ďťż
Czy św. Stanisław był zdrajcą?

WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA



Najważniejszy święty w polskim panteonie, biskup krakowski Stanisław ze Szczepanowa, był zdrajcą. Tak twierdzą historycy i pasjonaci historii. Przed wojną prawie udało się wykorzenić jego kult z Polski, niestety za sprawą kardynała Sapiehy powrócił i rozrósł się do monstrualnych rozmiarów. Św. Stanisław jest bowiem nie tylko męczennikiem za wiarę. Jest symbolem triumfu Kościoła nad państwem.
dalej »

Kto go zabił?

Legenda mówi, że 11 kwietnia 1079 roku w kościele na Skałce w Krakowie król Polski Bolesław Szczodry, zwany też Śmiałym, porąbał na kawałki odprawiającego mszę biskupa. Zrobił to powodowany motywem osobistym, co czyni tę zbrodnię jeszcze obrzydliwszą. Stanisław, duszpasterz młodego państwa, wytknął bowiem królowi jego niemoralne prowadzenie się. Wściekły i porywczy Bolesław nie mógł mu tego darować. Wydał rozkaz swym rycerzom, by rozprawili się z biskupem, ale ci, nie chcąc podnosić ręki na osobę duchowną, odmówili. Wtedy król sam dokonał zbrodni. Wkrótce potem władca musiał uchodzić z kraju i w niejasnych okolicznościach został zamordowany na Węgrzech. Jego miejsce zajął Władysław Herman, królewski brat, człowiek spokojnego usposobienia i nieskory do krwawych odwetów.

200 lat po śmierci biskupa rozpoczął się proces kanonizacyjny. Był to pierwszy w dziejach Kościoła proces, gdy w składzie kolegium kardynalskiego znajdował się advocatus diaboli - kardynał, który starał się wykazać niemożność kanonizacji Stanisława ze względu na moralnie niejasne motywacje, które kierowały nim za życia. Kanonizację jednak przeprowadzono, żeby nie powiedzieć - przepchnięto, i Stanisław ze Szczepanowa został świętym patronującym Królestwu Polskiemu. Do kanonizacji potrzebne były dwa udokumentowane cudowne wydarzenia. Po dwustu latach od śmierci Stanisława uznano za takowe cudowne pośmiertne zrośnięcie się jego członków, do których zleciały się z czterech stron świata cztery orły, a także wskrzeszenie rycerza Piotrowina, który umierając, przekazał Stanisławowi swoje dobra nad Wisłą.

Pierwszy cud był kanonizującym Stanisława kardynałom bardzo na rękę, świadczył bowiem o tym, że święty jak najbardziej nadaje się do patronowania królestwu, które akurat było w apogeum rozbicia dzielnicowego i bardzo potrzebowało idei integrującej. Drugi cud był tylko uzupełnieniem. Św. Stanisław był bardzo potrzebny kanonizującym go hierarchom. Dzięki niemu akcja konsolidacyjna dzielnic Polski przy udziale episkopatu mogła się nieco zdynamizować, wbrew separatystycznym dążeniom dzielnicowych książąt.

W zapomnianej już powieści Karola Bunscha "Imiennik", opisującej dzieje króla Bolesława Szczodrego, św. Stanisław został przedstawiony jako ewidentny zdrajca, a jego rzekome cuda jako hochsztaplerskie sztuczki mające na celu zagarnięcie dóbr po zmarłych wielmożach. Wskrzeszony rycerz Piotrowin był według pisarza wynajętym przez biskupa trędowatym, który położony został przez jego sługi nocą w krypcie kościoła w Piotrowinie, a następnego dnia "wskrzesił" go Stanisław. Nikt oczywiście nie wie, jak było naprawdę. Wiadomo jednak, jak układała się sytuacja polityczna w ówczesnej Europie i jak wpływała ona na relacje pomiędzy możnymi w Królestwie Polskim.

Papież i cesarz

Czasy, w których żyli król Bolesław i biskup Stanisław, były epoką głębokiej reformy Kościoła dokonanej przez papieża Grzegorza VII. Papież ten zapisał się w historii tym, że upokorzył cesarza Niemiec Henryka IV, każąc mu pielgrzymować do Canossy w worku pokutnym i z pochwą od miecza na szyi. Grzegorz był człowiekiem pobożnym i prawym, dzieckiem reguły kluniackiej zmierzającej do reformy Kościoła i ustanowienia przezeń porządku ziemskiego wzorowanego na niebiańskim. Władza świecka miała być w nim podporządkowana kościelnej. Nie mógł tych planów zaakceptować najsilniejszy władca ówczesnej Europy - cesarz Niemiec. Konflikt pomiędzy tymi dwoma potęgami, papiestwem i cesarstwem, był burzliwy i długotrwały. Papież, dążąc do integracji wewnętrznej Kościoła, między innymi zakazał księżom posiadania żon; do czasów jego panowania duchowni Kościoła zachodniego mogli się żenić i zakładać rodziny. Ta i inne decyzje napotkały oczywiście opór księży i biskupów, którzy mieli rodziny. Część duchowieństwa zbuntowała się przeciwko Grzegorzowi, w długotrwałych politycznych walkach pozbawiono go tiary i powołano na jego miejsce antypapieża Klemensa III. Grzegorz zmarł na wygnaniu w 1085 roku.

