jest niewątpliwym wyrazem miłości do wrogów. Joanna d’Arc nie poprzestała jednak na tym. W czasie działań wojennych zakazywała atakować oddziały nieprzyjacielskie, jeśli te dobrowolnie wycofywały się z zajętych terenów, nie dopuszczała też do niegodziwego traktowania jeńców i ciągle zachęcała Anglików do rezygnacji z wojny i wspólnego poszukiwania pokojowego rozwiązania konfliktu. [Por. np.: M. Hérvbel, Gilles de Rais (tłum.: K. Arustowicz), Warszawa {PIW} 1987, s.88. Charakterystyczne dla Świętej Joanny d’Arc pragnienie zwolnienia bez walki dobrowolnie wycofujących się napastników i godziwego traktowania jeńców jest również podkreślane w sztuce filmowej, która – w dzisiejszych czasach – najmocniej chyba przemawia do ogółu (zob. np. Joanna d’Arc, reż. Luc Besson [Francja 1999] i inne filmy poświęcone tematyce naszej Świętej), choć należy pamiętać, że filmy fabularne w swej treści częstokroć (choć nie zawsze) odbiegają od ściśle rozumianej historii.] A przecież pozbawianie wziętych do niewoli nieprzyjaciół wszelkich ludzkich praw było powszechną praktyką w czasach średniowiecza, wówczas przez nikogo zasadniczo niepotępianą i niekwestionowaną.

Powyższe fakty jednoznacznie dowodzą, iż Joanna – Dziewica w realny sposób spełniała Chrystusowy nakaz miłości do nieprzyjaciół, nawet podczas wojny.

Równie piękny przykład miłości do wrogów, realizowanej podczas walki, pozostawia nam wspomniany wyżej Św. Olaf – Król Norwegii. Wygnany z królestwa widzi nadchodzące ze strony obcego władcy rosnące zagrożenie dla Ojczyzny. Zagrożony jest też młody Kościół w królestwie Olafa.

Uwzględniając powyższą sytuację, Król Olaf postanawia powrócić na czele swej armii z wygnania i zbrojnie przywrócić sprawiedliwość w odebranym mu królestwie. Święty przeczuwa grożące niebezpieczeństwo. Przewaga nieprzyjaciół jest wielka. Zagrzewa jednak swe wojsko do walki i wzbudza pragnienie zwycięstwa. Zbliżając się do Stiklestad rycerze Króla Olafa pragną spalić okoliczne dwory jego wrogów. Święty monarcha zakazuje tego aktu zemsty. Jednocześnie wskazuje na to, iż taki postępek obciążyłby sumienie jego żołnierzy. A za nieprawy czyn dokonany wobec wrogów, nawet w czasie wojny sprawiedliwej-obronnej, ludzie będą musieli zdać sprawę wobec Boga – jeśli polegniemy w boju, lepiej nam będzie udać się tam [przed majestat Boga i przed Jego sąd] bez łupów – poucza swych poddanych święty Olaf [O. Müller, Święty Olaf, król Norwegii – Walka o chrześcijańskie państwo (tłum.: K. S. Krawczyk), Warszawa {Verbinum} 2000, s. 86].

Swą miłość do nieprzyjaciół, z którymi za chwilę ma zmierzyć się na polu bitwy, Święty ukazuje jeszcze wyraźniej. Przed bitwą monarcha nakazuje odprawić Mszę Świętą za tych nieprzyjaciół, którzy polegną w zbliżającym się boju. Nie chce bowiem, by ktokolwiek uległ potępieniu. Pragnie, by tak jego poddani, jak i jego wrogowie razem dostąpili zbawienia [Tamże, ss. 86-87].

Myślę, że powyższe przykłady dwojga świętych żołnierzy – Króla Olafa i Joanny d’Arc – są wystarczające, choć na pewno nie są to przykłady jedyne, by stwierdzić, że praktykowanie miłości do nieprzyjaciół jest możliwe nawet podczas aktywnego udziału w wojnie obronnej. Żołnierze-chrześcijanie są zobowiązani do zachowywania wszystkich Bożych przykazań, również Chrystusowego nakazu miłości wobec wrogów. Nie stoi to jednak w sprzeczności z prawem i obowiązkiem obrony przed niesprawiedliwym napastnikiem, choćby obrona ta domagała się użycia siły i broni.

D. Pomsta należy do Pana

W kształtowaniu świętości żołnierza-katolika istotną rolę musi odegrać całkowite przezwyciężenie uczuć popychających każdego chyba człowieka do wymierzenia krzywdzicielowi „należnej odpłaty”. Jakkolwiek uczucia te są całkowicie naturalne i zrozumiałe w kontekście ludzkiej niedoskonałości, to jednak nie mogą być usprawiedliwione ani nawet zaakceptowane w sumieniu żołnierza, pragnącego spełnienia woli Bożej w swym własnym życiu. Gdy pojawiają się myśli osądu, pragnienia wymierzenia odpłaty za wyrządzone zło – miejmy świadomość, że są to myśli mściwe. Jeśli pojawiają się one bez przyzwolenia naszej woli nie stanowią grzechu, można je uznać jedynie za pokusę, która dopiero dobrowolnie przez nas zaakceptowana przerodzi się w grzech.

Jednakże dla ułatwienia przezwyciężenia pokusy myśli mściwych, warto – choćby krótko – rozważyć pouczenie zawarte w Liście do Rzymian:

Umiłowani, nie wymierzajcie sobie sami sprawiedliwości, lecz pozostawcie to pomście [Bożej]. Napisano bowiem: Do Mnie należy pomsta, Ja wymierzę zapłatę – mówi Pan – ale: Jeżeli nieprzyjaciel Twój cierpi głód – nakarm go. Jeżeli pragnie – napój go. Tak bowiem czyniąc węgle żarzące zgromadzisz na jego głowę. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 12, 19-21).

Nawet wówczas, kiedy stajemy w uzasadnionej, wręcz koniecznej obronie unikajmy osądu naszego przeciwnika. Mamy obowiązek bronić siebie i innych. Nie wolno nam jednak potępiać czy życzyć potępienia naszemu nieprzyjacielowi. Wspomniani wyżej Święci żołnierze – Król Olaf i Joanna d’Arc – i tutaj niech będą dla nas przykładem.

Czynienie dobrych uczynków wobec potrzebującego nieprzyjaciela nie może być zakamuflowaną zemstą [W realiach wojny sprawiedliwej może tutaj chodzić o np.: godziwe traktowanie jeńców i należytą troskę o rannych nieprzyjaciół]. Intencją czynienia dobrze przeciwnikowi nie może być wywołanie u niego „psychicznych tortur” – ciągłego i niedającego się ukoić poczucia winy. Zgromadzenie węgli żarzących na jego głowę winno być rozumiane jako wzbudzenie u mego przeciwnika wyrzutów sumienia dla nawrócenia. Jedynie przy takim założeniu można spełnić apostolskie polecenie zwyciężania zła dobrem. W innym bowiem wypadku nie byłoby to zwycięstwem dobra nad złem lecz wyrafinowaną zemstą, która zbezcześciłaby „dobre czyny” wypełniane w złej intencji [Por.: PŚNT t. VI, cz. 1 – List do Rzymian, wstęp przekład z oryginału, komentarz (opr.: K. Romaniuk), Poznań – Warszawa {Pallottinum} 1978, ss. 248-249; K. Romaniuk, A. Jankowski, L. Stachowiak, Komentarz praktyczny do Nowego Testamentu, t. 2, Poznań – Kraków {Pallottinum – Tyniec} 1999, s. 80. Zob. też przekład Ks. Bpa K. Romaniuka wersetu Rz 12, 20 w Biblii Warszawsko-Praskiej (…Postępując w ten sposób będziesz gromadził rozżarzone węgle [skruchy] na głowie twego nieprzyjaciela…)].

2. Wojna sprawiedliwa

Czy może istnieć pojęcie „wojny sprawiedliwej”? Niewątpliwie tak. Tak jak istnieje sprawiedliwa, a nawet konieczna obrona, tak też istnieje wojna sprawiedliwa. Ponieważ jednak sam termin wojna negatywnie kojarzy się w naszych umysłach dziś rezygnujemy z tego określenia. Katechizm Kościoła Katolickiego wprowadza inną nazwę – uprawniona obrona z użyciem siły militarnej [KKK 2309]. Wprawdzie w katechizmie tym nie mamy do czynienia z odrzuceniem pojęcia wojny sprawiedliwej [tamże], ale wprowadzone, nowe określenie (uprawniona obrona z użyciem siły militarnej) jest niewątpliwie szczęśliwsze.

Jak sądzę problem polega tutaj przede wszystkim na tym, by przewrotnym rządcom tego świata, wytrącić z ręki możliwość kłamliwego korzystania z określenia „wojny sprawiedliwej” dla usprawiedliwienia swych zaborczych żądz. Niewątpliwie bowiem każdy władca wszczynający wojny zawsze będzie je nazywał „sprawiedliwymi” i to niezależnie od tego, czym rozpoczęty przez niego konflikt będzie spowodowany.

Wprowadzone przez Katechizm Kościoła Katolickiego określenie uprawniona obrona z użyciem siły militarnej praktycznie ogranicza pojęcie wojny sprawiedliwej tylko i wyłącznie do obrony. Ten bowiem termin – obrona (!) – jest tutaj terminem kluczowym. Oczywiście stwierdzenie „tylko wojna obronna może być wojną sprawiedliwą” jest stwierdzeniem prawdziwym, ale uproszczonym. Z jednej bowiem strony uprawniona obrona z użyciem siły militarnej nie w każdej sytuacji zagrożenia może być zastosowana, lecz tylko w ostateczności. Z drugiej zaś również ta ostateczna sytuacja, sprawiająca, że użycie siły militarnej w danym kontekście jest uprawnione (bądź nawet konieczne), nie musi się wiązać z agresją zewnętrzną na dane państwo. A z taką właśnie sytuacją – przeciwstawienia się zewnętrznemu agresorowi – kojarzy się pojęcie wojny obronnej. W tym miejscu słusznym wydaje się krótkie przedstawienie nauki Kościoła dotyczącej warunków wymaganych do uznania danych działań zbrojnych za obronę uprawnioną.

Nade wszystko należy podkreślić, że konieczny jest całkowity zakaz wojny, oraz koniecznym jest prowadzenie międzynarodowej akcji celem jej uniknięcia [Gaudium et spes, 82]. Ponieważ jednak pomimo starań wielu szlachetnych i świętych ludzi nie udało się z rzeczywistości doczesnej wyplenić tragedii wojny, społeczności nie można pozbawić prawa do zastosowania koniecznej obrony. Byleby władze wpierw wyczerpały wszystkie środki pokojowych rokowań [Tamże, 79]. Słuszną jest bowiem rzeczą zajmowanie się sprawami wojskowymi w celach sprawiedliwej obrony narodów, niegodziwością zaś jest użycie wojska w celu ujarzmienia innych ludów. Również, jeśli dojdzie do wojny, nawet ci, którzy występują w obronie koniecznej, nie są zwolnieni z przestrzegania prawa naturalnego [tamże].

Konieczność przestrzegania naturalnego prawa moralnego pociąga za sobą, w wypadku wszczęcia obronnych działań militarnych (wojny sprawiedliwej – obronnej), zachowanie następujących warunków:
– szkoda wyrządzona narodowi lub wspólnocie narodów przez napastnika musi być długotrwała, poważna i niezaprzeczalna;
– wszystkie pokojowe środki zmierzające do położenia kresu tej szkodzie musiały okazać się nieskuteczne lub nierealne;
– możliwość powodzenia akcji militarnej musi być uzasadniona;
– użycie środków wojskowych nie może pociągnąć za sobą poważniejszego zła i zamętu, niż zło, które należy usunąć (a trzeba tutaj wziąć pod uwagę siłę rażenia współczesnej broni) [KKK 2309].

Ocena, czy wspomniane warunki uprawnionego użycia obrony z zastosowaniem siły militarnej zaistniały, jest obowiązkiem tych, którzy ponoszą odpowiedzialność za dobro wspólne. Podjęty przez nich osąd musi być roztropny i uczciwy [tamże], tym bardziej, iż we wspomnianej sytuacji nie tylko decydują w bardzo poważnej sprawie, dotyczącej częstokroć zdrowia i życia wielu ludzi; ale ponoszą pełną odpowiedzialność za podjętą przez siebie decyzję również wobec samego Boga.

Interesującym problemem jest też udział żołnierza w wojnie. Tak jak sama wojna może być niesprawiedliwą lub sprawiedliwą-obronną, tak też udział w niej żołnierza może być sprawiedliwy bądź niesprawiedliwy. Istotne są motywy, którymi kieruje się żołnierz podejmujący się walki. Udział w wojnie motywowany może być jedynie pragnieniem obrony bliźnich, sprawiedliwości i pokoju.

Człowiek, który odczuwa pragnienie walki dla niej samej, który odczuwa pragnienie mordu i z tej przyczyny przyłącza się do wojsk – nawet tych, które występują w słusznej obronie – nie może być żołnierzem. Nie można bowiem dopuścić do tego, by zbrodnicze instynkty danej osoby znajdowały zaspokojenie w przelewie krwi dokonywanej nawet podczas wojny obronnej. Przykładem żołnierza, który w niegodziwy sposób uczestniczył w wojnie obronnej może być walczący pod dowództwem Św. Joanny d’Arc – Gilles de Rais. Jak się stwierdza, wspomniany rycerz, doznawał zadowolenia z dokonywania zbrodni. Te jednak swe zdrożne upodobania doskonale maskował w czasie wojny, walcząc pod przewodnictwem Świętej. W ferworze walki niepodobieństwem było odróżnić przyszłego zbrodniarza od prawych żołnierzy. Toteż trudno winić Joannę o to, że pośród swych podwładnych nie rozpoznała niegodziwego wojownika [M. Hérvbel, dz. cyt., s.86].

Fakt ten dobrze jest wspomnieć w kontekście naszych rozważań. Ukazuje on nam istotną prawdę. Każdy sam będzie odpowiadał przed Bogiem za swe czyny. Sytuacja wojny, nawet obronnej, nie zwalnia żadnego żołnierza z pełnej odpowiedzialności za swe sumienie. Nie mam prawa kierować się niegodziwymi instynktami, niegodziwymi pragnieniami w walce o sprawiedliwość. W przeciwnym wypadku bezczeszczę cel, o który walczę, a który obiektywnie być może jest dobry, ale me intencje sprawiają, iż podjęta przeze mnie walka staje się niegodziwą.

Osoba, która psychicznie nie potrafi opanować swych krwawych zapędów, lub opanowuje je tylko z największym trudem musi zdać sobie sprawę, że nie jest ona osobą zdrową. Jej zaś zraniona psychika uniemożliwia jej pracę w wojsku. Jeśli pomimo świadomości tej swej ułomności ktoś rozpocznie pracę w wojsku – musi zrozumieć, że sam naraża się na poważniejsze jeszcze zaburzenia, wprowadza siebie samego w sytuacją poważnego zagrożenia grzechem (i to grzechem ciężkim), a co za tym idzie – wprowadza siebie samego w zagrożenie utratą zbawienia. Z tej też przyczyny służbę w wojsku podjąć może tylko osoba zdrowa psychicznie. Podjęcie tej pracy przez osobę o zranionej psychice w sposób uniemożliwiający jej godziwe wypełnianie służby wojskowej – dla niej samej, bądź świadome dopuszczenie takiej osoby do pracy w wojsku – dla osoby decydującej o tym – jest grzechem. Sprawiedliwie uczestniczyć w wojnie sprawiedliwej może tylko żołnierz, którego motywacja jest jasna i godziwa – pragnienie obrony bliźnich i sprawiedliwości. Wszelkie upodobanie w zadawaniu śmierci dyskwalifikuje jakiegokolwiek żołnierza. Toteż każdy żołnierz, a zwłaszcza żołnierz-katolik ma obowiązek czuwać nad stanem swego zdrowia psychicznego (zresztą nie tylko psychicznego), a odkrywszy u siebie jakiekolwiek zaburzenia, które mogą przecież pojawić się wskutek uczestniczenia w wojnie (np. poprzez samą obserwację okrucieństw okupantów) winien być zawsze gotowy poddać się koniecznym badaniom i podporządkować poleceniom osób odpowiedzialnych za jego zdrowie, psychikę i stan duchowy [Również w tym kontekście widoczna jest konieczność zatrudnienia w wojsku lekarzy, psychologów i kapelanów]. Jeśli nie dostosuje się do ich poleceń sam poniesie winę za ewentualną swą chorobę i ewentualne swe zbrodnie.