Polityka papieża była bardzo ważna dla Polski, popierał on bowiem tych władców, którzy osłabiali potęgę Niemiec. Takim właśnie królem był Bolesław Szczodry i władca Węgier Geza. Na nich opierała się papieska polityka w Europie Środkowej. Likwidacja tych dwóch ludzi lub chociażby tylko pozbawienie ich władzy komplikowało znacznie sytuację Grzegorza. Cesarstwo więc przy pomocy swych wasali z Czech i zbuntowanych lub tylko niechętnych Rzymowi hierarchów rozpoczęło intrygę mającą pozbawić tronu króla Polski. Prawdopodobnie, bo na pewno tego nie wiemy, ważnym elementem tej intrygi był biskup krakowski Stanisław.

Możemy to wnioskować choćby z tego, w jaki sposób sprawa jego śmierci została opisana, a raczej nieopisana przez Galla Anonima. Otóż kronikarz tworzący za czasów Bolesława Krzywoustego stara się wyważyć rację obydwu stron, a nie mogąc tego zrobić jednoznacznie, zostawia ową sprawę bez oceny. Dlaczego to takie ważne? Otóż dlatego, że żyjący po Gallu apologeci biskupa bez żenady przyznali biskupowi Stanisławowi atrybuty świętości, a Gall, który przecież opisywał dzieje władcy bynajmniej nie zainteresowanego sławieniem króla Bolesława Szczodrego, zdobył się na rzetelną powściągliwość. Nie mógł przyznać racji królowi, bo ten był zbyt gwałtowny, nie mógł przyznać jej biskupowi, bo jego konszachty z Czechami i Niemcami były w czasach powstawania kroniki zbyt oczywiste, by je zakłamywać. Człowiek, który swym autorytetem wspierał kronikarza, Bolesław Krzywousty, był także w kłopotliwej sytuacji. Kronika królewska nie mogła kłamać o wydarzeniach tak świeżej daty, a uprawianie propagandy na rzecz stryja, po którym odziedziczył tron ojciec Krzywoustego, także nie wchodziło w rachubę.

Dziwne są losy ludzi zaplątanych w sieć władzy i dziwne są losy mitów, takich jak ten o św. Stanisławie. Po zamordowaniu biskupa i śmierci króla mordercy na tron w Krakowie cesarstwo wprowadziło swoją marionetkę - Władysława Hermana. On to przekazał cesarzowi insygnia władzy królewskiej, rezygnując z pretensji do korony i pokornie godząc się na rolę wasala i tytuł księcia. Cesarstwo miało więc spokój na zachodniej granicy, a najgorszy jego wróg - Królestwo Polskie - był uspokojony. Historia jednak płata figle. Władysław Herman, władca bez charyzmy i autorytetu, został w końcu ojcem. Urodził mu się syn, którego jak na ironię nazwał Bolesławem. Chłopak ten nabawił się w dzieciństwie jakiejś wrzodowej choroby, która wykrzywiła mu usta.

Spodziewano się po nim, że będzie kontynuował politykę ojca, jednak kiedy doszedł do pełnoletności, przysporzył cesarstwu tylu kłopotów i zmartwień, że nie zrobiłoby tego nawet dziesięciu Bolesławów Szczodrych. On to właśnie, wstydząc się chyba polityki własnego ojca, jego słabości i uległości, wygnał po śmierci Hermana wszystkich, którzy mogliby przeszkodzić mu w realizacji politycznych celów. On to sprowadził z zachodu zakonnika, który opisał historię jego i jego przodków tak, że w całej historii średniowiecza trudno o bardziej wyważoną i jednocześnie politycznie istotną relację. Zrobił tak, ponieważ potrzebował mitu króla i biskupa do własnych celów. Ci, którzy przyszli po nim, także go potrzebowali, tyle że dla nich biskup był święty, bo jego męczeńska śmierć od miecza symbolizowała rozbite na dzielnice królestwo, które z bożą pomocą w cudowny sposób zrosło się w jeden organizm.

Sprawa biskupa Stanisława powraca co jakiś czas w naszej historii jako wyjątkowy przypadek świętego przydatnego polityce. W 1920 roku Sejm niepodległej Polski zwrócił się do Rzymu z prośbą o wykreślenie Stanisława z listy świętych. Rzym zgodził się na to. Jednak dzięki zabiegom kardynała Sapiehy kult biskupa Stanisława powrócił i kwitnie do dziś. Święty męczennik jest dla hierarchów i wiernych tym samym symbolem, którym był w czasach, gdy go kanonizowano - uosabia jednoczące się państwo i Kościół, który nie ulega naciskom świeckim.

Aleksandra Wilk
źródło: o2.pl

zawsze zastanawiało mnie czemu (św.?) Stanisław był przedstawiany i lansowany na Patrona Polski, choć zdradził i osłabił na wiele lat nasze państwo. Najciekawszy jest ostatni akapit -Sejm II RP miał jaja, żeby wysłać do Watykanu prośbę o skreślenie zdrajcy z listy świętych. Z artykułu wynika, że tak sie stało. W takim razie nazywanie go "świętym" w różnych przemowach biskupich wydaje sie być bezprawne


O kurwa takich herezji to dawno nieczytalem :shock:
Obszernie o biskupie Stanisławie, Bolku Śmiałym i ówczesnej sytuacji w Europie (spór o prymat) pisze Łysiak w "Wyspach Bezludnych". Stawia tam tezę że Stanisław był agentem/stronnikiem Cesarza, bądź jego popleczników.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [WIEĹťA WIDOKOWA JAGODA]. • Design by Free WordPress Themes.