3. Ocena odmowy służby wojskowej z przyczyn religijnych

Kończąc te rozważania pragnę przedstawić moje własne przemyślenia, bez odwołania się do jakichkolwiek źródeł, czy autorytetów. Pragnę podzielić się z Drogimi Czytelnikami moimi osobistymi poglądami na temat ewentualnej odmowy wypełnienia obowiązku służby wojskowej z przyczyn religijnych. Jednocześnie już na samym początku wypada zaznaczyć, że te moje przemyślenia są przemyśleniami katolika. A zatem przedstawiona przeze mnie poniżej argumentacja w sposób szczególny dotyczyć będzie katolików. Być może zgodzą się z nią prawosławni – chrześcijanie z doktrynalnego punktu widzenia najbliżsi katolicyzmowi. Również inne gałęzie chrześcijaństwa, które ustanowiły swe ordynariaty wojskowe być może zaakceptują moje przemyślenia. Tak czy inaczej to, co poniżej pragnę zaprezentować to moje osobiste poglądy, poglądy katolickiego duchownego.

Wydaje mi się, że osoba mocno przywiązana do Kościoła, uważająca się za szczerego katolika i podlegająca obowiązkowi służby wojskowej nie powinna odmawiać wypełnienia tej swej powinności z przyczyn religijnych. Jeśli bowiem twierdzi, że „uczucia religijne zabraniają jej służby, czy pracy w wojsku” – praktycznie rzecz biorąc przeciwstawia się nauce Kościoła. Ten bowiem jednoznacznie naucza, iż służba w wojsku nie jest grzechem, a posługiwanie żołnierzy dla obrony ludności i pokoju należy uznać za chwalebne. Jeśli więc, twierdząc, że jestem katolikiem, sprzeciwiam się nauce katolicyzmu – to czyż życie moje nie jest świadectwem absurdu? Nie wolno mi osądzać nauki Kościoła, lecz moje własne życie mam według niej kształtować. Skoro Kościół nie tylko pozwala na spełnianie posługi żołnierza, ale też swych duchownych posyła by strzegli życia religijnego posługę tę spełniających i nie uznaje za profanację kapłaństwa występowania diakonów, kapłanów i biskupów w mundurach wojskowych, skoro pozwala przyjmować prezbiterom stopnie oficerskie, a biskupom generalskie, zaś tych żołnierzy (w tym również kapelanów wojskowych), którzy godziwie spełnili swe posługiwanie nie boi się wynosić na ołtarze jako świętych i błogosławionych to czyż me „uczucia religijne zabraniające służby wojskowej” mogą być uznane za uczucia szczerego katolika? – Nie sądzę!

Nawet jeśli nie zaprzeczałbym słowem nauce Kościoła i nie osądzał innych, służących w wojsku, lecz tylko osobiście odmawiał podjęcia się tej służby z przyczyn wyznawanej przeze mnie religii – w mym praktycznym postępowaniu zaprzeczam doktrynie wiary. Tak więc, jakkolwiek by na to patrzeć, odmowa służby wojskowej dokonana z „przyczyn religijnych” przez katolika wydaje się być absurdem. Katolik bowiem jest katolikiem poprzez to, że przyjmuje doktrynę głoszoną przez Kościół katolicki. A zatem jednoznacznie można stwierdzić, że: nam, katolikom, wiara nie zabrania służby wojskowej, a posiadając wzór wielu świętych i błogosławionych żołnierzy wiemy, że właściwie spełnione posługiwanie w Siłach Zbrojnych może nas nawet doprowadzić do świętości.

Pojawia się jednak inny problem – czy katolik może odmówić służby wojskowej z przyczyn psychologicznych? Uważam, że tak. Niech jednak będzie na tyle odważny, by nie zasłaniać się powodami religijnymi. Poddany odpowiednim badaniom niech zastosuje się do oceny badającego go psychologa.

Cóż zrobić, jeśli osobiste przeżycie mej religijności, poważnie utrudnia mi akceptację połączenia tego, iż jestem katolikiem z odbyciem służby wojskowej? – Jeśli problem ten jest psychologiczny, powinienem (jak zaznaczyłem to wyżej) dostosować się do oceny psychologa. Może się bowiem zdarzyć, że obserwując u siebie skłonności do szczególnej agresji, boję się, że służba wojskowa je rozbudzi, że nawet samo dotknięcie broni w sposób ujemny wpłynie na stan mego ducha – doprowadzi mnie do grzechu. Jest to jednak słabość psychiki, a nie przyczyna wypływająca w sposób bezpośredni z poglądów religijnych.

Jeśli jednak moje „osobiste przeżycie mej religijności” tylko i wyłącznie z przyczyn religijnych, doktrynalnych, zabrania mi podjęcia służby w Siłach Zbrojnych, to z całą pewnością moje pojęcia religijne, moja duchowość jest błędnie ukształtowana. Sprzeciwia się bowiem oficjalnej nauce Kościoła. W tym zaś, co dotyczy prowadzenia ludzi do świętości, do prawidłowego poznania Boga, do zbawienia – Kościół mylić się nie może, mając poprzez obietnicę Jezusa Chrystusa zapewnioną szczególną asystencję Boga. Jeśli więc moje stanowisko w tej dziedzinie jest błędne, znaczy to, że ja je muszę przepracować, że ja muszę podporządkować się oficjalnej nauce Kościoła katolickiego. Nie Kościół ma dostosować swą doktrynę do mych poglądów, tylko ja mam ukształtować swe życie według oficjalnej nauki katolicyzmu. A zatem w tej sytuacji nie powinienem odmawiać służby wojskowej, lecz – co najwyżej – przedyskutować mój problem z kapelanami wojskowymi, zaakceptować katolicką doktrynę i wzorowo wypełnić swój obowiązek.

Ks. dr Jan Bernard Bocian SVD (janbocian@op.pl)

Autor tekstu: Aleksander Slabik
Wojna i wiara w tradycji chrześcijańskiej

Właściwie od samego „wybuchu światowej kariery" chrześcijaństwa jest ono bardziej lub mniej ściśle powiązane z wojną i krwią. Mówiąc o „wybuchu kariery" mam na myśli tzw. edykt mediolański z 313 roku, w którym cesarz Konstantyn I Wielki nadał chrześcijanom swobodę wyznania. Przyczyną dla której cesarz zdecydował się na taki krok był… sen. Otóż legenda głosi, że przed bitwą przy moście Mulwijskim, w której ostatecznie pokonał swojego konkurenta do tronu Maksencjusza, cesarzowi przyśnił się płonący krzyż i słowa „in hoc signo vinces" co znaczy dosłownie „pod tym znakiem zwyciężysz". Według innej wersji legendy krzyż i słowa zobaczył Konstantyn na niebie przed samą bitwą. Abstrahując od tego, w jaki sposób i gdzie wielki cesarz zobaczył ten znak, widzimy ścisły związek między chrześcijaństwem, władzą i wojną.

Począwszy od czasów Konstantyna większa część historii chrześcijaństwa jest historią wojen. Już św. Augustyn, jeden z ojców Kościoła, uważał że wojna jest naturalnym, pełnoprawnym porządkiem rzeczy. Kiedy w 395 roku został biskupem Hippony (Afryka) twierdził, że wojna jest środkiem, przez który Bóg osiąga swój cel — nawrócenie pogan. Kiedy w 410 roku Rzym został zdobyty przez Wizygotów pod wodzą Alaryka, Augustyn napisał największe swoje dzieło - „O Państwie Bożym". Traktuje w nim wojnę jako coś normalnego i oczywistego. Każdy musi umrzeć — pisze — zatem to co jest złego w wojnie to nie jest zabijanie, lecz żądza dominacji. Czyż to nie było jawne pogwałcenie piątego przykazania? Jednakże jak można było polemizować z człowiekiem, którego doktryna (do czasu soboru trydenckiego) była oficjalną nauką Kościoła Katolickiego? Chrześcijanie poszli na wojnę nawracać pogan ogniem i mieczem.

Święta wojna
W III wieku ogień, którym Persowie czcili zoroastryjskich królów stał się najwyższym bóstwem na terenie Azji Mniejszej znajdujących się pod władaniem Rzymu. Cesarze przegrywali kolejne bitwy, a jeden z nich — Walerian — dostał się w roku 260 do niewoli. W około sto lat później cesarz Julian Apostata, ostatni poganin na rzymskim tronie, został pokonany i zabity przez perskiego króla Szapura II z dynastii Sasanidów. Persja stała się ogromnym imperium, jednak jej granice nie dochodziły do Morza Śródziemnego. Do czasu.

W roku 614 armie perskie pod wodzą króla Chosroesa podbiły Syrię. Do armii perskiej podczas jej pochodu przyłączali się Żydzi pragnący zemsty na chrześcijanach. Palono klasztory, niszczono kościoły a w samej Jerozolimie dokonano jednej z największych masakr w historii. Nie oszczędzano nikogo, mężczyzn, kobiet, dzieci, duchownych. Persowie zrabowali też najświętszą relikwię miasta — drzewo krzyża na którym umarł Chrystus. Zostało ono wysłane na dwór Chosroesa jako prezent dla jego żony, chrześcijanki. Jakby tego było mało, Persowie zdobyli Egipt odcinając Konstantynopol od dostaw zboża. Zasiadający na tronie cesarz Herakliusz został upokorzony, w roku 620 zaczął czynić przygotowania do wojny. Problemem była armia — pobita, wyczerpana i zdemoralizowana, cesarz musiał ją zorganizować na nowo prawie od podstaw. Do tego potrzebne były pieniądze, których w kasie brakowało. Pomocną dłoń wyciągnął do cesarza patriarcha Sergiusz, który nakazał by wszystko co miało wartość a nie służyło bezpośrednio do sprawowania liturgii zostało przekazane na poczet prowadzenia wojny. Kościół po raz kolejny stanął po stronie wojny. Cesarz jednak zdawał sobie sprawę, że armia perska była liczniejsza i lepiej wyszkolona od jego własnych wojsk. Wpadł na pomysł, by żołnierze walczyli w imię Boga, pragnąc wyzwolić w nich ducha walki stokroć mocniejszego od tego, którego można kupić za pieniądze. Ogłosił pierwszą w historii świętą wojnę, o wiele wcześniej niż Mahomet wspomniał o dżihadzie. Jakże często dzisiaj o tym zapominamy kojarząc koncepcję świętej wojny wyłącznie z islamem. Ostatecznie Herakliusz zatriumfował nad zoroastryjską Persją, a w roku 630 cesarz wszedł do Jerozolimy jako pielgrzym, pieszo, przynosząc ze sobą najświętszą relikwię.

protestantyzm=bogactwo
To nie tak łatwo, ale zasady, jakimi się protestanci kierują, sprzyjaja w bogaceniu się.

No więc właśnie: skoro przewagę Bawarii można tłumaczyć względami pozareligijnymi, to przewagę innych regionów/krajów też by było pewnie można.
Ja tam znam dużo ewangelików (większość mojej rodziny ze strony ojca jest takich) i to są dokładnie tacy sami ludzie jak katolicy. Choć może protestanci-Polacy (sorki Ripo- i tacy istnieją) to nie to samo, co protestanci żyjący "wśród swoich".
jak czytam te katolickie bzdury o bełkotliwym charakterze (można znaleźć sporo tego powyżej), to chciałbym wysyłać na gilotynę, podobnie jak LtG, tyle tylko, że katolików, taki to już ze mnie bigota. Wynika to zapewne z tego, że w przeciwieństwie do większości katolików, znam przynajmniej choć trochę tę doktrynologię i dogmatykę Kościoła, który rości sobie (wcale bezpodstawnie zresztą) prawo do dyktowania chrześcijańskiej mody i wszystkiego, co za tym następuje (to oczywiście przedstawione jest w dużym uproszczeniu). Niemniej jednak specyfika naszego kraju polega na tym, że horyzont chrześcijański większości tzw. wierzących nie wychyla się poza regionalną, wiejską parafię. Jeden z drugim, tylko dlatego, że w Polsce większość to katolicy (mierni raczej zresztą), to mają prawo pierdolić o pierwszeństwie biskupa Rzymu jako czymś oczywistym , wrzucając do wora sekt wyznania chrześcijańskie, które swoją tradycją odwołują się nawet do czasów wyprzedzających te, gdzie odziany w najdroższe szaty, każący całować swoją biżuterię fanatyk decyduje o tym, co Bóg chce, a czego nie, czyli - do tradycji Kościoła pierwotnego np. (I-III w.).

wkleję cytat z innego forum, który kiedyś zapisałem na kompie, bo zrobił na mnie wrażenie:


"Wielebny Rierenberg donosi, że w Aragonii żyła szlachetna i piękna
dziewczyna imieniem Aleksandra, którą mocno pokochali dwaj młodzieńcy. Pewnego dnia, powodowani zazdrością jaką każdy z nich żywił wobec drugiego, zaczęli walczyć i obaj się pozabijali. Ich rodzice tak się z tego powodu rzogniewali na młodą dziewczynę, sprawczynię tych nieszczęść, że zabili ją, odcięli jej głowę i wrzucili ją do studni. Kilka dni później przechodził tamtędy św. Dominik, który zainspirowany zbliżył się do studni i zawołał:

"Aleksandro, chodź tutaj". Głowa zmarłej natychmiast osiadła na skraju
studni, i błagała św. Dominika, by wysłuchał jej spowiedzi. Po wysłuchaniu [spowiedzi], święty udzielił jej komunii w obecności wielkiego tłumu ludzi, a następnie nakazał jej, by powiedziała, dlaczego otrzymała tak wielką łaskę."

Odpowiedziała, ze chociaż była w stanie grzechu śmiertelnego kiedy jej
ucięto głowę, mimo to, ponieważ miała zwyczaj odmawiać święty różaniec, Dziewica zachowała jej życie. Głowa dziewczyny, pełna życia, pozostała na skraju studni przez dwa dni przed oczami wielu ludzi, a następnie dusza poszła do czyśćca. Lecz piętnaście dni później dusza Aleksandry pojawiła się św. Dominikowi, jasna i piękna niczym gwiazda, i powiedziała mu, że jednym z najpewniejszych środków uwolnienia dusz z czyśćca jest odmawianie różańca w ich intencji.

Alfons de Liguori, Glories of Mary (Chwały Marii) rozdz. 8, par. 2

Na szerokiej drodze znajdziesz takich opowieści wiele. Jakbyś kiedyś zapragnęła wejść na wąską, polecam nauki tych, którzy mogli prawdziwie napisać:

Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale /nauczaliśmy/ jako naoczni świadkowie Jego wielkości.
(2 Ptr 1:16)


pozdrawiam świątecznie inkwizytorów

No więc właśnie: skoro przewagę Bawarii można tłumaczyć względami pozareligijnymi, to przewagę innych regionów/krajów też by było pewnie można.
Przewage tłumaczymy w wielu płaszczyznach, tak się złożyło, że najlepiej się rozwijała część protestancka(tutaj nam wchodzi podejscie tych wyznan do ekonomii i mentalność mieszkańców), ale na to mogły się inne dogodne aspekty nałożyc, np. surowce.
Natomiast przewaga Bawarii jest widoczna dopiero, gdy znajduje się w strefie wpływów USA.

Kościoła, który rości sobie (wcale bezpodstawnie zresztą) prawo do dyktowania chrześcijańskiej mody i wszystkiego, co za tym następuje

Co proponujesz zamiast tego? Pięcioprzymiotnikowe wybory obejmujące wszystkich wiernych z całego świata? Delegatury uprzywilejowanych z podwórkowych kółek różańcowych? Kościół, wedle własnej doktryny, ma wyłączność (jakżeby zresztą inaczej) na interpretację prawd wiary. Laikatowi won od ważnych decyzji.
Kościół Katolicki opiera sie na hierarchii czy to sie komuś podoba czy nie. I to jest dobre.

Wracając do głównego wątku, ludzie ginęli Za Boga i Ojczyznę nawet się nad tym nie zastanawiając, była taka potrzeba to tak robili i nie było w tym nic dziwnego. To była( jest) bez porównania inna mentalność od dzisiejszej zlewaczałej gdzie ludzi w nic nie wierzą oprócz Mamony. Każdy z was umrze, pytanie czy zdechnie jak pies czy odejdzie jak człowiek, bo dla wielu ludzi było normalną sprawą że nie ma innej opcji jak bić się za to wcosię wierzy i oddać za to życie tak jak Pan nasz Jezus Chrystus który został ukrzyżowany za nas i za to w co wierzył.
"Wojna to brzydka rzecz, ale nie najbrzydsza z możliwych. Zdegenerowane i zepsute uczucie honoru i patriotyzmu jest dużo gorsze. Mężczyzna który nie wierzy w nic za co byłby gotów walczyć, nic co jest mu droższe od własnego życia jest marnym robakiem który nie miałby szansy na wolność, gdyby nie była ona okupiona poświęceniem i krwią lepszych od siebie mężczyzn."

KSIĄDZ IGNACY JAN SKORUPKA
Za Boga i Ojczyznę!

Modlił się.
Piękna jest jego wierszowana modlitwa
"Non nobis, Domine...:
Na czas niedowiarstwa chcę mieć
wiarę głęboką i gorącą...
Na czas rozwiązłości i rozpasania
- chcę być czystym i niewinnym.
W czasie biedy i nędzy
- chcę być jałmużnikiem,
chcę być biedny i służyć ludziom,
dla ludzi żyć, aby trafić do Boga".

Ten wrażliwy człowiek musiał przeżyć jakąś wewnętrzną rozterkę.W lipcu 1919 r. ksiądz Skorupka otrzymał nominację na notariusza i archiwistę w Kurii Warszawskiej,
z zamieszkaniem w tzw. Ognisku Rodziny Mariina Pradze przy Zamojskiego 30,
i funkcję kapelana zakładu dla dzieci oraz obowiązki prefekta szkoły kolejowej
przy Wspólnej 24i Szkoły Łabkowskiego.

Okazało się, że to było pasją księdza prefekta.Mówił do młodzieży z młodzieńczym zapałem,
porywał ją.Dlatego miał ogromny wpływ na młodzież, a młodzież przywróciła mu radość.

Nadciągały jednak chmury ze Wschodu.Widmo straszliwej wojny zbliżało się nieuchronnie:
Dzierżyński, Marchlewski, Próchniak i Tuchaczewski w odezwie do Armii Czerwonej pisali:
"Towarzysze! Runął Bóg, ten największy ciemiężca proletariatu. Legli nasi wrogowie.
Wy teraz wolni, ale oto tam, na Zachodzie ciemiężona i krępowana brać Wasza ręce ku nam wyciąga...Po trupie Polski wiedzie droga do światowej rewolucji.Idźcie i we krwi zmiażdżonej armii polskiej utopcie zbrodnicze rządy Polaków.Na Wilno, Mińsk i Warszawę - marsz Towarzysze!" (Czyż to nie była wojna z Bogiem oraz Polakami czerwonej zarazy ?)

Ci sami pisali do proletariatów Europy:"Towarzysze, już pochwyćcie władzę
w swoje ręce i wyjdźcie na spotkanie Czerwonej Armii Wyzwoleńczej!"

W lipcu ksiądz Skorupka prosił kardynała Kakowskiego o pozwolenie na wstąpienie do wojska."Jesteś bracie 41, który o to prosi.Nie jesteś tam potrzebny".

Zwrócił się więc do biskupa polowego Stanisława Galla i ten mianował go lotnym
kapelanem garnizonu na Pradze.Został przydzielony do 236 Pułku Ochotników.Wymarsz na front przesunięto na 13 sierpnia.W wigilię wymarszu księdza prefekt byl u spowiedzi u Ojców Kapucynów na Miodowej.

W dzień swoich imienin31 lipca mówił kazanie:"Nie martwcie się!Bóg ... ześle nam człowieka
takiego jak Kordecki, jak Joanna d'Arc. Człowiek ten stanie na czele armii,
doda odwagi i nastąpi zwycięstwo.Bliskim jest ten dzieci.
Nie minie 15 sierpnia,dzień Matki Boskiej Zielnej, a wróg będzie pobity".

Od 6 do 15 sierpnia Warszawa modliła się, prosząc o cud!
Księża udzielili wszystkim rozgrzeszenia generalnego.Procesyjnie wyniesiono na plac Zamkowy relikwie św. Andrzeja Bobolii był. Władysława z Gielniowa. Huk armat spod Radzymina mieszał się z modlitwą. "Święty Boże, Święty mocny,Święty a nieśmiertelny...
Od powietrza, głodu, ognia i wojny!Zachowaj nas, Panie!"

Nie sposób tu wspominać wszystkich wydarzeń z bitwy o Warszawę.Odsyłam do większych opracowań,ale to był naprawdę "Cud nad Wisłą".

Co musiał przeżyć tej nocy z 14 na 15 sierpnia ksiądz Skorupka?
Tak kochał warszawską młodzież.Teraz prowadził ją na śmierć!
Wielu z nich po raz pierwszy miało w ręku karabin.Na czele batalionu stał por. Słowikowski.
Z ochotnikami ruszył w tylarierze ksiądz Skorupka w komży, fioletowej stule, z krzyżem w ręku.A widząc zamieszanie wśród młodzieży,bo stracili orientację i nie wiedzieli
nawet do kogo strzelać, zerwał się ksiądz Skorupka i jakby wyrósł ponad wszystkich,
a jego głos przygłuszył chaos bitwy. Za Boga i Ojczyznę! - krzyknął.
Porucznik Słowikowski zauważył
jakby ksiądz się potknął, ale właściwego momentu jego śmierci nikt nie zauważył.
Dopiero potem wspominał płk Dobrowolski:
"Obchodziłem pobojowisko po odrzuceniu bolszewików.Zobaczyłem na ściernisku przy miedzy, między trupami leżącego księdza,
twarzą do ziemi, krzyż trzymał w ręku. Miał roztrzaskaną czaszkę.
Czterech żołnierzy położyło ciało księdza na płaszczu
i zaniosło do wsi". Ciało przewieziono do szpitala Ujazdowskiego.

W testamencie pisał:
"Dług za szkołę spłacam swym życiem. Za wpojoną mi miłość do Ojczyzny
- płacę miłością serca... Proszę mnie pochować w albie i stule..."
Zegarek, buty i marki skradziono mu po bitwie.17 sierpnia do katedry polowej
przy ul. Długiej przyszła cała Warszawa.Kazanie głosił ksiądz kanonik Antoni Szlagowski
(później biskup i rektor UW).Obok trumny księdza Skorupki
staly jeszcze dwie: kapitana Downar-Zapolskiego
i podchorążego Józefa Lechowicza.
Generał Haller odczytał rozkaz Naczelnego Wodza: "Księdza Skorupkę i kapitana Zapolskiego odznaczam pośmiertnie
Krzyżem Virtuti Militari V klasy. Nad grobem śp. ks. Ignacege Skorupki
żołnierze oddali salwę honorową, a tysięczne rzesze modliły się za bohaterów.
Krzyż, stuła i order księdza Skorupki są w Muzeum Wojska Polskiego.
Łódź pierwsza wystawiła pomnik swemu prefektowi w 1930 r.
Potem rodacy w Nowym Jorku i w Warszawie na Powązkach.
W Ossowie w miejscu śmierci stoi krzyż i obelisk.

Księże Ignacy, patrz!
Europa zapomniała, kto ją osłonił
przed bolszewicką zarazą.
W Polsce władzę oddali
spadkobiercom idei Tuchaczewskiego,
Dzierżyńskiego i Lenina.

Kościół powinien opierać się na Piśmie Świętym. Nie wiem gdzie tam jest napisane "wyrusz w podróż przez świat i zapierdol każdego bez krzyża na piersi".

Nie odmówię nigdy katolikom ludzkich odruchów "wara od mojej ziemi". Ale z tego co wiem to agresja o charakterze terytorialnym państw katolickich miała dużo większą częstotliwość niż plemion pogańskich.


Nie odmówię nigdy katolikom ludzkich odruchów "wara od mojej ziemi". Ale z tego co wiem to agresja o charakterze terytorialnym państw katolickich miała dużo większą częstotliwość niż plemion pogańskich.

Jesli chcesz pisac mature z historii, to zdecydowanie odradzam.


Kościół powinien opierać się na Piśmie Świętym. Następny Luter który wie na czym powinien się opierać kościół.

za to w co wierzył.
On nie wierzył, on wiedział, a uwierzyć miała reszta.

Krzyzowcy i konkwistadorzy byli lewakami? Bo w centrum ich zainteresowan mamona byla jak najbardziej. Ot dziecko Goebbelsa Za dużo się naczytałeś politycznie poprawnej propagandy.


Krzyzowcy i konkwistadorzy byli lewakami? Bo w centrum ich zainteresowan mamona byla jak najbardziej. Ot dziecko Goebbelsa Za dużo się naczytałeś politycznie poprawnej propagandy.
Sek w tym ze propagandy robiacej z krzyzowcow szlachetnych wojownikow Pana naczytales sie ty. Jedno mnie zastanawia- rozumiem wierzyc w propagande wspolczesna sobie, gdy jeszcze nie wiadomo do konca jak to wszystko sie odbywa na prawde i kto ma racje.
Ale nijak pojac nie moge, jak mozna dac sie robic w chuja propagandzie sprzed prawie 800 lat?
No nie Ripcio, do takich wniosków, to można dojść po zapoznaniu się z samym przebiegiem krucjat, oraz skutkami.
Jak wytłumaczysz, że tzw. krucjata dziecięca skończyła sie sprzedaniem dzieciaków(część zmarła z głodu w trasie) w niewole muslimom?

Jak wytłumaczysz, że tzw. krucjata dziecięca skończyła sie sprzedaniem dzieciaków(część zmarła z głodu w trasie) w niewole muslimom? W tej kwestii nie ma żadnych pewników ani dowodów, wszystko jest oparte na niepewnych informacjach i krążą różne wersje co do losów owego przedsięwzięcia zwanego krucjatą. Jeśli by nawet część dzieci została sprzedana muslimom to nie uczynili tego Krzyżowcy jeno kupcy i to zapewne żydłaki.

Jeśli by nawet część dzieci została sprzedana muslimom to nie uczynili tego Krzyżowcy jeno kupcy i to zapewne żydłaki.
Włoscy
edit:
sorry jeblem sie

Ale nijak pojac nie moge, jak mozna dac sie robic w chuja propagandzie sprzed prawie 800 lat? Ty po prostu nie znasz mentalności tamtych ludzi ani ludzi gębko wierzących ani nawet ludzi honoru. Dla tego nie możesz pojąc rzeczy oczywistych.

[ Dodano: |25 Gru 2008|, 2008 12:19 ]

bo jak pokazuja wydarzenia- gore wziely interesy. Jest takie powiedzenie. Nie samym chlebem człowiek żyje. Parafrazując to Krzyżowcy tez musieli prócz modlitwy z czegoś żyć. Jedno z drugim sie nie kłóci, natomiast nadawanie Krucjatom wymiaru materialnego mija sie z ideą Krucjat bo owi Rycerze Chrystusa nie poszli tam po złoto.

przeciez nikt nie zaprzecza ze krzyzowcy w Boga wierzyli tylko zaprzecza sie temu ze w ziemi swietej byli tylko ze wzgledu na wiare- bo jak pokazuja wydarzenia- gore wziely interesy.
Oczywiscie, przecież jedną z korzysci udziału w krucjacie było odpuszczenie grzechów.

Jasne, że musimy brać poprawkę na mentalność, pamiętajmy, że w średniowieczu każdy z tych rycerzy po prostu wierzył, bo nie znali innego wytłumaczenia, nie zmienia to jednak faktu, że genezą krucjat była walka o kase.

owi Rycerze Chrystusa nie poszli tam po złoto.
A po co?

Hallo hallo, Ziemia Święta w rękach muslimów jest od 640 r. i przez nastepne 460 lat nie było potrzeby krucjat... aż tu w koncu sytuacja społeczno-ekonomiczna... czyli to, o czym juz nie raz było tu napisane, niestety, poszli tam po złoto.

[ Dodano: |25 Gru 2008|, 2008 12:43 ]

niestety, poszli tam po złoto. Poszli tam bić się o ziemię świętą. I ziemia święta została odzyskana z rąk bluźnierców. Krzyżowcy nie ginęli za złoto tego świata, wielu z nich szło na pewną śmierć i biło się do końca za to w co wierzyli. Tak nie postępują ludzie liczący pieniądze i złoto, bo na cóż im ono by było po śmieci. Na tamten świat zabieramy tylko swoje dusze i to co one sobą reprezentują, nie przemyci ze sobą nikt ani grama złota. Wielu ludzi do dzisiaj ciężko znosi że ziemie świętą kalają bluźniercy i tam sie panoszą oraz ci którzy wydali Syna Bożego na męczeńską śmierć

Rycerze Chrystusa nie poszli tam po złoto.
Orwell tez nie jechal do Hiszpanii po zloto.Kozak z niego,co?

Poszli tam bić się o ziemię świętą.
Ziemia = złoto, szczegolnie ziemia, przez którą przechodzi szlak handlowy, już napisałem, że jednym ze skutkow wypraw krzyżowych było to, że Grecy, Żydzi i Arabowie zostali wyparci z handlu na rzecz Włochów z Wenecji, Genui itp.


Ziemia = złoto, szczegolnie ziemia, przez którą przechodzi szlak handlowy, już napisałem, że jednym ze skutkow wypraw krzyżowych było to, że Grecy, Żydzi i Arabowie zostali wyparci z handlu na rzecz Włochów z Wenecji, Genui itp. To nie ty napisałeś. Ty tylko powtarzasz jak papuga anty chrześcijańskie rewelacje za wszelką cenę obdzierające z mistyki wiarę ludzi którzy właśnie za to ginęli. Ty i tobie podobni po prostu sobie nie wyobrażacie że może być inaczej , a ludzie są zdolni do poświeceń nie tylko dla pieniędzy czy złota. Wam sie to po prostu w głowach nie mieści, sami jesteście biedni duchem i chcecie wszystkich z bogactwa dyszy obedrzeć by ich zrównać do swojego poziomu.

Wam sie to po prostu w głowach nie mieści, sami jesteście biedni duchem i chcecie wszystkich z bogactwa dyszy obedrzeć by ich zrównać do swojego poziomu.
Moja wina ze IV krucjata spladrowala Bizancjum i zaatakowala Wegry, w czasie innych przywodcy rywalizowali miedzy soba o jak najlepsza ziemie i bezlitosnie lupili wszystkich nie popuszczajac chrzescijanom wschodnim, ze wcale nie uwalniali ziemi od "bluzniercow" tylko za cene sojuszu i grubej wyplaty w zlocie pozwalali "bluznierca" na dalsze rzady, ze po napchaniu sakiewki wracali do Europy, ze po przemarszu po chrzescijanskich ziemiach zostawiali za soba zgliszcza, ze prowadzili rabunkowa gospodarke gnebiac miejscowa ludnosc (czesto chrzescijan) itd.? Ty do mnie masz pretensje? Sami sie sprowadzili do takiego poziomu wlasnie tak postepujac.

A ze ty zamiast sie oprzec na faktach wierzysz w patetyczne eleboraty o rycerzach chrystusa, nie patrzac na to co robiono to juz twoj problem.

Moja wina ze IV krucjata spladrowala Bizancjum i zaatakowala Wegry, Na ten temat już kiedyś napisałem wiec się nie będę powtarzał. Poszukaj sobie.

To nie ty napisałeś. Ty tylko powtarzasz jak papuga
W czyimś oku widzisz drzazge, a w swoim belki nie dostrzegasz.


Dlaczego czekali na to 460 lat?

Już od starożytności Ziemia Święta stanowiła cel licznych pielgrzymek. Nawet zajęcie tych terenów przez Arabów w roku 638 nie spowodowało większej przeszkody w dalszy ich kontynuowaniu. Jednak w latach siedemdziesiątych XI w. sytuacja uległa radykalnej zmianie. Mianowicie Palestyna dostała się w ręce Turków Seldżuków, uchodzących za fanatycznych wyznawców islamu. Rozpoczęli oni represyjną politykę wobec miejscowych chrześcijan, a pielgrzymom wędrującym do miejsc świętych czyniono coraz większe trudności. Z drugiej strony należy sobie uświadomić fakt wzmożenia się ruchu pątniczego do Palestyny w okresie rozpoczynających się reform gregoriańskich. Źródła z tych lat odnotowują grupy wędrujących chrześcijan przekraczające czasami liczbę 10 tysięcy osób. Biorąc pod uwagę zarówno populację w ówczesnej Europie, jak i daleką a tak samo uciążliwą drogę, odnotowanie takich pielgrzymek jest faktem wiele mówiącym. Wiadomości więc o trudnościach czynionych pielgrzymom rozeszły się po całym świecie chrześcijańskim wzniecając oburzenie.

Podbojami Turków zostało realnie zagrożone przede wszystkim Bizancjum. Zwycięskie oddziały wyznawców islamu opanowały nawet Niceę i wybrzeża morza Marmara, a tym samym znalazły się w bliskiej odległości od stolicy Cesarstwa Wschodniego. Na skutek tego cesarz bizantyjski Aleksy I Komnen w roku 1094 skierował do papieża Urbana II wezwanie o pomoc.

Wszystko to, co zostało tu naszkicowane, wpłynęło na ukształtowanie się atmosfery sprzyjającej dążeniu do wyzwolenia Grobu Chrystusowego i w ogóle Ziemi Świętej. Ponadto te idee wśród mas szerzyli kaznodzieje wędrowni. Mówiono między innymi o wojnie świętej, którą początkowo rozumiano jako obronę pokoju Bożego wprowadzonego przez reformy kluniackie. Później przez to zaczęto rozumieć walkę z wrogami chrześcijaństwa. Równocześnie temu wszystkiemu sprzyjały pewne czynniki zewnętrzne. Do nich można zaliczyć sytuację rycerstwa zachodniej Europy szukającego dla swoich potomków nowych lenn. Ponadto rycerstwo europejskie odniosło pewne sukcesy militarne w potyczkach z muzułmanami (np. Hiszpania, zdobycze Wenecji, Pizy i Genui), a tym samym zdobyto "nowe doświadczenia" w walkach ze światem niechrześcijańskim.

Już od starożytności Ziemia Święta stanowiła cel licznych pielgrzymek. Nawet zajęcie tych terenów przez Arabów w roku 638 nie spowodowało większej przeszkody w dalszy ich kontynuowaniu.
No własnie, nie chodziło o to, że ziemia ta jest w rękach muslimów, kalają ją oni swoimi brudnymi stopami i ruchają na niej kozy.




Do pogan (neopogan?) mam uraz po tym, ile widziałem wśród nich miernot intelektualnych. Na szafot.

Z innowiercami różnie może być, ale po dzisiejszych muslimach i hindusach wiele bym się nie spodziewał. Protestantów wrzuca się do worka z heretykami i resztą sekt. Pewnie na umiarkowaną tolerancję załapali by się prawosławni i jakaś część anglikanów. Reszta pod gilotynę.

I nie ma czegoś takiego jak "fanatyk religijny".


co za łatwość szafowania wyroków.łał. cóż się kryje za tą płytkością?
ja głupich katolików widziałam bardzo, bardzo dużo. mimo to, że mi ich szkoda, nie mam urazu i nie wysyłałabym ich na szafot.

ja głupich katolików widziałam bardzo Nie ma takiego czegoś jak głupi katolicy ! Są głupi ludzie i reszta bandy. Był czas to trzeba było ciąć dniami i nocami plugastwo które pełzało po ziemi oraz palić stosy dniami i nocami by zło obrócić w popiół. Zbyt litościwe katolickie serce okazane robactwu dzisiaj wydaje swoje chore zepsute owoce.
dużo w tym nienawiści. ale czy katolickiej?

Nie ma takiego czegoś jak głupi katolicy !

Tak, jade po "negatywnym przekazie" ( ).

Był czas to trzeba było ciąć dniami i nocami plugastwo które pełzało po ziemi oraz palić stosy dniami i nocami by zło obrócić w popiół. Zbyt litościwe katolickie serce okazane robactwu dzisiaj wydaje swoje chore zepsute owoce.

No i jak tu być toleranjcynym na rozne religie, jak wyjdzie taki ortodoks i takie rzeczy wygaduje?

dużo w tym nienawiści. ale czy katolickiej? Owszem. Każdy katolik nienawidzi zła.

Owszem. Każdy katolik nienawidzi zła.
Polując na bestie należy uważać, by samemu nie stać się bestią.
zła nienawidzi, ale czy ludzi, którzy to zło popełniają? Karać trzeba, ale gdzieś słyszałem, że Bóg każdemu daje szansę na przyjście do niego, nawet najgorszemu grzesznikowi. Niestety, Ripo, czytając te wypociny, mam wrazenie, że miast bronić swojej religii, to robisz jej krecią robotę. No ale skoro dla Ciebie Luter to idiota, to kim są papieże ?

swoją drogą, jestem ciekaw - mógłbyś ustosunkować się do postaci Jana Pawła II i tego, co zrobił w obrębie KRK? chyba wiesz o czym mówię, proszę o krótką charakterystykę jego pontyfikatu spod Twojej klawiatury.

pzodr.
Już sie wypowiadałem na ten temat. Poszukaj sobie bo nie chce mi sie powtarzać każdemu z osobna. Poza tym to nie koncert życzeń.
sory, że nie śledzę wszystkich Twoich postów. Jeśli byłbyś na tyle uprzejmy przypomnieć mi tę wypowiedź, byłbym wdzięczny. Bardzo mnie ciekawi Twoje zapatrywanie na tę kwestię.
to zależy jak ktoś sobie to zło definiuje. nienawiść już sama w sobie jest złem. a wydaje mi się, że Chrystus głosił miłość.

a wydaje mi się, że Chrystus głosił miłość. Dobrze mówisz, wydajecie ci sie tylko bo stworzyłaś sobie obraz Jezusa Chrystusa na własny użytek. Owszem głosił , ale nie ślepą miłość na zasadzie kochajmy wszystkich za wszystko. Głosił miłość oparta na SPRAWIEDLIWOŚCI. Na grzeszników miejscu miał bym sie na baczności niż liczył na to iż Bóg wybacza ślepo.

Pan Jezus tak mówi o mieszkańcach miast obojętnych na jego misję (11, 21-24):"Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno w worze i w popiele by się nawróciły. Toteż powiadam wam: Tyrowi i Sydonowi lżej będzie w dzień sądu niż wam. A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz. Bo gdyby w Sodomie działy się cuda, które się w tobie dokonały, zostałaby aż do dnia dzisiejszego. Toteż powiadam wam: Ziemi sodomskiej lżej będzie w dzień sądu niż tobie".
Idźmy dalej - 13,49-50: "Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłaczą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony: tam będzie płacz i zgrzytanie zębów".
W przypowieści o słudze wiernym i niewiernym (24, 45-51) Jezus powiada o niewiernym słudze, który opuścił się w opiece nad powierzonym mu przez pana majątkiem :"Karzą go ćwiartować i z obłudnikami wyznaczy mu miejsce. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów".
Jan Chrzciciel z Ewangelii Łukasza tak zapowiada Mesjasza (3, 17):"pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym".
O swym posłannictwie Jezus mówi (12,49- 51):"Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam". W zapowiedzi upadku Jerozolimy (19,41-44) Jezus mówi:"Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia".

W Apokalipsie św. Jana czytamy Baranek posyła na ziemię czterech Jeźdźców "I dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta" (6,8).

"Anioł zaś wziął naczynie na żar, napełnił je ogniem z ołtarza i zrzucił na ziemię, a nastąpiły gromy, głosy, błyskawice, trzęsienie ziemi. A siedmiu aniołów, mających siedem trąb, przygotowało się, aby zatrąbić. I pierwszy zatrąbił. A powstał grad i ogień - pomieszane z krwią, i spadły na ziemię. A spłonęła trzecia część ziemi i spłonęła trzecia część drzew, i spłonęła wszystka trawa zielona. I drugi anioł zatrąbił: i jakby wielka góra płonąca ogniem została w morze rzucona, a trzecia część morza stała się krwią i wyginęła w morzu trzecia część stworzeń - te, które mają dusze - i trzecia część okrętów uległa zniszczeniu. I trzeci anioł zatrąbił: i spadła z nieba wielka gwiazda, płonąca jak pochodnia, a spadła na trzecią część rzek i na źródła wód. A imię gwiazdy zowie się Piołun. I trzecia część wód stała się piołunem, i wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie. I czwarty anioł zatrąbił: i została rażona trzecia część słońca i trzecia część księżyca, i trzecia część gwiazd, tak iż zaćmiła się trzecia ich część i dzień nie jaśniał w trzeciej swej części, i noc - podobnie".(8,5-11)
Z Czeluści powstaje szarańcza, której zadaniem jest nie zabijać, lecz zadawać cierpienie przez 5 miesięcy. "I w owe dni ludzie szukać będą śmierci, ale jej nie znajdą, i będą chcieli umrzeć, ale śmierć od nich ucieknie". (9,6)
Armia czterech aniołów dokonuje masakry trzeciej części ludzkości.Na końcu zaś ziemia zostaje oddana we władanie Bestii. A wszyscy oddający pokłon Bestii zostaną zgładzeni. "I rzucił anioł swój sierp na ziemię, i obrał z gron winorośl ziemi, i wrzucił je do tłoczni Bożego gniewu - ogromnej. I wydeptano tłocznię poza miastem, a z tłoczni krew wytrysnęła aż po wędzidła koni, na tysiąc i sześćset stadiów." (14,19)

Po tykim wszystkim objawia się ON KRÓL KRÓLÓW PAN PANÓW :" Potem ujrzałem niebo otwarte: i oto - biały koń, a Ten, co na nim siedzi, zwany Wiernym i Prawdziwym, oto ze sprawiedliwością sądzi i walczy. Oczy Jego jak płomień ognia, a wiele diademów na Jego głowie. Ma wypisane imię, którego nikt nie zna prócz Niego. Odziany jest w szatę we krwi skąpaną, a imię Jego nazwano: Słowo Boga. A wojska, które są w niebie, towarzyszyły Mu na białych koniach - wszyscy odziani w biały, czysty bisior. A z Jego ust wychodzi ostry miecz, by nim uderzyć narody: On paść je będzie rózgą żelazną i On wyciska tłocznię wina zapalczywego gniewu wszechmocnego Boga. A na szacie i na biodrze swym ma wypisane imię: KRÓL KRÓLÓW PAN PANÓW. I ujrzałem innego anioła stojącego w słońcu: I zawołał głosem donośnym do wszystkich ptaków lecących środkiem nieba: Pójdźcie, zgromadźcie się na wielką ucztę Boga, aby pożreć trupy królów, trupy wodzów i trupy mocarzy, trupy koni i tych, co ich dosiadają, trupy wszystkich - wolnych i niewolników, małych i wielkich! I ujrzałem Bestię i królów ziemi, i wojska ich zebrane po to, by stoczyć bój z Siedzącym na koniu i z Jego wojskiem. I pochwycono Bestię, a z nią Fałszywego Proroka, co czynił wobec niej znaki, którymi zwiódł tych, co wzięli znamię Bestii i oddawali pokłon jej obrazowi. Oboje żywcem wrzuceni zostali do ognistego jeziora, gorejącego siarką. A inni zostali zabici mieczem Siedzącego na koniu, [mieczem], który wyszedł z ust Jego. Wszystkie zaś ptaki najadły się ciał ich do syta." (19,11- 21) Wreszcie na kościach i krwi ludzkości powstaje Nowe Jeruzalem niebiańskie, nowa ludzkość, obmyta we krwi ujrzy niebo nowe i ziemię nową.

wlasciwie to on nawet papiezem nie byl



bulla papieża Pawła IV z 1559 r. “Cum ex apostolatus”: “Jeśli kiedykolwiek w jaimkolwiek to czasie okaże się, iż...Kapłan Rzymski odejdzie od wiary katolickiej, czy popadnie w jakąś herezję przed przyjęciem papiestwa, przyjęcie dokonane nawet przy jednomyślnej zgodzie wszystkich kardynałów jest nieistniejące, nieważne i brakujące; ani nie może być powiedziane, że stanie się ono ważnym, albo nie może być traktowane w żaden sposób jako prawowite i aby nie myślano, iż daje ono takim (którzy przyjęli Urząd papieski - przyp. tłumacza) jakąś władzę administrowania albo to w sprawach duchowych albo to doczesnych lecz wszystko powiedziane, uczynione, administrowane przez nich, pozbawione jest wszelkiej mocy i nie nakłada absolutnie żadnej władzy, czy prawa nad kimkolwiek.I niechaj tacy poprzez sam ten fakt (eo ipso) i bez wymaganego orzeczenia winni być pozbawieni wszelkiej godności, stanowiska, zaszczytów, władzy czy prawa nad kimkolwiek”


a chodzacy dzis do kosciola to tez heretycy



Kościół, który zatwierdza takie błędy jest równocześnie schizmatycki i heretycki.Ten Soborowy Kościół nie jest zatem katolicki. W jakimkolwiek stopniu papież, biskupi, księża lub wierni przynależą do tego Nowego Kościoła, to oddzielają się sami od Kościoła Katolickiego

dobrze ze nie chodze
I za to podziwiam tych ludzi wielkiej wiary i wielkiego serca wojowników o nią.

Templariusze spod Hattin
http://www.krzyzowiec.prv.pl/

Chuj,może ktoś nie wie

Chuj,może ktoś nie wie Ty synek mi nie podawaj linka tylko wypowiedz sie na temat tego co tam przeczytałeś.
Linka podałem żeby reszta która może nie znała strony mogła się zapoznać z resztą twórczości autora ... ichuj.
Ogólnie strona zwiera sporo ciekawych tekstów takich jak ten. "Ciekawych"-->ciekawostek o których lubie poczytać,ale podanych w nudny i sztampowy sposób.

PS
Nie synkuj,nie jestes uprawniony

Ty synek mi nie podawaj linka tylko wypowiedz sie na temat tego co tam przeczytałeś.
Te, staruszku, Ciebie to też obowiazuje.

[ Dodano: |11 Sty 2009|, 2009 14:37 ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA]. • Design by Free WordPress Themes.

    Drogi uzytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczac Ci coraz lepsze uslugi. By moc to robic prosimy, abys wyrazil zgode na dopasowanie tresci marketingowych do Twoich zachowan w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam czesciowo finansowac rozwoj swiadczonych uslug.

    Pamietaj, ze dbamy o Twoja prywatnosc. Nie zwiekszamy zakresu naszych uprawnien bez Twojej zgody. Zadbamy rowniez o bezpieczenstwo Twoich danych. Wyrazona zgode mozesz cofnac w kazdej chwili.

     Tak, zgadzam sie na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerow w celu dopasowania tresci do moich potrzeb. Przeczytalem(am) Polityke prywatnosci. Rozumiem ja i akceptuje.

     Tak, zgadzam sie na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerow w celu personalizowania wyswietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych tresci marketingowych. Przeczytalem(am) Polityke prywatnosci. Rozumiem ja i akceptuje.

    Wyrazenie powyzszych zgod jest dobrowolne i mozesz je w dowolnym momencie wycofac poprzez opcje: "Twoje zgody", dostepnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usuniecie "cookies" w swojej przegladarce dla powyzej strony, z tym, ze wycofanie zgody nie bedzie mialo wplywu na zgodnosc z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.